„A co to za samochód?” – pytam się coraz częściej, gdy mija mnie jakieś auto. Coraz częściej okazuje się, że to BAIC, BYD, Nio, Lynk & Co czy Hongqi. To już nie są pojedyncze przypadki. Chińskie samochody podbijają i nasze ulice. Odwrotu chyba już nie ma.
Gdyby ktoś kilkanaście lat temu powiedział, że chińska elektronika będzie podbijać Zachód, zostałby szybko wyśmiany. Usłyszałby, że przecież marki „made in China” nie dorastają do pięt firmom Sony, Philips czy Panasonic. Dziś wszyscy korzystamy z produktów Xiaomi, DJI, TCL czy Hisense.
Ale auto z Chin? Wielu z nas zapewnia, że w życiu nie przesiądzie się ze swojego Passata do produktu z Państwa Środka. Ale przecież kilkadziesiąt lat temu to samo mówili klienci europejskich marek o autach z Japonii. A potem o pojazdach z Korei Płd. Wygląda na to, że kolejny kraj z Azji rewolucjonizuje rynek motoryzacyjny.
Beijing 3 za Passata? Chińskie samochody nacierają
Ostatnio w centrum handlowym zobaczyłem wystawiony pojazd promocyjny. Był to taki SUV wielkości Toyoty RAV 4, ale zdecydowanie nie była to Toyota. KIA? Też nie. Poszedłem bliżej – okazało się, że to był pojazd Beijing 3 marki BAIC, o której nigdy nie słyszałem.
Jak zresztą łatwo się domyślić, to marka z Chin. Widok aut Beijing już dziwić nie powinien – niemal każde duże polskie miasto ma dealera tej firmy. W Polsce jest też już BYD – największy producent aut elektrycznych, który przegonił Teslę. W Polsce mamy też sprzedawców marki NIO czy luksusowego Hongqi, który jest oczywiście nieporównywalnie tańszy niż zachodnia konkurencja spod znaku gwiazdy czy czterech kółek.
Lynk & Co swojego przedstawicielstwa w Polsce nie ma. Ale to auta popularne w Niemczech, więc coraz częściej widać je i na naszych drogach. Lepiej się nauczmy więc nazw tych marek. Niebawem dziwić na drogach nie będą – a może już nie dziwią?
Chiny to wszak największy producent aut na świecie. W Kraju Środka wyprodukowano ich w zeszłym roku aż 30 mln (a w takich Stanach Zjednoczonych ok. 10 mln). Europa bastionem niechińskiej motoryzacji nie będzie. Trzeba przyznać, że Chińczycy lepiej niż Europejczycy wskoczyli na falę elektrycznych aut. Ale o tych tradycyjnych nie zapominają – Beijingi mają na przykład klasyczne napędy. Auta z Chin będą zalewać nasze drogi – tak samo jak nasz rynek podbiły chińskie smartfony.
Czy jest się z czego cieszyć? Oczywiście, że nie. Chiny nie są demokracją i niekoniecznie są przyjaznym nam krajem. A ich potęga technologiczna wzięła się w dużej mierze z kopiowania zachodnich rozwiązań. Ale sami też jesteśmy sobie winni. Byliśmy przekonani, że Passat zawsze się obroni, bo będzie Volkswagenem – i dlatego, że będzie zachodni. Tyle że to już nie działa. Nowym Passatem będzie Beijing. Czy tam inne Nio.