Za każdym razem, kiedy wydaje się, że szczyt bezczelności nie może zostać osiągnięty, rodak przychodzi i mówi „sprawdzam”. Tak było z restauracją „Bar na Klinach”, która przywłaszcza sobie zdjęcia jedzenia robionego przez innych kucharzy oraz restauracje i publikuje je jako własne. Kiedy zwróci się im uwagę – jej pracownicy zaczynają bawić się w nieudolnych mistrzów ironii.
Nie wiemy, czy restauracja „Bar na Klinach” ma tak niewiele do pokazania z własnego asortymentu, że sięga po cudzy. Możemy się tylko domyślić, że znaleźli sobie sposób na stworzenie marki, ale w internecie nic nie ginie. Kiedy jedna z blogerek kulinarnych – Kobieta Wszechjedząca – zwróciła im uwagę (gdyż użyli jej zdjęć, a potem opatrzyli nieudolną czcionką), powiedzieli, że powinna w takim razie wpisywać swoje przepisy do zeszytu.
Bo z bloga to każdy może wziąć, prawda? Przeprosili, jeśli „źle się poczuła”, życzyli, żeby tylko takie problemy miała w życiu. Jak sami dodali, śmieszą ich ludzie, którzy zamiast zajmować się kuchnią, biorą się za prawo (autorskie). Polecili, żeby podać ich do sądu, albo też skazać zaocznie na śmierć. Słowem: ktoś u nich zdecydowanie nie umie ani w PR, ani w prowadzenie strony. Całość tej uroczej konwersacji można przeczytać poniżej.
Ciągnę sprawę tutaj, bo temat praw do własnych zdjęć jest ważny dla każdego twórcy.Z cyklu: jak "przeprosić" za…
Opublikowany przez Kobieta Wszechjedząca Sobota, 3 lutego 2018
Po krótkiej i ostrej wymianie zdań restauracja usunęła zdjęcia tej konkretnej blogerki. Inne zachowała – w jednym z ich ostatnich postów widzimy na przykład zdjęcie rosołu. Śliczne, wręcz stockowe, a pochodzi ze strony Week Night Recipes. Zresztą, kto chce, może sobie sprawdzić sam – adres ich fanpage’a znajduje się tutaj.
Kradzież zdjęć
Rzecz jasna, taka bezczelność nie mogła zostać bez odzewu ze strony internautów. Nic by ich nie kosztowało, by najpierw zapytać autora o zgodę, a po otrzymaniu jej, wskazać na fanpage, kto jest autorem zdjęcia. Markę z pomocą blogerów można wyrobić szybko, a im większe mają zasięgi, popularność również rośnie. Skoro bardziej interesuje ich kuchnia (cudza), niż prawo, mogli nawet wejść na Bezprawnika i przeczytać ten artykuł:
Albo wpisać w google „czy mogę użyć czyjegoś zdjęcia bez jego zgody”. Wyszukiwarka jest niczym ten stary, buddyjski mnich pełen mądrości – zawsze odpowie na pytania pacholęcia dziwującego się światu. No, ale optymistycznie zakładamy, że komuś przychodzą do głowy takie rzeczy.
Wniosek jest taki, że jeśli „Bar na Klinach” gotuje równie wyśmienicie, co zna się na rozmawianiu z ludźmi, to pozostaje pogratulować. Nie sposób jednak nie zadać pytania: dlaczego nie wrzucają zdjęć własnych potraw? Czyżby nie było co pokazywać światu?