Bardzo, ale to bardzo lubię pisać o takich rewelacjach. Góry, ładne miejsca i dodatkowo pieniądze od Państwa – a wydawało się, że w Polsce to raczej niemożliwe. Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju (tak jest takie) oferuje nawet pół miliona kredytu dla przedsiębiorców, którzy chcieliby prowadzić biznes w Bieszczadach.
Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady
Nie wiadomo, czy polskie ministerstwo zainspirowało się ofertami, jakie składały włoskie i szwajcarskie miasta, jedno jest pewne, ofertę można postrzegać jako atrakcyjną. Jeżeli dla kogoś przeprowadzka do Szwajcarii to jednak za duży problem, dzięki MIiR może wybrać bliższą destynację.
Oferta ministerstwa polega przede wszystkim na udzielaniu atrakcyjnych pożyczek dla przedsiębiorców, którzy chcieliby prowadzić lub już prowadzą działalność w Bieszczadach. Otwierany biznes musi być związany z promocją regionu i branżą turystyczną. Pieniądze można więc wykorzystać na zakup nieruchomości, remont, tworzenie parków tematycznych, infrastruktury, uzdrowisk. O pożyczkę mogą się również starać przedstawiciele ginących, tradycyjnych zawodów, zajmujący się rękodziełem i rzemiosłem oraz producenci żywności ekologicznej, a także produktów tradycyjnych i regionalnych.
Udzielana pożyczka nie wymaga wkładu własnego, jest jednak inny warunek –na spłatę mamy 5 lat. Oznacza to, że po ich upływie pieniądze należy zwrócić. I tu mogą zacząć się schody.
Biznes w Bieszczadach
Kusząca perspektywa przeniesienia się w najdzikszy region w Polsce, może nie jest całkiem naiwną mrzonką. W powyższym martwić może jedynie fakt, że pieniądze rozdaje ministerstwo, które działa dopiero od niecałych dwóch miesięcy i chyba nie do końca zna realia prowadzenia jakiejkolwiek działalności w Bieszczadach. Jeżeli przejrzymy fora i zorientujemy się trochę w sytuacji, szybko zobaczymy, że to co uda się w innych regionach, niekoniecznie uda się w Bieszczadach. Odległość, brak komunikacji i dróg oraz przede wszystkim nieruchomości do kupienia, szybko może zniechęcić nawet najwytrwalszych.
Dodatkowo dochodzi do tego krótki sezon turystyczny, długa zima i rozległe tereny ochrony ścisłej, na których nie można podejmować żadnej działalności. A na dodatek – co razi najbardziej – brak pomysłu miejscowych samorządów na zagospodarowanie i promocję, w efekcie czego możemy spotkać tu wszystko – trochę góralszczyzny, trochę dzikiego zachodu i trochę bliżej niezdefiniowanej bojkowszczyzny. Trzeba również pamiętać, że cała siła przyciągania Bieszczadów opiera się na dzikości i dziewiczości tych terenów, co jakby trochę kłóci się z założeniami programu.