O incelach – młodych mężczyznach, którzy desperacko szukają pięknej partnerki – mówi się dużo, ale jednocześnie za mało. Zbyt surowo podchodzi się do chłopców w dzisiejszych czasach, zbyt nachalnie wciska się ich w role, których nie chcą.
Wyobraźmy sobie, że w naszym społeczeństwie znajduje się dość szeroka grupa osób, które chciałyby mieć partnerkę tak bardzo, że są gotowi nawet przemocą zdobyć jej wdzięki. Znudziły im się role, które im nadano, a do głosu dochodzą w nich bardzo kontrowersyjne, przestępcze wręcz myśli. Zgwałcić, zamordować, zrobić coś z tymi kobietami, które tak daleko od nas są.
O incelach głośno jest już od pewnego czasu. W polskich mediach stosunkowo tego niewiele, aczkolwiek niektóre portale od czasu do czasu nagłaśniają temat relacji damsko-męskich. Zrodziła się bowiem, gdy nikt nie patrzył, grupa młodych mężczyzn, która chciałaby zagadać, ale w zasadzie nie wie jak. Nazwa incel pochodzi od anglojęzycznego zbitka słów involuntary celibate (celibat mimo woli). I dotyczy przede wszystkim tych miłych chłopaków, wstydzących się odezwać do płci pięknej. Chłopaków wrażliwych, pełnych zaangażowania i pasji, ale również obciążonych wieloma zaburzeniami i defektami psychicznymi.
Media przyjmują różne postawy w opisywaniu tego procederu. Część skupia się na tym, że inceli trzeba karać. Część na tym, że trzeba im współczuć. Mówi się o konieczności edukacji, mówi się o tym, że trzeba ich leczyć, wspierać, pomagać. Że trzeba zatrzymać wirujące koło, zanim kogoś zgniecie.
Mam trochę inny pomysł na inceli. Najpierw trzeba zrozumieć ich sposób myślenia.
Co to jest incel? Stwórzmy krótki rys
Na potrzeby tego artykułu stworzymy postać Gabriela. Gabriel wychowywał się w szczęśliwej rodzinie, ma dwie siostry, rodzice dużo pracują, ale gwarantują pociechom wszystko, co potrzebne do przeżycia. Rodzice od dziecka wpajają Gabrielowi, że powinien być uprzejmy, szarmancki i grzeczny. Gabriel, jako najstarszy z rodzeństwa, zawsze czuł się odpowiedzialny za młodsze siostry. W szkole jednak łagodne wychowanie rodziców nie szło w parze z resztą. Z Gabrysia wyśmiewano się za imię, za to, że mówi dzień dobry, za to, że czerwieni się po uszy na widok koleżanek. Kiedy koledzy odkryli, że Gabriel lubi oglądać japońskie anime, zaczęły się wyzwiska od pedałów i łibusów.
Gabryś marzył tymczasem o tym, żeby Weronika, najładniejsza dziewczyna w jego klasie, potraktowała go jako kogoś więcej niż kolegę, z którym można odrabiać lekcje. Weronika woli jednak Kacpra, przewodniczącego klasy, wygadanego, roześmianego chłopaka, który najczęściej mu dokuczał. Gabriel wycofuje się więc, wraca do nauki, w domu w coś gra, czyta, zamyka się w sobie. Niechętnie wybiera się na spotkania ze znajomymi poznanymi w grach, bo boi się, że będą stanowić przedłużenie jego klasy. Z czasem, gdy tworzy sobie paczkę grających ludzi, zaczyna wyśmiewać się ze słabszych graczy. W domu coraz częściej zamyka się przed rodzicami i siostrami. Tym drugim powtarza, że nie powinny umawiać się z Kacprami i Jakubami tego świata, przystojnymi, okrutnymi chłopakami, którzy niegdyś zatruli mu życie.
Gabriel w pewnym momencie orientuje się, że poszedł na studia, ale niewiele się zmieniło. Tu co prawda nikt mu już nie dokucza, ale dziewczyny wolą innych chłopców. Gabriel odkrywa więc, że jest incelem, że kobiety odmawiają im swoich wdzięków, zwłaszcza te – jego zdaniem – najładniejsze.
