„Przyznaję Panu/Pani dodatek motywacyjny w wysokości 0,00 zł (słownie: zero złotych)” – to nie żart, to pismo skierowane do nauczyciela pracującego w jednej ze szkół w powiacie zgorzeleckim.
Wynagrodzenie nie jest w pracy najważniejsze. Pracownicy wskazują, że ważniejsza jest np. atmosfera w pracy. Nie zmienia to jednak faktu, że każdemu zależy na możliwie dobrej pensji. Nie tylko młodzi pracownicy chcą dobrze zarabiać – każdy, bez względu na wiek czy doświadczenie zawodowe, woli być doceniany. Jeśli nie ma szans na wysoką podstawę wynagrodzenia, to różne benefity pracownicze i dodatki potrafią skutecznie uprzyjemnić codzienną harówkę. O ile oczywiście te rozmaite bonusy są realne, a nie funkcjonują wyłącznie na papierze.
Na facebookowym fanpejdżu Korposzczur płakał jak czelendżował opublikowano fragment decyzji w sprawie przyznania nauczycielowi dodatku motywacyjnego:
Dodatek motywacyjny, który motywuje jedynie do zmiany pracodawcy
Zgodnie z art. 30 ustawy Karta nauczyciela, wynagrodzenie pedagogów składa się z:
- wynagrodzenia zasadniczego
- dodatków: za wysługę lat, motywacyjnego, funkcyjnego oraz za warunki pracy;
- dodatków: za wysługę lat, motywacyjnego, za wyróżniającą pracę, funkcyjnego oraz za warunki pracy;
- wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe i godziny doraźnych zastępstw;
- nagród i innych świadczeń wynikających ze stosunku pracy.
Dodatek motywacyjny jest zatem jednym z ustawowych składników wynagrodzenia nauczyciela, przy czym jego wysokość określa organ prowadzący szkołę (rada gminy, powiatu czy sejmik województwa). A skoro tak, to jego określenie na kwotę 0,00 zł (słownie: zero złotych) jest możliwe – np. z powodu braku środków na wyższe wynagrodzenia.
To jest wręcz pewien dowód na to, że zbyt duży formalizm (zwróćcie uwagę na ilość składników wynagrodzenia zawartych na liście powyżej) nie dość, że niczego nie poprawia, to jeszcze generuje co najmniej dwa problemy. Pierwszy: zbędną pracę osób odpowiedzialnych za tworzenie takich pism. Drugi: frustrację pracowników, którzy muszą czytać takie wypociny. Jakby nie patrzyć, wygenerowanie pisma o dodatku „motywacyjnym” w wysokości zero złotych kosztowało pieniądze podatników kwotę nieskończenie razy wyższą (plus kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych wydane na pracę kadrowej czy koszta druku). A pracownik i tak z tego nie ma dosłownie nic.
Inna sprawa, że nazywanie dodatku „motywacyjnym” w takiej sytuacji jest kpiną i nie licuje z godnością instytucji państwowej. Taki bonus prędzej zmotywuje do zmiany miejsca pracy, niż pozostania w niej.