Antypolonizm w Izraelu – wyssany z mlekiem matki?

Zagranica Dołącz do dyskusji (255)
Antypolonizm w Izraelu – wyssany z mlekiem matki?

W gorączce kampanii wyborczej, w Izraelu wciąż żywa jest dyskusja o słowach tamtejszego pełniącego obowiązki ministra spraw zagranicznych. Israel Katz przepraszać nie zamierza, ku konsternacji i oburzeniu części obserwatorów tamtejszej sceny politycznej. Siłą rzeczy, przyzwoitego człowieka taka generalizacja oburza. Niestety, antypolonizm w Izraelu jest silny.

Wyważona reakcja Mateusza Morawieckiego na wypowiedź Israela Katza wydaje się być słuszna

Koniec konferencji bliskowschodniej odbił się Polsce czkawką. Spór z Izraelem najwyraźniej udało się jakoś załagodzić. W ten sposób, że nasz rząd zareagował, przyczyniając się do odwołania szczytu Grupy Wyszehradzkiej mającego się odbyć właśnie w Izraelu. Reprezentanci pozostałych państw V4 pojawili się w Jerozolimie i spotkali z premierem Benjaminem Netanjahu. Tymczasem w Polsce politycy zaraz znaleźli sobie ważniejszy przedmiot sporu. Można śmiało założyć, że na poziomie międzypaństwowym sprawa rozeszła się po kościach.

Nie oznacza to bynajmniej, że słowa Israela Katza o antysemityzmie Polaków wyssanym z mlekiem matki zostały zapomniane. Zwłaszcza, że ten wcale nie zamierza przepraszać, nie widzi nic zdrożnego. To może się nie podobać, nie tylko w Polsce. Także w Izraelu spadła na niego zasłużona krytyka. Z jednej strony, krytykowano oczywiście samo pakowanie do jednego wora i szmalcowników, i całość polskiego społeczeństwa i współczesnych Polaków. Z drugiej, Izraelczykom nie podoba się podkopanie wysiłków dyplomatycznych premiera Netanjahu, do tego na ostatniej prostej przed wyborami.

Czy to antypolonizm w Izraelu stoi za wyrazami poparcia dla wypowiedzi tamtejszego ministra spraw zagranicznych?

Tymczasowy minister spraw zagranicznych Izraela znajduje jednak słowa poparcia. Na stronie izraelskiego dziennika Haaretz można się spotkać z opinią, jakoby wzywanie Israela Katza do przeprosin – przez polityków, dyplomatów i badaczy Holokaustu – było głupie. Co więcej, stwierdzono, że Polacy faktycznie wyssali antysemityzm z mlekiem matek, że byli i dalej pozostają w większości zadeklarowanymi antysemitami. Tysiąc lat wspólnej historii zostało określone wręcz jako „nieustający koszmar”, pełen pogromów i innych prześladowań. Czy jest to kolejny dowód na to, że istnieje dokładnie odwrotny problem – antypolonizm w Izraelu?

W pewnym sensie, tak. Warto zauważyć, że nasze społeczeństwa są pod wieloma względami bardzo do siebie podobne. Na przykład w obydwu krajach rządzą siły określane w nich jako „prawicowe”. Debata publiczna jest bardzo silnie skupiona na historii i tożsamości, co w przypadku Żydów jest dużo bardziej zrozumiałe. Do tego zdecydowana większość mieszkańców obydwu państw nie żyje polityką i narodowymi antagonizmami, kłótnie „na górze” mając głęboko w nosie.

Sposób myślenia Polaków i Żydów o drugiej wojnie światowej są sprzeczne, w przeciwieństwie do argumentacji obydwu stron

Niemniej, na poziomie właśnie debaty publicznej, warto zastanowić się nad tym, skąd się ten antypolonizm w Izraelu bierze. Podstawowym argumentem strony izraelskiej jest to, że bardzo wielu Polaków współpracowało z Niemcami w trakcie II Wojny Światowej. My zwykliśmy odpowiadać: Polska była jedynym krajem bez realnej, systemowej kolaboracji z hitlerowskim okupantem. Polskie państwo podziemne starało się pomagać Żydom, wykonywało niekiedy wyroki na szmalcownikach. Poza tym: Polska była jedynym krajem, w którym karano śmiercią za pomoc żydowskim sąsiadom (to akurat nieprawda – taki sam przepis funkcjonował w Serbii). Problem w tym, że obydwie narracje w żadnym wypadku nie są sprzeczne.

Polacy słusznie uważają się za jeden z kilku narodów, które ucierpiały w trakcie wojny na niewyobrażalną dla innych skalę. Oczywiście, wśród nich są Żydzi – ale również Romowie, czy Rosjanie. Łatwo przypuszczać, że po ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej, w przypadku zwycięstwa Hitlera, bylibyśmy następni w kolejce. Zwłaszcza, że jeszcze w trakcie I Wojny Światowej niemiecka koncepcja „Mitteleuropy” przewidywała dla ludności polskiej, ale też zamieszkujących Polskę Żydów, czystki etniczne i zagonienie do niewolniczej pracy na rzecz zwycięskiego Cesarstwa Niemieckiego. W toku brutalnej, bestialskiej okupacji, ludzie byli gotowi robić najbardziej nikczemne rzeczy, byleby tylko przeżyć. Dlatego narracja o „wyjątkowym narodzie aniołów, którzy wydawaniem Żydów się nie skalał” (a jeśli już, to pojedyncze, zdegenerowane jednostki) jest po prostu mało wiarygodna.

