Wyroki Sądu Najwyższego to prawdziwa skarbnica prawnych ciekawostek. Tym razem inspiracją do przemyśleń okazał się wyrok z 12 stycznia 2006 roku (II CK 342/05), w którym poruszono dosyć ciekawą kwestię. Chodzi o zwrot części świadczenia, w związku z nieosiągnięciem zamierzonego cel. Krótko mówiąc: pan, który „wpompował” w panią dużo pieniędzy, po zakończeniu związku chciał odzyskać, chociaż część nakładów finansowych.
Pan i pani nie są już zakochani… więc czas na rozliczenia finansowe
Aby zrozumieć całą sytuację, najpierw należy spojrzeć na tło całej historii. Powód – mężczyzna o zagranicznym imieniu, w latach 1998-2002 pozostawał z kobietą w związku. Był to związek nieformalny, jednak mężczyzna bynajmniej nie unikał małżeństwa ze względu na chęć oszczędności – tak przynajmniej wynika z poczynionych przez niego inwestycji. Z opisu sprawy wynika, że ta relacja wpisywała się w stereotypy.
Kobietę i mężczyznę dzieliła spora różnica wieku (24 lata) i było to prawdziwe love story, rodem z harlequinów. A przynajmniej do czasu. Były romantyczne wyjazdy, ekskluzywne wakacje, drogie prezenty, a także plany związane z ułatwieniem cyklicznych spotkań (zgodnie z ustaleniami w toku rozpraw kończące się fizycznymi uniesieniami). Plany dosyć kosztowne, bo mężczyzna przekazał kobiecie spore kwoty – m.in. na zakup mieszkania, wyposażenia mieszkania, a także zakup samochodów. Jak nietrudno się domyślić, koszty poszły w setki tysięcy.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Happy endu jednak nie było. Pozwana w 2002 roku zdecydowała o zakończeniu związku (do czego oczywiście miała pełne prawo). Utracona miłość bądź też zraniona duma spowodowały jednak, że mężczyzna zażądał od kobiety zwrotu pieniędzy, które jej przekazał (zachował jednak klasę, chciał zwrotu pieniędzy za mieszkanie, wyposażenie mieszkania oraz samochody, wraz z odsetkami. O biżuterii wspaniałomyślnie nie wspomniał). Dodajmy jeszcze, że powodem zerwania (zdaniem powódki) był fakt, że dowiedziała się o drugim życiu swojego kochanka. Mężczyzna miał bowiem żonę i trzech synów, a więzów rodzinnych zrywać nie zamierzał.
Na jakiej podstawie mężczyzna domagał się zwrotu pieniędzy?
Mężczyzna chciał odzyskać pieniądze, które przekazał pozwanej. Podstawą miał być art. 410 kodeksu cywilnego, regulujące kwestie świadczenia nienależnego. Zgodnie z brzmieniem tego przepisu:
Świadczenie jest nienależne, jeżeli ten, kto je spełnił, nie był w ogóle zobowiązany lub nie był zobowiązany względem osoby, której świadczył, albo jeżeli podstawa świadczenia odpadła lub zamierzony cel świadczenia nie został osiągnięty, albo jeżeli czynność prawna zobowiązująca do świadczenia była nieważna i nie stała się ważna po spełnieniu świadczenia.
Mężczyzna powoływał się na fakt, że jego celem było stworzenie związku z kobietą, której dał pieniądze. Przypominamy, że tylko bigamia jest nielegalna. W świetle prawa (aż chciałoby się rzec „niestety”) możemy pozostawać w tylu nieformalnych związkach, ile nam się podoba. Celu nie osiągnął (kobieta z nim zerwała), tak więc świadczenie było nienależne.