Zaczyna więc pisać na forach. Pisze o niesprawiedliwości i o poczuciu porażki. Wtórują mu inni. Jest nawet taki odsetek, który mówi, że Weroniki tego świata trzeba gwałcić, zanim zostaną skalane Kacprami. Że kobieta musi być dziewicą i oddać się tylko jemu, incelowi. Czy tego chce, czy nie. A jeśli nie, to niech powtórzą się zamachy Elliota Rodgera (incela, który zabił sześć osób i popełnił samobójstwo) czy Christophera Harpera-Mercera, zabójcy dziewięciu osób, zastrzelonego przez policję.
Nieszczęśliwe potworki
Incel nie chce jakiejkolwiek dziewczyny. Wybiera tylko te, które są 8/10, a 10/10 to szczyt marzeń. Szare myszki, które – podobnie jak on – prześladowane były w szkole, go zazwyczaj nie interesują. Dlaczego miałyby? Całe życie odmawia się mu kogoś szczególnego, kogoś tylko dla niego, odmawia się mu prawa do własnej wartości. Zaczyna się frustrować i zaczyna fantazjować. Zaniedbuje siebie przy okazji, bo tkwi w bardzo niskim poczuciu własnej wartości. A czemu?
Bo bardzo niewiele mówi się o zaburzeniach u mężczyzn.
Mężczyzna ma być twardy. Ma być Kacprem uzbrojonym w zbroję z silnej woli, ma oferować poczucie bezpieczeństwa partnerce, być odpowiedzialny i, najlepiej, zamożny. Ma się bawić czołgami, oglądać Transformersów i śmiać się głośno, gdy ktoś zaproponuje mu ubranie różowej koszulki. Kacper musi trząść się nad swoją delikatną męskością, żeby przypadkiem koszulka z Pikachu czy figurka My Little Pony nie skaziła jego wspaniałego odbicia. Ma być zdrowy.
Tymczasem Gabriel nie może powiedzieć o tym, że boi się zasnąć w nocy, przerażają go pająki, czasami znika mu parę godzin z życia, że są chwile, kiedy nie może wstać z łóżka. Że wielki świat go przeraża. Że nie wie, jak sobie w tym wielkim świecie poradzić, zagadać do urzędnika, wyjaśnić sytuację policjantowi, zamówić coś w sklepie. Nie mówi się o nerwicach lękowych, fobiach społecznych, depresjach u mężczyzn. Mają być twardzi. Albo się zabić.
Incele są rozdarci więc między „męską” i „twardą” stroną, której fasadę usiłują utrzymać bezskutecznie na co dzień, a z drugiej strony mierzą się z własnymi lękami, słabościami i łzami. Dlatego paradoksalnie stają się doskonałym oparciem, świetnymi przyjaciółmi pięknych dziewczyn. Te same dziewczyny w życiu nie potraktują ich poważnie, ale chętnie się im wypłaczą, bo w przeciwieństwie do Kacpra, Gabriel wprost mówi, że wysłucha i doradzi. Zrozumie. A potem ze złamanym sercem będzie patrzył na Weronikę, która związuje się z kolejnym Kacprem.
W pewnym sensie będzie życzył jej śmierci. Jej, jemu, wszystkim pozostałym. Będzie pisał o tym, że wszystkie kobiety to… wiadomo. Ale według Aji Romano z Vox, jest to tylko rodzaj twardzielskiej fasady. Tak naprawdę incel dalej będzie rumienił się na widok koleżanki, nigdy nie zrobi jej krzywdy, a kiedy ta zapaskudzi się na imprezie, chłopak odwiezie ją do domu, wyczyści i jeszcze położy w łóżku. A potem wróci do siebie. Zazwyczaj.
Są oczywiście tacy, którzy interesują się również szarymi myszkami. Problem w tym, że mamy wtedy do czynienia z dwójką osób posiadających niskie poczucie własnej wartości i zbudowanie zdrowego związku jest trudne.
