Kluczowi gracze na rynku
Model biznesowy tanich linii lotniczy jest bardzo prosty – obcinamy obsługę i udogodnienia do absolutnego minimum, w zamian za stosunkowo tani bilet lotniczy. I tak podróżujemy bez słodkiej przekąski i wody na pokładzie, często z mniej licznym personelem, mniejszą przestrzenią na nogi, a przede wszystkim – bez dodatkowego bagażu. Jedyne, co mamy w cenie, to plecak lub mała torba, która musi się zmieścić pod siedzeniem przed nami.
Absolutne minimum, choć i tak pojawiły się już pomysły, aby nawet siedzenie w samolocie nie było czymś oczywistym. Już kilka lat temu opatentowano fotele do latania na „pół-stojąco”. Jednak póki co nie zapowiada się na to, że wejdzie to w życie. Niezależnie od tego, życie tanich linii lotniczych w istotnej części to usługi dodatkowe, takie jak dodatkowy bagaż podręczny, bagaż rejestrowany, priorytetowe wejście na pokład, wybór miejsca, ubezpieczenia czy wynajem samochodów.
A, no i jeszcze te słynne kary za przekroczone wymiary, nadbagaż. To też generuje niezłe wpływy. Są to sprawy głośne, ale marginalne – wg Ryanaira 99,9% pasażerów nie płaci kar. Nie będzie zatem kontrowersyjne stwierdzenie, że lepiej będzie pięć razy sprawdzić, czy aby na pewno nasza torba się zmieści, zamiast dać się zaskoczyć na lotnisku.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
I tak to się wszystko kręci. Na papierze brzmi całkiem nieźle. Niestety, bardzo często nie dolecimy tanimi liniami na największe huby lotnicze, a jedynie na lotniska regionalne, z których korzystanie jest o wiele tańsze. Ale chwila, chwila. Przecież i tak najwięcej latamy po Europie. Czy my potrzebujemy dolatywać do hubów lotniczych?
Bez tanich linii podróżowanie byłoby katorgą
Oczywiście, że nie potrzebujemy dolatywać do hubów. Jeśli planujemy lecieć na wakacje do Hiszpanii, Włoch, Francji, czy zrobić sobie city break w Londynie, to znajdziemy bezpośrednie loty. Trzeba być naprawdę wybrednym, żeby specjalnie szukać np. lotu do Malagi specjalnie „nietanimi” liniami lotniczymi. Z takiego Poznania dostaniemy się bezpośrednio albo przez jeden z hubów w Niemczech. W pierwszym przypadku dostaniemy się tam w 3,5 godziny, a w tym drugim czasami nawet w kilkanaście.
Takich przykładów można wymieniać więcej. Oczywiście, że teoretycznie da się latać wyłącznie klasycznymi liniami, ale bardzo często trwa to o wiele dłużej, a w kwestii komfortu na krótkich dystansach nie widać takiej różnicy. Zresztą każdy, kto trochę podróżuje, wie, że lecąc tanimi liniami po Europie rzeczywiście nic więcej nie potrzeba. To nie lot do Stanów Zjednoczonych. Tam rzeczywiście przyda się minimalnie więcej miejsca, zaopatrzenie w jedzenie i atrakcje na pokładzie. Z drugiej strony jednak jestem ciekawy jakie byłoby zainteresowanie, gdyby zaczęto oferować okrojone do zera bilety właśnie w lotach średnio i długodystansowych.
Czy byłby to strzał w dziesiątkę? Niekoniecznie. Tutaj zaczynają się pojawiać problemy pt. koszty i zdolności operacyjne. Operowanie z największych hubów i paliwo, a także samoloty będące w powietrzu kilka(naście) godzin – dziennie sprowadzałoby się to do obsłużenia jednej lub dwóch tras. W przypadku krótkich tras tak nie jest – te samoloty są prawie non stop w powietrzu. Lądowanie, tankowanie, start – i tak w kółko.
Podróżowanie stało się dostępne dla wszystkich
Jeszcze dwie–trzy dekady temu latanie było synonimem luksusu. Bilety kosztowały krocie, a zwykły wyjazd do Londynu na weekend był poza zasięgiem przeciętnej klasy średniej w Polsce. Dziś, dzięki tanim liniom, możemy spontanicznie kupić bilet lotniczy nawet za kilkadziesiąt złotych, dołożyć kilkaset złotych na nocleg i wyżywienie, i proszę bardzo – mamy weekendowy wypad.
Tego nie da się podważyć. To rzecz, która jest w stanie przykryć wszystkie afery związane ze spóźnieniami, niespodziewanym odwoływaniem lotów, restrykcyjnymi kontrolami na lotnisku. Ludzie są w stanie naprawdę wiele przełknąć, byleby było taniej. I ja się im naprawdę nie dziwię.
Jednak nie to jest jedynym czynnikiem. Czasami tanie linie latają w miejsca nieobsługiwane przez zwykłe linie. Tutaj wracamy znów do kwestii kosztów. Nie będzie przecież niczym zaskakującym, że pewne lotniska są po prostu nieopłacalne dla tanich lub zwykłych linii. Dla zobrazowania potęgi tanich linii, spójrzmy na liczbę obsługiwanych tras. Wśród tanich linii absolutnym liderem jest Ryanair z liczbą 2600 podczas tegorocznego lata. Węgierski Wizz Air to ponad 600 tras, a brytyjski EasyJet to ponad 400. Zwykłe linie takie jak Lufthansa, KLM czy British Airways obsługują zazwyczaj ok. 150-250 tras, przy czym tutaj liczymy także loty długodystansowe. Tanie linie lotnicze są zatem na chwilę obecną niezbędnym elementem, jeśli chcemy tanio i szybko podróżować po Europie. Innego opcji raczej się nie spodziewam – ewentualnie jej kompletny brak.