Nie jest tajemnicą, że alkohol dla nieletnich jest ciągle całkiem łatwo dostępny. Wrocław więc mówi „dość!”. Po mieście mają chodzić „tajemniczy klienci” i sprawdzać, w których sklepach i barach sprzedawcy będą pytać o dowód.
Badanie będzie prowadzone na zlecenie wrocławskiego urzędu miejskiego – i ma dotyczyć miejsc, gdzie można dostać alkohol – podaje „Gazeta Wrocławska”. Jak więc nietrudno się domyślić, będą to przede wszystkim sklepy, bary czy kluby.
Tajemniczym klientem ma być osoba, która dopiero niedawno przekroczyła próg pełnoletności. A „jej wygląd i zachowanie mają budzić uzasadnione wątpliwości dotyczące jej pełnoletniości”.
Alkohol dla nieletnich. Wrocław wyda na akcję 20 tys. zł
Tajemniczy klient ma odwiedzać wrocławskie sklepy i bary od 16 września do 31 października. Miasto planuje wydać na tę akcję około 20 tys. zł. Nie wybrano jednak póki co wykonawcy. Organizacje pożytku publicznego mogą jeszcze wysyłać zgłoszenia do 27 sierpnia.
Pozostaje pytanie, jak karani będą ci sprzedawcy, którzy „testu osiemnastolatka” jednak nie przejdą. Jak zapewnia miasto Wrocław, to nie o karanie tu chodzi.
Bo w ramach akcji mają być przeprowadzone specjalne warsztaty i szkolenia – właśnie dla tych przedsiębiorców i sprzedawców, którzy zostaną przyłapani na „gorącym uczynku”. Takie szkolenie ma być zakończone nawet wręczeniem specjalnego certyfikatu.
Oczywiście jednak tacy sprzedawcy mogą zostać ukarani jeszcze przez inne instytucje. A przypomnijmy – za sprzedaż alkoholu nieletnim grozi grzywna lub nawet 2 lata więzienia.
Alkohol dla nieletnich. Skąd ten pomysł?
Z informacji „Gazety Wrocławskiej” wynika jednak, że to wcale nie jest tak, że problem sprzedaży alkoholu nieletnim jest coraz poważniejszy.
– Nie ma żadnego wzrostu liczby spraw związanych z kupowaniem alkoholu przez nieletnich i nie ma wielu takich interwencji. Od początku tego roku mamy zarejestrowanych 50 spraw, których sprawcami są osoby nieletnie – informuje wrocławska policja.
Dodaje, że wśród takich spraw dominują między innymi bójki, rozboje czy kradzieże. Jednak funkcjonariusze podkreślają, że 50 incydentów przez pół roku to wcale nie jest tak dużo.
Czy więc warto przeznaczać 20 tys. zł z miejskiej kasy na taki program? Cóż, można powiedzieć, że to trochę walka z wiatrakami. Przecież chyba każdy nastolatek chce jakoś spróbować procentów. I zwykle znajdzie sposób, by to zrobić. A kreatywność nastolatków, którzy chcą się nieco rozerwać zawsze chyba będzie większa niż czujność sprzedawców.