Potrzeba było aż trzech lat, żeby swój finał znalazła sprawa pozornie błahego mandatu za przeklinanie w miejscu publicznym. Kontekst był jednak istotny, bo policja wlepiła karę organizatorce gdańskich protestów po wyroku w sprawie aborcji. Dzisiejsza decyzja sądu, czyli brak kary za osiem gwiazdek, wciąż jednak budzi pewne wątpliwości.
Brak kary za osiem gwiazdek
Wszyscy doskonale pamiętamy jesień 2020 roku i wszechobecne w całej Polsce manifestacje aborcyjne. Wzburzeni młodzi ludzie, którzy w środku lockdownu zostali zaskoczeni decyzją trybunału Julii Przyłębskiej o wprowadzeniu w Polsce niemal całkowitego zakazu przerywania ciąży, wyszli na ulice nie tylko miast wojewódzkich, ale też – ku zdziwieniu władzy – małych miast i miasteczek. Jednym z miejsc, gdzie protesty były najgłośniejsze, było Trójmiasto. W Gdańsku za skrzykiwanie młodych ludzi wzięła się między innymi Julia Landowska. To ona została podczas którejś z manifestacji spisana przez policję, a po upływie paru miesięcy otrzymała wezwanie na przesłuchanie. Jakiś czas później (był to początek 2022 roku) dostała informację, że za użycie w miejscu publicznym przekleństwa „J***ć PiS” musi zapłacić mandat w wysokości 50 złotych. W sprawie tej zapadł wyrok… zaoczny.
A zatem jedna dziewczyna została ukarana za okrzyk, który skandowały wraz z nią tysiące osób. Nie dziwi więc, że organizatorka manifestacji postanowiła odwołać się od wyroku i walczyć o swoją rację w sądzie drugiej instancji. Nie chodziło bowiem o 50 złotych, tylko o zasadę. Dziś zapadł wyrok. Julia Landowska została uznana winną użycia wulgaryzmu, ale sąd odstąpił od wymierzenia jej kary. Sędzia, uzasadniając swój wyrok, powiedział że uwzględnił argumentację młodej kobiety, która użycie wulgaryzmu uzasadniała wzburzeniem i rozpaczą, jaką czuła po wydaniu przez TK wyroku drastycznie pogarszającego sytuację kobiet w Polsce. Samej Landowskiej nie było na ogłoszeniu wyroku, ale jej koleżanki z założonej po protestach Fundacji Widzialne nie kryły oburzenia tym, że kobietę uznano za winną zarzucanego jej czynu. Ich zdaniem jedynym możliwym wyrokiem w tej sprawie byłoby uniewinnienie.
Sędzia odczytując uzasadnienie mówił o tym, że nie ma wątpliwości co do wulgarności słowa „j***ć”. Nie pochylił się nad tym, jakie były okoliczności protestów, i że czymś niedorzecznym jest karanie jednej osoby za coś, co robił wraz z nią wielotysięczny tłum. Sędzia uznał jednak, że litera prawa jest bezlitosna nie ma innego wyjścia jak uznać winę Landowskiej publicznego użycia wulgaryzmu. To tylko pokazuje jak dziwny i trudny do zastosowania jest artykuł 141 kodeksu wykroczeń, mówiący o grzywnie w wysokości do 1500 złotych za użycie słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym. Podczas gdy internet zalany jest falą ohydnych wulgaryzmów i inwektyw, a ludzie klną na każdym kroku, karę za to otrzymuje słusznie wstrząśnięta młoda kobieta, która krzyczy to, co krzyczy cała Polska. Landowska już zapowiada, że odwoła się od dzisiejszego wyroku. W wydanym dziś oświadczeniu użyła określenia „J***ć PiS” nie używając gwiazdek.