Sejm przegłosował ustawę, na mocy której bon turystyczny w 2023 roku również ma obowiązywać. Póki co do końca ferii zimowych. Problem w tym, że przed branżą problemy jeszcze większe niż te podczas pandemii. I zamiast wydłużać coś, z czego większość osób już skorzystała, należy pomyśleć o nowym rozwiązaniu, które będzie w stanie uratować przemysł czasu wolnego.
Bon turystyczny w 2023 roku
Jeszcze niedawno pewne było, że bon turystyczny w 2022 r. zakończy swój byt. Wciąż jednak około 750 tysięcy z nich nie zostało wykorzystanych. Stąd pomysł koalicji rządzącej, by dać możliwość wykorzystania go jeszcze przez kolejnych kilka miesięcy. Nowym terminem granicznym mają być przyszłoroczne ferie zimowe. Tylko że z wprowadzonego w 2020 roku rozwiązania skorzystali już praktycznie wszyscy, którzy mogli i tego potrzebowali. A tymczasem idzie rok, który zarówno dla świadczących usługi turystyczne, jak i konsumentów, może okazać się najtrudniejszym z dotychczasowych.
Jak wiemy, ceny nad morzem czy w górach już w minione wakacje osiągnęły zawrotne wysokości. Paragony grozy przestały być ciekawostkami, a stały się codziennością. Niektóre miejsca sztucznie windowały ceny do góry, licząc że uda się je usprawiedliwić inflacją. Ale prawdą jest, że w wielu przypadkach musiały one wzrosnąć z uwagi na coraz wyższe koszty życia. Pomyślmy sobie jednak co nas czeka w 2023 roku. Wyższe stawki za prąd, i to nawet o kilkaset procent, wejdą w wielu przypadkach w życie w styczniu. Przedsiębiorcy będą zmuszeni do radykalnych podwyżek albo po prostu do zawieszenia bądź zamknięcia działalności.
Może się okazać, że dopiero w 2023 roku bon turystyczny okaże się czymś na wagę złota. Z sondażu IBRiS dla Radia ZET wynika, że w tegoroczne lato aż 42 procent Polaków nigdzie nie wyjechało na wakacje. Te liczby mogą w nadchodzącym sezonie tylko wzrosnąć – nic bowiem nie wskazuje, żeby raty kredytowe zaczęły maleć, benzyna tanieć, a zarobki wzrastać. Ludzie zrezygnują z wyjazdów, a przedsiębiorcy żyjący z turystyki staną przed widmem bankructwa.
Potrzebujemy czegoś nowego
W takiej sytuacji nie obędzie się bez interwencji państwa. Tak, zdaję sobie sprawę, że jest ono już szalenie obciążone wszelkiego rodzaju innymi zapomogami, takimi jak dodatek węglowy. Ale czy Polska jest w stanie sobie pozwolić na masowe plajty w branży turystycznej? Poza tym wcale nie trzeba stawiać na rozwiązanie identyczne do tego z 2020 roku. Przede wszystkim prawo do bonu turystycznego nie musi objąć wszystkich. Wielokrotnie pisałem, że próg dochodowy jest znacznie bardziej racjonalnym rozwiązaniem niż przekazywanie bonów majętnym rodzinom, które na wakacje i tak pojadą. Szczególnie, że całkowicie pomija to osoby, które z różnych powodów dzieci nie mają.
Zamiast zatem przedłużać w nieskończoność obowiązywanie bonu, z którego już praktycznie nikt nie skorzysta, trzeba zastanowić się jak w inny sposób wyciągnąć pomocną dłoń branży turystycznej. Tu nie chodzi już tylko o zapewnienie Polakom prawa do wypoczynku. Chodzi bowiem przede wszystkim o to, by nie doprowadzić do krachu w branży, która przez ostatnie lata fenomenalnie się w Polsce rozwinęła.