Drugie referendum Brexit?
Wynik brexitowego referendum, które odbyło się w czerwcu 2016 roku, zaskoczył cały świat. Brytyjscy zwolennicy opuszczenia Unii wygrali o głos, a zdaniem przeciwników - cała kampania za Brexitem była pełna kłamstw oraz propagandy. Szybko więc zwolennicy pozostania w UE zaczęli wzywać do przeprowadzenia kolejnego referendum, które - jak wyraźnie uznają - mogłoby bardziej przebiec po ich myśli. Gorącym zwolennikiem tego pomysłu jest Tony Blair, były brytyjski premier. Był swego czasu bardzo popularnym politykiem, lecz odszedł z urzędu w cieniu kontrowersji wokół wojny w Iraku. I to właśnie z tego jest dziś głównie pamiętany. Teraz wyraźnie chce, aby jednak historia zapamiętała go jako osobę, której udało się odkręcić Brexit.
I jak się okazuje, spotkał niespodziewanego sojusznika. Nigel Farage, były szef partii UKIP, właśnie poparł pomysł drugiego referendum. Jednak bynajmniej nie zmienił on zdania w sprawie Brexitu.
Ale zdaniem Farage'a, drugie referendum miałoby jeszcze jeden efekt. - Tony Blair zostałby kompletnie zapomniany - uważa polityk.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Prawa strona brytyjskiej polityki jednak wcale nie odniosła się do pomysłu Farage'a z entuzjazmem. Odcięli się od niego nawet liderzy partii UKIP, której był do niedawna liderem.
Przedziwna kariera Nigela Farage
Chyba nie ma bardziej kontrowersyjnego i pełnego sprzeczności polityka we współczesnej Wielkiej Brytanii. Zasłynął jako czołowy eurosceptyk, ale pewnie w polityce niewiele by osiągnął, gdyby nie... parlament europejski. Farage wielokrotnie próbował zaistnieć w brytyjskim życiu publicznym, startował na przykład pięć razy w wyborach do parlamentu, ale nigdy nie udało mu się zostać posłem. Więcej szczęścia miał w wyborach do europarlamentu. Po raz pierwszy został europosłem w 1999 roku i udało mu się zdobyć mandat jeszcze trzy razy, po raz ostatni w 2014.
Jednak europejska opinia publiczna dowiedziała się o jego istnieniu dopiero w 2010 roku. Wtedy publicznie obraził Hermana Van Rompuya, ówczesnego przewodniczącego Rady Europejskiej. - Ma pan tyle charyzmy co ścierka, a wygląda jak podrzędny pracownik banku - wykrzykiwał Farage.
Miał też w swoim arsenale inwektywy wobec najważniejszych urzędników w Brukseli, a samą Unię nazywał mafią. Dostało się i Tuskowi. Farage uznał, że jego przeprowadzka na unijne stanowisko to po prostu... emigracja zarobkowa.
Po referendum w sprawie Brexitu jego kariera również przybrała bardzo dziwny bieg. Zwycięstwo w tak ważnej batalii zwykle oznacza otwarte drzwi do najważniejszych stanowisk. Tymczasem Farage chwilę po referendum zrezygnował z funkcji szefa UKIP. Na funkcję jednak powrócił, bo nowa przewodnicząca partii, Diane James, po 18 dniach ogłosiła swoją rezygnację. Nie cieszył się swoją nową-starą funkcją zbyt długo - pod koniec listopada 2016 zastąpił go Paul Nuttall.
Farage'a już wtedy brytyjska polityka tak bardzo nie pociągała. Wolał zaangażować się w amerykańską, a mianowicie w pomoc Donaldowi Trumpowi w kampanii prezydenckiej. Publicznie popierał republikańskiego kandydata, wystąpił z nim nawet razem na wiecu. Gdy okazało się, że jego kandydat wygrał, Farage od razu pojechał do nowojorskiej Trump Tower, aby się spotkać z prezydentem elektem. To właśnie wtedy wrzucił na Twittera słynne zdjęcie ze złotej windy, które widać u góry artykułu.
W 2017 roku okazało się, że Faragem interesują się amerykańskie służby. Wiele mediów, na przykład prestiżowy The Guardian, sugerowało, że może być powiązany z Kremlem oraz z Julianem Assangem, założycielem WikiLeaks.
Farage jest więc wyjątkowo specyficzną postacią. I jedno jest pewne - jeszcze nieraz o nim usłyszymy.
Fot. Nigel_Farage/twitter