Z tą opinią nie zgodziły się sądy, Sąd Apelacyjny orzekający w tej sprawie, przyjął, że cel świadczenia nie był objęty porozumieniem. Nie chodziło bowiem o sponsoring, a pozostawanie w nieformalnym związku. Nie było porozumienia ani żadnej umowy (Sądowi Apelacyjnemu brakowało czegoś w stylu „ja ci daję pieniądze, a ty dajesz mi siebie, przez najbliższe 15 lat”), która powodowałaby, że kobieta miałaby świadomość, że po zakończeniu znajomości będzie musiała zwrócić pieniądze. Mężczyzna jednak nie dał za wygraną i sprawa trafiła do Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy stwierdził, że mężczyzna przekazując pieniądze, mógł liczyć na związek
Żeby najlepiej zobrazować problem prawny w tym przypadku, trzeba zacytować fragment mawianego wyroku Sądu Najwyższego. Skład sędziowski stwierdził bowiem, że:
Mówiąc bardziej ludzkim językiem: Sąd Najwyższy stwierdził, że mężczyzna czynił inwestycje (a przynajmniej część inwestycji – w tym przypadku to zakup i wyposażenie mieszkania), w celu poprawy komfortu swoich spotkań z pozwaną. Pytaniem w tym wszystkim jest fakt, czy kupił mieszkanie z dobroci serca, czy też faktycznie liczył na coś w zamian. I patrząc na tę sprawę, można stwierdzić, że faktycznie liczył na coś w zamian. Liczył i się przeliczył, tak więc świadczenie można zakwalifikować, jako nienależne.
Aby lepiej zrozumieć istotę świadczenia nienależnego, lepiej odwołać się do nieco prostszego przykładu. Jeżeli wpłacamy zaliczkę (nie mylić z bezzwrotnym zadatkiem), licząc, że zawrzemy umowę, a umowa nie zostaje zawarta, zaliczka podlega zwrotowi, gdyż jest świadczeniem nienależnym. Celowo przytoczony został właśnie ten przykład, gdyż dosyć dobrze obrazuje pewną prawidłowość. Teoretycznie, w omawianej sprawie można uznać, że mężczyzna, dając pieniądze na mieszkanie, dał zaliczkę na poczet przyszłych planów (zapewne romantyczno-erotycznych). Z planów finalnie nic nie wyszło, więc mężczyzna domaga się zwrotu zaliczki.
Sąd Najwyższy uchylił wyrok Sądu Apelacyjnego, przekazując sprawę do ponownego rozpoznania. Zdaniem Sądu Apelacyjnego bowiem kobieta nie musiała mężczyźnie nic oddawać. Zdaniem SN jednak SA nie musiał się mylić – dokonał jednak błędnej wykładni art. 410 kodeksu cywilnego. Jednak z uzasadnienia wynika, że mężczyzna miał podstawy, aby domagać się zwrotu świadczenia. Można w tym momencie zastanawiać się, czy można „kupczyć” miłością lub seksem. Należy jednak pamiętać, że żadna z tych rzeczy nie jest nielegalna. Mężczyzna nie był zobowiązany do płacenia. Chciał jednak skłonić kobietę do podjęcia określonych zachowań, w tym przypadku do kontynuowania związku (lub romansu, biorąc pod uwagę, że mężczyzna pozostawał w związku małżeńskim). Ona nie była zobowiązana do trwania w tym związku, więc go przerwała. Mężczyzna chciał więc zabrać swoją zaliczkę i iść dalej. Sprawa z pewnością była trudna, chociaż odrzucając kwestie moralności i skupiając się na samych przepisach – mężczyzna miał do tego prawo.
Oczywiście, wyrok Sądu Najwyższego doczekał się również krytycznych komentarzy. W glosach do wyroku wskazywano m.in., że nie możemy mówić o świadczeniu nienależnym, a bardziej o darowiźnie. Pojawiły się także głosy, że w tym przypadku nie można mówić o świadczeniu nienależnym, gdyż umowa dotyczyłaby świadczenia usług seksualnych (umowa taka byłaby sprzeczna z zasadami współżycia społecznego, zgodnie z art. 58 § 2 kodeksu cywilnego). Pytanie jednak, czy faktycznie chodziło o usługi seksualne. Jednak umowa dotycząca miłości byłaby tak absurdalna, że aż ciężko to komentować. Niezależnie jednak od oceny moralnej, wyrok Sądu Najwyższego z 2006 roku daje szansę wielu „sponsorującym” partnerom, których związki zakończyły się przedwcześnie.