W Rzeszowie wybuchł skandal z udziałem jednego z deweloperów. Okazało się bowiem, że na terenie dawnego cmentarza wysypuje gruz i kieruje tam ciężki sprzęt budowlany. Obok pamiątkowego krzyża postawił toi-toia. Mieszkańcy są oburzeni.
Cmentarz epidemiologiczny w Rzeszowie
W Rzeszowie, u zbiegu ulic Sympatycznej i Strażackiej funkcjonował cmentarz epidemiologiczny, a dokładniej – cmentarz osób zmarłych z powodu cholery. Nadal jest to miejsce pochówku co najmniej kilkuset mieszkańców Rzeszowa. W mieście funkcjonuje nawet Stowarzyszenie Opieki nad Starym Cmentarzem im. Włodzimierza Kozło. W przeszłości jednak trzeba było w ogóle udowadniać, że cmentarz istniał – i trzeba było to udowadniać władzom Rzeszowa, co wydaje się wręcz absurdalne. Miasto zasłaniało się brakiem dokumentów poświadczających, że cmentarz epidemiologiczny w Rzeszowie kiedykolwiek istniał w pobliżu Strażackiej. Tymczasem stowarzyszenie było w stanie dotrzeć do mapy katastralnej. Dopiero po jej przedstawieniu władze przyznały rację stowarzyszeniu.
Powtarzające się problemy
Już w przeszłości występowały problemy z budowlańcami, którzy beztrosko wykorzystywali teren cmentarza do własnych celów. Obecnie jednak sytuacja się powtarza, i jak donosi portal Nowiny24.pl, deweloper potraktował to miejsce z jeszcze większą beztroską niż poprzednicy. Nakazał zwiezienie tam gruzu, a oprócz ciężkiego sprzętu pojawił się tam też toi-toi. I to tuż obok pamiątkowego krzyża, co oznacza, że osoby zarządzające pracami budowlanymi prawdopodobnie doskonale wiedziały, że znajdują się w miejscu pamięci. Do redakcji Nowin napisał jeden z czytelników, interwencję postanowiło podjąć także stowarzyszenie. Mieszkańcy terenu w pobliżu są oburzeni działaniem dewelopera.
Deweloper musi w 24 godziny opuścić teren dawnego cmentarza
Ostatecznie zainterweniować postanowiły również władze Rzeszowa. Rzecznik prezydenta miasta wytłumaczył, że deweloper otrzymał 24 godziny na to, by uprzątnąć gruz i wszystko, co zostawił na terenie dawnego cmentarza. Inaczej wygaśnie umowa o użyczenie terenu. Okazuje się bowiem, że miasto przychyliło się do prośby dewelopera (budującego blok na sąsiedniej działce). Czyli – pozwoliło na „skorzystanie” z kawałka terenu. Jak twierdzi rzecznik – miało to być dosłownie „dwadzieścia parę metrów z brzegu”. Chodziło o to, by deweloper mógł wzdłuż działki, pod ziemią, umieścić instalację pozwalającą na przepływ wody i gazu. Tyle tylko, że deweloper stwierdził, że skoro dostał taką zgodę, to zrobi z całym terenem cmentarza to, co mu się podoba. Czyli – ogrodzi i zwiezie to, co będzie mu przeszkadzać. Wygląda jednak na to, że teraz jak najszybciej będzie musiał wycofać się ze swoich działań.