Czynności dozwolone na L4 wcale nie ograniczają się do leżenia w łóżku i ewentualnych wycieczek do apteki po lekarstwa
Wydawać by się mogło, że zasady zachowania się na zwolnieniu lekarskim są jasne. Najprościej rzecz ujmując, mamy dwa rodzaje L4. Bardziej rygorystyczny wariant nakazuje nam przebywanie w domu i odpoczynek. Drugi pozwala na wychodzenie z domu, gdy nie szkodzi to leczeniu. Jeżeli nie stosujemy się do lekarskich zaleceń, to narażamy się na konsekwencje wskazane w art. 17 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa.
W art. 68 znajdziemy przepis zezwalający ZUS i pracodawcy na kontrolowanie ubezpieczonych co do prawidłowości wykorzystywania zwolnień od pracy zgodnie z ich celem. Problem w tym, że w tym wszystkim mamy do czynienia z samymi pojęciami nieostrymi. Czym bowiem jest "wykorzystywanie zwolnienia od pracy w sposób niezgodny z celem tego zwolnienia"? Można śmiało postawić tezę, że w tym przypadku interpretacja stale ewoluuje. Zamiast ślepego trzymania się przysłowiowego "leżenia w łóżku pod pierzyną" obowiązujące staje się bardziej elastyczne podejście.
Szczególnie restrykcyjne podejście do egzekwowania przepisów coraz częściej nie utrzymuje się w sądach. Przykładem może być głośna sprawa kobiety, która naraziła się ZUS poprzez chodzenie do pracy męża oddalonej od domu o 200 m i zanoszenie mu obiadów. Odebranie jej zasiłku chorobowego zostało niemalże wyśmiane przez sąd, a wyrok zdążył się uprawomocnić. Obrońca kobiety Grzegorz Ilnicki przytoczył na swoim profilu w serwisie Facebook fragment uzasadnienia:
Człowiek to istota mająca naturalną potrzebę więzi społecznych. Sąd wskazuje, że jeżeli lekarz w zaleceniach dla pacjentów z depresją rekomenduje wychodzenie na zewnątrz w celu aktywizacji społecznej, rozmowy z ludźmi, spacerów itp., to odwiedziny miejsca pracy męża - zwłaszcza, gdy jest to odległość znikoma – to mieści się to w kryteriach celu zwolnienia lekarskiego.
Sam adwokat zwrócił przy okazji uwagę, że zwolnienie lekarskie to nie więzienie. Zasugerował także, że ZUS w podobnych sprawach musi wykazać się proporcjonalnością w swoim działaniu. Nie sposób się nie zgodzić. To jednak nie koniec ewolucji. Swoje trzy grosze zamierza dodać także Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Trzeba pamiętać, że przez pierwsze 33 dni koszt wynagrodzenia chorobowego ponosi pracodawca
Tak się składa, że MRPiPS pracuje obecnie nad nowelizacją przywoływanej już ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa. Zamierza zrobić przy tym coś, co zasługuje na jednoznaczną pochwałę. Planuje doprecyzować wreszcie wykorzystywane w jej przepisach pojęcia.
Na przykład przez "pracę zarobkową" będziemy rozumieli każdą czynność mającą charakter zarobkowy, niezależnie od stosunku prawnego będącego podstawą jej wykonania. Równocześnie jednak nie będziemy za nią uważali czynności incydentalnych, których podjęcia w okresie zwolnienia od pracy wymagają istotne okoliczności. Innymi słowy: nikt nie będzie się czepiać pracownika, jeśli w trakcie zwolnienia podpisze ekstremalnie ważny i niemogący czekać dokument, przez co uratuje firmę przed dużymi stratami. Przy czym warto wspomnieć o istotnym zabezpieczeniu. Przez "istotne okoliczności" nie będziemy rozumieć polecenia pracodawcy, by koniecznie się czymś zająć.
Także "wykorzystywanie zwolnienia w sposób niezgodny z celem" doczeka się pewnej aktualizacji. Pojęcie to zostanie zdefiniowane jako "wszelkie działania utrudniające lub wydłużające proces leczenia lub rekonwalescencję", z wyłączeniem "zwykłych czynności dnia codziennego lub czynności incydentalnych, których podjęcia w okresie zwolnienia od pracy wymagają istotne okoliczności". Nie, istotną okolicznością nie będzie chęć wyjazdu na egzotyczne wakacje albo zrobienia sobie remontu w domu.
Najbardziej kontrowersyjnym pomysłem wydaje się możliwość objęcia zwolnieniem lekarskim przy zbiegu tytułów do ubezpieczenia tylko części z nich, jeśli tak sobie zażyczy ubezpieczony. Oznacza to tyle, że będziemy mogli poprosić lekarza, by wystawił nam L4 tylko do jednej pracy. Jeżeli nie będzie przeciwwskazań lekarskich, to równocześnie będziemy mogli wykonywać drugą.
Teoretycznie ma to sens. Załóżmy, że głównym zajęciem naszego ubezpieczenia jest stosunkowo ciężka praca fizyczna, a równocześnie dorabia sobie prowadzeniem czyjegoś profilu w mediach społecznościowych. Choroba nie wymaga od niego pozostawania cały czas w domu. W tej sytuacji wystawienie zwolnienia obejmującego tylko pierwszą prace jest całkiem logiczne.
Pozostaje jednak dokładnie ten sam problem, który dotyczy całego liberalnego podejścia do czynności dozwolonych na L4. Przez pierwsze 33 dni nieobecności zasiłek chorobowy wypłaca pracownikowi pracodawca. Tym samym kosztu zwolnienia nie ponosi podmiot, do którego wpływają nasze składki. Zbytnie poszerzanie swobody chorym oznacza konkretne szkody dla pracodawców, którzy z kolei mają dodatkowy interes, by wspierać możliwie restrykcyjne interpretacje przepisów. Obecny system finansowania ubezpieczenia chorobowego generuje tylko niepotrzebne patologie. Niestety rządzący ani myślą zrezygnować z przerzucania kosztów na przedsiębiorców. Na przeszkodzie stoi przede wszystkim dziura budżetowa.