II Rzeczpospolita, także za rządów Sanacji, wcale nie była najlepszym miejscem do życia dla Żydów

Nie tylko byli Polacy, którzy pomagali Niemcom wyłapywać żydowskich sąsiadów, lub starali się zyskać na żydowskiej krzywdzie, ale było ich też wcale niemało. Nie bez powodu w opowieściach ze strony ocalałych z zagłady często przewija się wątek różnego rodzaju krzywd ze strony polskich sąsiadów. Sprzyjał temu zresztą klimat lat trzydziestych. Rządy sanacji były nie tylko marnotrawnym i autorytarnym reżimem swoją dysfunkcyjnością dorównującą późnemu PRLowi. To wówczas, po śmierci Józefa Piłsudzkiego, pozbycie się Żydów z Polski zostało włączone do agendy naszego państwa. Z tego zresztą korzystały organizacje syjonistyczne, mające z Polakami w tym względzie wspólnotę interesu.

Tym bardziej na podziw zasługują osoby, które z narażeniem życia Żydom pomagały. Zarówno polscy Sprawiedliwi Wśród Narodów świata, jak i ci, którzy na tej liście z tych czy innych powodów się nie znaleźli.

Antysemityzm w Polsce nie skończył się z drugą wojną światową

Polacy zwykle starają się przemilczać kwestię kilku pogromów, jakie miały miejsce już po zakończeniu II Wojny Światowej. Niestety, takie zdarzenia miały miejsce. Najbardziej znanym jest pogrom kielecki z 1946 r. Nawet, jeśli faktycznie było to raptem kilka takich przypadków, to nie można lekceważyć efektu, jaki sam fakt musiał wywrzeć na Żydów, którzy ledwo co uszli z życiem po okropnościach wojny.

Żydzi zwykli z kolei bagatelizować kwestię nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego w organach tworzącej się po wojnie Polski Ludowej. Na zachodzie przyjęło się ją uznawać za jedyne legalne państwo polskie, Polacy z kolei posuwają się czasem do stwierdzeń o „drugiej okupacji”. Nie ulega wątpliwości, że stalinizm został w Polsce zaprowadzony wbrew woli społeczeństwa. I to właśnie komuniści stali się sprawcami ostatniej prawdziwej tragedii w relacjach polsko-żydowskich. Mowa, oczywiście o roku 1968.

Na skutek rozgrywek wewnątrz Partii – których stawką była, jakże by inaczej, władza – zmuszono do emigracji do 20 tysięcy osób. Oczywiście, prawdziwym celem byli bardzo konkretni Żydzi, nielubiani towarzysze partyjni mózgów całej operacji. Przeprowadzono antyżydowską czystkę w wojsku, urzędach, zakładach pracy. Osoby o niewłaściwym pochodzeniu traciły pracę. Co więcej, władza ludowa przy okazji rozpętała nagonkę na Żydów, „syjonistów” jak ich nazywano, w skali całego kraju. Ocalałych z Holocaustu jest na świecie coraz mniej. A jednak wygnańców z 1968 r. i ich potomków zostało całkiem sporo, także w Izraelu.

Zmiana władzy w Izraelu nie przyniesie zmiany nastawienia do Polski

Jak to wygląda w Polsce dzisiaj? Są antysemici, oczywiście – ale Żydów zbyt wielu już niestety nie. Tak naprawdę bez faktycznej obecności „wroga”, polski antysemityzm stał się prymitywny, prostacki, właściwie nieskierowany przeciwko Żydom. „Żyd” dla takiego typowego polskiego antysemity stanowi obelgę, którą można stosować zamiennie z „lewakiem”, czy którymś z popularnych polskich wulgaryzmów.

Nie jest to z całą pewnością coś, co można porównywać do faktycznej przemocy wymierzonej w Żydów, jaka trafić się może na zachodzie Europy. Haaretz również ten fakt zauważył, zwracając uwagę na działania prezydenta Emmanuela Macrona we Francji. Trzeba tutaj jednak zauważyć, że lawinowy wzrost przejawów antysemityzmu na zachodzie wiąże się w dużej mierze z napływem migrantów z krajów arabskich. Nie to, żeby tego antysemityzmu wcześniej tam nie było… Bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy jest, jakże by inaczej, polityka państwa Izrael, w stosunku do Palestyny i sąsiadów.

Nie należy się dziwić, że antypolonizm w Izraelu występuje. Trudno byłoby go zresztą wiązać wyłącznie z zapleczem politycznym Benjamina Netanjahu. Jeśli ktoś myśli, że jeśli ten przegra kwietniowe wybory, to szykuje się zmiana w podejściu Izraelczyków do Polski, może się przeliczyć. Jeden z liderów konkurencyjnego ugrupowania, Jair Lapid, również zdążył zasłynąć z nieprzychylnych wypowiedzi względem naszego kraju.

W jaki sposób Polska powinna reagować na antypolonizm w Izraelu i jego skutki?

Jak w takim razie powinniśmy zachowywać się w stosunku do państwa żydowskiego? Paradoksalnie, ostatnie posunięcia premiera Mateusza Morawieckiego nie są wcale złe. Brak zbędnej eskalacji napięcia, przeczekanie do wyborów w Izraelu, zamiecenie pod dywan wręcz. Politycy stracą powód do eskalowania napięcia, to sprawa rozejdzie się po kościach, jak zwykle. Trzeba pamiętać, że Polska jakichś wielkich interesów na Bliskim Wschodzie nie ma. Nie licząc, oczywiście, prób udobruchania Stanów Zjednoczonych. Nie jesteśmy dla siebie z Izraelem bardzo ważnymi partnerami gospodarczymi. Być może najlepiej byłoby zrezygnować z teatralnych gestów? Te najczęściej robione są na użytek wewnętrzny.