Black Red White postanowiło użyć prac jednej artystki, Archistacji i umieścić je na swoich plakatach. Rzecz w tym, że sama Archistacja o niczym nie wiedziała, a teraz obserwujemy festiwal przerzucania się odpowiedzialnością.
To, jak niektóre firmy lubią „pożyczanie” prac z Internetu, wiemy nie od dzisiaj. Czasami są to osoby prywatne, jak autorka Katarzyna Michalak, która nie dość, że produkuje książki o znikomej wartości literackiej, to w dodatku lubiła podkradać obrazki z deviantartu. Był to, jej zdaniem, zaszczyt dla osoby okradanej, ponieważ w ten sposób nie musiała artystka tworzyć grafik dla pampersów. Długa historia, zero pokajania się.
Tutaj mamy jednak inną sytuację. Sieć Black Red White umieściła w swoim sklepie internetowym jako plakaty grafiki Archistacji, artystki. Za 63 złote, mimo, że zastrzegała, że jej prace nie są do użytku komercyjnego. Zorientowała się dość prędko, że została potraktowana w – co tu dużo mówić – niegrzeczny sposób. O sprawie napisała na swoim fanpage, gdzie szybko otrzymała zresztą wyjaśnienia. Przejdźmy więc do meritum.
Black Red White vs Archistacja
Black Red White szybko odpowiedziało na wpis Archistacji. Jak sami twierdzą, chcą szybko wyjaśnić sprawę, a prawa autorskie są dla nich ważne. Niedługo później odezwała się firma Ars Longa Sp. z o.o., która dostarczyła im grafiki. Oni twierdzą z kolei, że dostali je od jeszcze innego podmiotu, chcą również dogadać się w sprawie rekompensaty. Jak sami twierdzą, mają trzydziestoletnie doświadczenie w branży i będą teraz wyciągać odpowiednie wnioski. I wcale im się nie dziwię, bo prawo autorskie w rozdziale „odpowiedzialność karna” bywa bardzo restrykcyjne w tych sprawach. Gdyby Archistacja chciała się sądzić, to właśnie Black Red White stanie przed sądem. Wątpliwe, żeby ktoś wpakował ich od razu do więzienia, ale grzywnę byłaby słona.
Mimo wszystko trzeba pochwalić ich za szybką reakcję. To duża firma i nie może sobie pozwolić na utratę zaufania klientów. Zresztą, prawdę mówiąc, komentujący niezłe mają z nich używanie. Pozostaje mieć nadzieję, że Archistacja wyciągnie z tego jak największą korzyść dla siebie.
Pewnie nie pierwsi, pewnie nie ostatni
Zastanawiam się tylko, ile prac artystów trafia potem do mniejszych i większych sklepików bez licencji. Jeśli autor ma szczęście, szybko znajdzie własny produkt. Jeśli tego szczęścia nie ma, ktoś będzie pasożytował na jego pracy ad mortam defecatam. Teraz wpadło Black Red White, czy raczej Ars Longa. Następnym razem wdepnie w to ktoś inny. A znając życie, większość tych prac i tak można znaleźć na Allegro czy Aliexpress, ukrywające się pod różnymi nazwami.