Artykuł 4 NATO to wstęp do poważniejszych działań związanych z zagrożeniem ze strony Rosji
W nocy z wtorku na środę w polską przestrzeń powietrzną znowu wleciały rosyjskie drony. Z informacji Onetu wynika, że tym razem było ich aż 19. Przy okazji poprzednich incydentów sugerowałem, że żeby wrogie bezzałogowce zostały zestrzelone, musielibyśmy liczyć na myśliwych i ich cudowną zdolność do mylenia wszystkiego z dzikami. Na szczęście okazało się, że się myliłem. Polskie F-16 i holenderskie F-35 wyeliminowały te, które stwarzały potencjalne zagrożenie. Najwyraźniej tym razem wszystko zadziałało tak, jak powinno. Żołnierzom i dowódcom należą się więc słowa uznania.
Nie oznacza to jednak, że zestrzelenie dronów kończy temat. Jest wręcz przeciwnie. W końcu wtargnięcie takiej ilości latających bomb na nasze terytorium było celowym działaniem ze strony Kremla. Warto w tym momencie wspomnieć, że ciągłe prowokacje i testowanie zdolności obronnych sąsiadów to sprawdzona rosyjska zagrywka uskuteczniana od dawna wobec członków NATO. Do tej pory problem udało się trwale rozwiązać chyba tylko Turcji – poprzez zestrzelenie w 2015 r. samolotu Su-24.
Należy więc postawić pytanie: co teraz? Na szczęście nie musimy się zastanawiać nad odpowiedzią. Przekazał ją bowiem w Sejmie premier Donald Tusk.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Konsultacje sojusznicze właśnie w tej chwili przybrały charakter wniosku formalnego o uruchomienie artykułu 4. Traktatu Północnoatlantyckiego. Decyzja o uruchomieniu art. 4 poprzedziły moje konsultacje z panem prezydentem. Jest to nasza wspólna rekomendacja i wspólna decyzja.
Czym właściwie jest artykuł 4 NATO i czym różni się od słynnego artykułu 5? Na pierwszy rzut oka jego treść nie brzmi może specjalnie spektakularnie:
Strony będą się wspólnie konsultowały, ilekroć, zdaniem którejkolwiek z nich, zagrożone będą integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze Stron.
Sprowadza się do tego, że sojusznicy w trybie pilnym zastanowią się, nad tym, co można i co należy zrobić z zagrożeniem dla państwa, które artykuł 4 NATO uruchomiło. Stanowi więc preludium do poważniejszych i bardziej konkretnych działań. W przeszłości NATO korzystało z niego siedmiokrotnie. Polska skorzystała z takiej możliwości dwukrotnie. Zarówno w 2014 r., jak i w 2022 r. chodziło o rosyjską inwazję na Ukrainę.
Artykuł 5 to z kolei sojusznicze zobowiązanie do udzielenia pomocy państwu, które padło ofiarą zbrojnej napaści. Z tej możliwości skorzystały Stany Zjednoczone po zamachach z 11 września 2001 r.
Dzisiaj sterowana przez Kreml dezinformacja w internecie wyrządza Polsce większe szkody niż rosyjskie drony
Uruchomienie artykułu 4 NATO rzecz jasna nie jest jedynym działaniem, które Polska podjęła. Rosyjski charge d'affaires (osoba kierująca ambasadą w zastępstwie ambasadora) został wezwany przez nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wręczona miała mu zostać nota protestacyjna. Rosjanin wypierał się w żywe oczy, twierdząc, że "Polska nie przedstawiła żadnych dowodów na to, że drony zestrzelone nad naszym krajem były pochodzenia rosyjskiego" a oskarżenia kierowane wobec Rosji są "bezpodstawne".
Być może wtargnięcie rosyjskich dronów ma jakiś związek z całkowitym zamknięciem granicy Polski z Białorusią, w tym także dla pociągów towarowych. Dlaczego zdecydowaliśmy się na taki krok? Jego przyczyną są przeprowadzane w Białorusi manewry "Zapad 2025" ("zapad" to po rosyjsku "zachód"), w których trakcie wojska Kremla i jego marionetki mają ćwiczyć zajmowanie przesmyku suwalskiego. Chodzi o fragment terytorium Polski i Litwy, który odcina Obwód Królewiecki od reszty Rosji.
Teoretycznie samo przeprowadzanie takich manewrów nie powinno stwarzać bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski. Trzeba jednak pamiętać, że właśnie takie ćwiczenia stanowiły w 2022 r. preludium do ataku na Ukrainę. Nie ma się co dziwić, że nasze władze wolą dmuchać na zimne. Nie bez znaczenia jest także migracyjna wojna hybrydowa, którą Białoruś i Rosja toczą przeciwko Polsce od co najmniej 2021 r. Prawdę mówiąc, artykuł 4 NATO należało uruchomić już wtedy.
Co jeszcze polski rząd może zrobić w związku z wtargnięciem rosyjskich dronów? Moskwie został jeszcze jeden konsulat, który zawsze można zamknąć. W odwecie Rosjanie najprawdopodobniej zamknęliby ostatnią z polskich placówek tej rangi, która znajduje się w Irkucku.
Nie bez znaczenia jest także ochrona cyberprzestrzeni. Także na tym froncie powinniśmy przyjąć bardziej aktywną strategię działania. Należy przypomnieć, że pod koniec czerwca minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski potwierdził w TVN24, że za cyberataki na Polskę odpowiadają dwie rosyjskie grupy stworzone przez GRU.
Robią to w koordynacji. Z jednej strony jest atak na infrastruktury krytyczne, a z drugiej na dezinformację, żeby siać panikę, żeby pokazać, że państwo sobie nie radzi
Dezinformacja sterowana przez Rosję to coś, z czym każdy z nas może się spotkać na co dzień w internecie. Bota albo trolla niestety najłatwiej dzisiaj rozpoznać po polskiej fladze w zdjęciu profilowym oraz bardzo specyficznym zachowaniu: aktywnym szczuciu na Ukrainę i Ukraińców, daleko posuniętej wyrozumiałości względem Moskwy, nakręcaniu polaryzacji i wojenki polsko-polskiej oraz promowaniu poglądów mających osłabić nasze społeczeństwo. Tuż po rozpoczęciu ostatniej rosyjskiej inwazji informowaliśmy na łamach Bezprawnika o tym, że trolle Kremla w polskim internecie błyskawicznie przebranżowiły się z promowania postaw antyszczepionkowych na wspieranie rosyjskiej propagandy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na razie polskojęzyczne boty i trolle wyrządzają Polsce większe szkody niż rosyjskie drony. Być może czas wreszcie coś z nimi zrobić?