Czy chiński rząd kontroluje WPS Office? Jeden z najpopularniejszych zamienników pakietu Microsoft Office znalazł się w cieniu bardzo poważnych podejrzeń. Chodzi o powieść, która zniknęła z komputera pewnej autorki z Chin.
Chiński rząd kontroluje WPS Office?
Portal „CyberDefence24” opublikował ciekawe, ale i alarmujące doniesienia. Są one związane z oprogramowaniem, które w Polsce jest szalenie popularne – zarówno w wydaniu stacjonarnym, jak i mobilnym. Mowa tutaj o pakiecie WPS Office, który popularny jest z kilku powodów. Po pierwsze, jego darmowa wersja pozwala na bardzo wiele. Po drugie, doskonale radzi sobie z otwieraniem skomplikowanych dokumentów, czy też arkuszy z zaawansowanymi formułami.
Wracając do doniesień, historia dotyczy pewnej kobiety, chińskiej pisarki. Pracowała ona nad powieścią i były to prace tak dalece posunięte, że w pliku znajdowało się już ponad milion słów. W pewnym momencie dostęp do pliku został zablokowany, a program zakomunikował, że blokada wynika z faktu, że w pliku znajdują się „zabronione treści”.
Chińscy internauci dostrzegli problem i na tamtejszych serwisach społecznościowych rozgorzały dyskusje. Okazuje się, że takie sytuacje nie są odosobnione. Podobno co najmniej kilkoro autorów ujrzało komunikat o zabronionych treściach, tracąc dostęp do książek, nad którymi pracowali.
Według magazynu „MIT Technology Review” taka sytuacja otworzyła kolejną debatę na temat działań chińskich władz w zakresie cenzury. Z jednej strony zarzuty stawia się rządowi (utrzymującemu np. chiński system kredytu społecznego, dla ukazania skali problemu i absurdu), ale i zwraca się uwagę na odpowiedzialność samych firm i platform technologicznych.
Bo ostatecznie problem sprowadza się to do tego, że korzystamy z zaufanego oprogramowania, a jego twórcy (czy też administratorzy) są w stanie w jednej chwili nie tyle utrudnić nam życie, co nawet zaprzepaścić szansę na zarobek (co ma miejsce w wypadku autorów).
Czy musimy uważać na technologię z Chin?
Czy można uznać, że chiński rząd kontroluje WPS Office? Źródłowy portal przypomina o bardzo ważnej kwestii – chińskie firmy mają szereg obowiązków. Nie jest więc tak, że – przykładowo – twórca WPS Office (Kingsoft) zarzeka się o bezpieczeństwie swojego produktu, a jednocześnie udostępnia jakieś „tajne dojścia”, za pośrednictwem których chińskie władze mogą nam grzebać w komputerach.
To, że chińscy giganci technologiczni muszą współpracować z rządem – i realizować obowiązek cenzury – jest bowiem faktem. I to takim powszechnie znanym. „CyberDefence24” przypomina kazus WeChata, na którym administrator, na polecenie władz, blokował treści krytykujące politykę rządu podczas lockdownu.
A co na to sam właściciel WPS Office? Ano wyjaśnia, że z pewnościa nie cenzuruje treści tworzonych przez użytkowników, o ile użytkownicy przechowują je lokalnie. Nieco inaczej sytuacja wygląda w sytuacji, gdy plik trafia do chmury. A WPS oferuje szereg usług, podobnych do tych od Google’a, czyli także wirtualny dysk.
Wówczas firmę obowiązują regulacje, z których wynika m. in. nakaz prowadzenia pewnego monitoringu treści. Generalnie analiza treści przechowywanych przez użytkowników jest czymś spotykanym także i u nas, co także stanowi przedmiot dyskusji na płaszczyźnie unijnej.
Co więcej, w naszej kulturze zgadzamy się na to, by prywatność użytkownika można było częściowo „uchylić”. Jednak w zasadzie jedynie wtedy, gdy chodzi o terroryzm, czy przestępstwa przeciwko dzieciom. W opisywanej sytuacji chodzi jedynie o politykę chińskiego rządu. A więc – w pewnym sensie – o ściganie myślozbrodni.