Niedługo wygenerujesz wideo z Myszką Miki albo Darthem Vaderem i żaden prawnik Disneya ci go nie zdejmie
W świecie wielkich globalnych korporacji praktycznie każda szanująca się firma inwestuje w AI. Niekiedy mamy do czynienia z przemyślanymi strategiami biznesowymi. Na przykład producenci pamięci RAM zarabiają teraz ogromne pieniądze na nienasyconym zapotrzebowaniu firm tworzących modeli sztucznych inteligencji na części. Nie da się także ukryć, że są także ci, którzy są w stanie zaimplementować AI w sposób naturalny i rzeczywiście przynoszący przedsiębiorstwu realne korzyści.
Równocześnie mamy też do czynienia z biznesową modą, która często objawia się na losowym wdrażaniu rozwiązań AI w taki sposób, by zaimponować inwestorom, a być może nawet przyciągnąć klientów. Ciekawym wariantem jest zapowiadanie prac nad implementacją sztucznej inteligencji przy braku rzeczywistych postępów. Są też firmy, które po prostu chcą jakoś podpiąć się pod szał na AI, zanim ten się skończy.
Do której kategorii należy The Walt Disney Company? Trudno powiedzieć. 11 grudnia korporacja ogłosiła umowę zawartą z OpenAI, a więc twórcami ChatGPT. Disney zamierza zainwestować w nią miliard dolarów, a więc całkiem pokaźną kwotę. Nie to jednak jest najciekawsze. Kluczowym elementem składowym jest udzielenie OpenAI licencji na wykorzystywanie 200 postaci z portfolio Disneya w generatorze wideo Sora.
Warto w tym momencie wspomnieć, że to właśnie do Disneya należy wiele znanych i popularnych marek. W grę wchodzą więc nie tylko produkcje kojarzone z tą firmą, ale także uniwersa Marvela, Star Wars czy postacie stworzone przez wytwórnię Pixara. Do tego należy doliczyć inne elementy w rodzaju pojazdów, ikonicznych przedmiotów czy lokacji. Należy równocześnie zaznaczyć, że licencja nie obejmuje zgody na wykorzystanie wizerunku zmarłych aktorów, co w przypadku Disneya może być swego rodzaju krokiem w tył.
Disney chce najwyraźniej wychować sobie nowych widzów za pomocą AI i innych nowoczesnych technologii
Z punktu widzenia użytkowników Sory najważniejszą korzyścią jest to, że od przyszłego roku będą mogli tworzyć filmiki ze swoimi ulubionymi postaciami bez konieczności kombinowania, jak by tu obejść prawa autorskie, oraz liczenia się z ich usunięciem pod byle pretekstem. Prawnicy Disneya potrafią być bardzo kreatywni, gdy chodzi o relacje z konsumentami.
OpenAI z pewnością zyskuje najwięcej. Ich usługa stanie się bardziej atrakcyjna i tym samym uzyskuje pewną przewagę względem konkurentów. Miłośnicy Disneya korzystający z Google Veo czy Runwaya prawdopodobnie zmierzą się z impulsem do przemyślenia swoich preferencji dotyczących generatora wideo.
Pytanie brzmi: co w tym wszystkim zyskuje Disney? Prawdopodobnie chodzi o próbę wychowania sobie nowego pokolenia odbiorców. Krótkie filmiki generowane za pomocą AI są w końcu kojarzone z dzisiejszymi nastolatkami i młodymi dorosłymi. Za takim obrotem spraw świadczy także zeszłoroczna umowa pomiędzy Disneyem a Epic Games, czyli wydawcą popularnej właśnie w grupie wiekowej gry komputerowej Fortnite. W zasadzie można by uznać, że chodziło o dokładnie to samo: Disney wydał 1,5 mld dolarów na akcje Epic Games, a postaci z portfolio korporacji pojawiły się w Fortnite.
Można by się przy tym zastanawiać, czy ta strategia przyniesie owoce. Nie da się w końcu ukryć, że marki Disneya w ostatnich latach znacznie straciły na wartości. Znaczenie kulturowe popularnych Gwiezdnych Wojen znacząco spadło po całej serii niespecjalnie udanych filmów i seriali. Szał na superbohaterów minął już dawno, a nowsze produkcje Marvela nie są już w stanie tak skutecznie przyciągać widzów. Podobnie jest zresztą z "tradycyjnymi" markami Disneya. Koncepcja przetwarzania klasycznych kreskówek na filmy aktorskie naszpikowane elementami komputerowymi nie przyniosła praktycznie żadnego kasowego sukcesu, pomimo wielu prób i ogromnych budżetów poszczególnych produkcji. Do tego wojna platform streamingowych zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem piractwa. Disney+ nie przełamało dominacji Netflixa, najdelikatniej rzecz ujmując.
Potencjalne ryzyko to także jawnie wrogie podejście dużej części odbiorców do mieszania rozrywki z generatywną sztuczną inteligencją. Panuje dość powszechne – do tego całkiem uzasadnione – przekonanie, że AI zabiera pracę żywym artystom. Trudno byłoby wieszczyć umocnienie się wizerunku Disneya dzięki takiemu posunięciu. Jakby tego było mało, istnieje niemała szansa, że internauci zaleją teraz internet masą produkcji niskiej jakości z wykorzystaniem marek korporacji. Wśród nich z pewnością znajdą się także te przekraczające granice dobrego smaku czy parodii.