Niczego nie oczekuj
Pewnym niedorozumieniem w całej dyskusji o incelach jest fakt, że ciągle się im przypomina, że dziewczyny nie są im winne pójścia do łóżka za samo bycie miłym. Rzecz w tym, że incele zdają sobie z tego sprawę, ale z powodu zaburzeń lękowych nie mają odwagi zrobić ze sobą porządku i zrobić kroku do przodu. Tak, kobietom jest pod tym względem łatwiej – mogą być zahukanymi, szarymi myszkami, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna ich nieśmiałość za coś słodkiego i będzie roztaczał nad nimi parasol ochronny. Incel nie może oczekiwać tego samego.
Dlatego też pojawiają się fantazje o gwałtach, o związywaniu kobiet, o więżeniu ich, o robieniu im krzywdy. Incele w bardzo brutalny sposób mówią o swoim strachu, wyżywają się na kobietach w Internecie, uważają je – i Kacprów – za źródło wszelkiego zła. Kiedy przytomni rodzice wyślą syna-incela do psychologa, ten zazwyczaj słyszy, że powinien wziąć się za siebie, ubrać, umyć, zainteresować czymś dziewczynę. Kompletnie pomija się przy tym fakt, że incel ma czasem problem ze wstaniem z łóżka czy od komputera. Dobry psycholog od razu wyczuje, gdzie tkwi zaburzenie i będzie starał się je przepracować z pacjentem. Dopiero później incel, wolny już od fobii społecznej, faktycznie bierze się w garść. I rozumie, że w tym świecie wcale nie trzeba być największym twardzielem, że można płakać, że można się użalać nad sobą, że można sobie pozwolić na słabość. Ale uczy się też, że twardzielem w związku muszą być oboje: i kobieta, i mężczyzna. Tak, zahukana myszka, która boi się odezwać, jest doskonałą partnerką albo dla kogoś, kto będzie starał się ją wyciągnąć z tego stanu, albo dla Kacpra, który na jej słabości będzie budował poczucie własnej wartości, jak robił to, znęcając się nad Gabrielami tego świata.
Nie ma się co bać
To prawda, że osoby, które nawołują do przemocy wobec kobiet, powinny ponieść surowe konsekwencje. Nic, nawet największy psychiczny dołek, nie usprawiedliwia takiego traktowania innych ludzi. Kobieta nie jest „nagrodą” dla nikogo, „zdobycie” jej nie jest kolejnym osiągnięciem w grze komputerowej. Zabójców powinno się piętnować, nie nosić na rękach. Ale jednocześnie incelom powinno się leczyć z ich zaburzeń, powinno się wesprzeć ich pomocą psychologiczną (a czasem psychiatryczną) i nie patrzeć na gender, jak na straszne zło, co to wszystkich chłopców zamieni w miłośników różu i tęczy. Nienormalne oczekiwania od mężczyzn doprowadzają bowiem do tego, że wychowujemy kolejne pokolenia inceli, zbyt przerażonych wyjawieniem kobietom ich uczuć i zbyt słabych na to, żeby wziąć życie we własne ręce. Po terapii incel będzie bowiem wiedział, iż nie jest jakimś ześwirowanym wariatem. Będzie wiedział, że jest ofiarą.
Ofiarą, która szybko wchodzi w rolę oprawcy.
Sam Louie, psychoterapeuta z Toronto, widzi konieczność indywidualnego podejścia do każdego z tych mężczyzn. Wzmacniania ich poczucia własnej wartości. Ale moim zdaniem to nie wystarczy. Trzeba złamać ten przeklęty pręt, którym okłada się mężczyzn tylko za to, że robią coś „głupiego” i „niemęskiego”, jednocześnie wyrywając im grunt spod nóg. Każde kolejne odrzucenie będzie dla nich dowodem na to, że są nic niewarci, a świat ich nienawidzi i zasługuje tylko na to, żeby spłonął. I szczerze mówiąc, gdybyśmy byli w ich skórze – zastraszeni, wystraszeni, zdołowani, odepchnięci – myślelibyśmy dokładnie w ten sam sposób.