Obiektywnie patrząc, chemia z Niemiec wcale nie musi być skuteczniejsza od dostępnej w Polsce
Popularne przekonanie polskich konsumentów głosi, że chemia z Niemiec jest lepsza od tej, która znajduje się na sklepowych półkach w Polsce. Warto dodać: mowa o produktach dokładnie tych samych marek, o takiej samej wadze i takim samym przeznaczeniu. Proszek do prania lepiej pierze i na dłużej wystarcza, mydło ładniej pachnie. Czy to prawda, mit, a może zwyczajne oszustwo? Prawdę mówiąc, wszystko po trochu w dość zmiennych proporcjach.
Skąd w ogóle miałaby się wziąć taka różnica? Z założenia, że Niemcy na swoim rodzimym rynku są bardziej wymagający od Polaków. Czy jak kto woli: swoim byle czego by nie sprzedawali, a wschodnim sąsiadom to już jak najbardziej można. Wbrew pozorom takie twierdzenie wcale nie jest takie nieuprawnione, jak by się komuś mogło wydawać. Wszyscy z pewnością pamiętamy dość dobrze udokumentowane różnice w składzie produktów, ale spożywczych. W Polsce sprzedawano po prostu produkty gorszej jakości.
Producenci nieporadnie próbowali się zasłaniać "różnicami w gustach" konsumentów z poszczególnych państw. Trudno jednak było bronić tezy, że akurat Polacy są fanatykami oleju palmowego, syropu glukozowo-fruktozowego i innych popularnych zamienników pozwalających zbić koszty produkcji. Sprawa stała się nawet ogólnonarodowym problemem i katalizatorem procesów wymuszenia zmian w prawie na poziomie unijnym. Chemia z Niemiec podlegała nieco innym mechanizmom. Dwa lata temu wyjaśniał to na antenie Dzień Dobry TVN Piotr Koluch, specjalista ds. jakości towarów.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Jeżeli więc używaliśmy proszku z Niemiec w takiej samej dawce, jak polskiego odpowiednika, to mogliśmy uzyskać ciekawe rezultaty. Ekspert przestrzegał jednak, że to wcale nie był dobry pomysł. Taki specyfik ciężko wypłukiwał się z ubrań.
Z prawdziwym oszustwem na niemieckich detergentach mamy do czynienia, gdy trafimy na podróbki
Różnice ewidentnie były. Sęk w tym, że przy fachowych badaniach porównawczych chemia z Niemiec rzeczywiście nie zawsze wygrywała z polskimi wariantami. Portal Demagog.org.pl zwrócił uwagę na eksperyment Fundacji Pro-Test z 2009 r. Przeanalizowała ona pięć proszków należących do pięciu różnych marek: Ariel, Persil, Rex, Bonux, Vizir. Określono szereg parametrów mających pomóc obiektywnie określić, jak dobrze dany proszek pierze. Co szczególnie istotne: Ariel i Persil porównywano pomiędzy rynkiem polskim i niemieckim. Rezultat? Zaskakujący.
Okazuje się, że chemia z Niemiec nawet pomimo różnic w składzie wcale nie musi być skuteczniejsza od sprzedawanej w Polsce. Warto także wspomnieć o skutkach przyjęcia unijnej dyrektywy Omnibus. Wśród wielu prokonsumenckich rozwiązań znajdziemy także zakaz wprowadzania na rynki różnych państw członkowskich produktów, które mają identyczne oznaczenie, ale różnią się składem. W teorii za jego złamanie mogą grozić naprawdę surowe kary nakładane przez Prezesa UOKiK. Problem w tym, że producenci wciąż mogą się wyłgać różnymi obiektywnymi przyczynami stosowania odmiennych składników.
Na koniec warto wspomnieć, że chemia z Niemiec może być oszustwem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Od lat zdarzają się Polacy, którzy starają się zarobić na wierze rodaków w skuteczność zagranicznych produktów. Niektórzy rzeczywiście importują je do kraju. Inni decydują się na karierę przestępcy i sprzedają nieświadomym konsumentom podróbki. Co jakiś czas organy ścigania wpadają na trop takich osobników. Trafiają się zarówno chałupniczy producenci podróbek, jak i profesjonaliści wprowadzający ich na rynek całe tony.
Jeżeli już koniecznie chcemy kupować chemię z Niemiec, to najlepiej zaopatrywać się u sprawdzonego dostawcy. Nawet wtedy warto sprawdzić, jak wygląda opakowanie oryginalnego produktu i czy aby na pewno wszystko się zgadza.