Jest wstępna zgoda unijnych władz na Digital Services Act. Czym jest DSA? Przepis pozwoli nakładać gigantyczne kary na Google, Facebooka i spółkę, a w skrajnych przypadkach – nawet zamykać firmy technologiczne. Trudniej będzie też blokować użytkowników, a nawet sprzedawać podróbki na internetowych platformach.
Internet wciąż działa w nieco anarchistyczny sposób. Z drugiej strony – rośnie tam władza wielkich korporacji, „big techów”. Koncerny IT mają wpływ jak żyjemy, na kogo głosujemy, co myślimy, a do tego nieraz nas „inwigilują” i płacą śmieszne podatki. Tym razem Unia wzięła się za to na poważnie. I władze wspólnoty dogadały się co do przepisów ochrzczonych jako DSA.
Ten skrót będzie niebawem doskonale znany, nie tylko w siedzibach wielkich koncernów. Nowe prawo ma iść daleko. Serwisy społecznościowe mają lepiej moderować swoje treści, pilnować, czy nie pojawiają się tam fake newsy albo na przykład dziecięca pornografia. Mają też zakładać „czarne skrzynki”, które będą pokazywały, w jaki sposób działają algorytmy.
To nie wszystko. Nie będzie można na przykład „targetować” kampanii w oparciu o religię czy „przekonania polityczne”. Trudniej będzie blokować też użytkowników, a odpowiednie organy będą mogły zablokować treści w serwisach społecznościowych. Dodatkowo, platformy handlowe będą musiały znacznie lepiej sprawdzać, kto u nich sprzedaje. Wszystko po to, by walczyć z handlem podróbkami.
Czy to już rewolucja? Wiele krajów próbowało wprowadzać podobne przepisy. Jednak teraz będziemy mieli przewidziane naprawdę gigantyczne kary za ich nieprzestrzeganie. Mogą one przekroczyć nawet 6 proc. światowych (!) przychodów takich firm. Dodatkowo, będzie możliwość zawieszania firm, jeśli te nagminnie będą łamać przepisy. Jeśli więc biznes przestraszył się niegdyś na dobre RODO, to tym bardziej powinien przestraszyć się DSA.
Czym jest DSA – i czy wejdzie w takiej formie do życia?
No właśnie – to jest pytanie za milion euro. Na razie jest zgoda organów UE, ale wszystko musi zostać jeszcze zaakceptowane przez państwa członkowskie UE oraz przez Parlament Europejski. Więc jeszcze długa droga, a pewnie będzie spory lobbing firm, żeby przepisy straciły nieco zęby. Na pewno koncerny będą szukać krajów, które mogą się wyłamać ze wspólnego frontu w tej sprawie (i na pewno spoglądają w kierunku Warszawy).
Teoretycznie jednak przepisy mogą wejść w życie jeszcze w tym roku. Jeśli jednak bat nad „big techami” będzie tak duży, jak wynika z obecnych postanowień, to Google i Facebook zmienią się nie do poznania. A wraz za nimi pewnie cały internet.