Polacy spędzają w samochodzie średnio prawie 4 lata w ciągu życia, z tego około 2 lata i 7 miesięcy jako kierowcy. Przez ten czas auta stają się nie tylko narzędziem transportu, ale też przestrzenią prywatną. Wielu Europejczyków korzysta z nich jak z łazienki, je w nich i odpoczywa – wynikało z raportu „Nasze życie w samochodzie” powstałego na zlecenie marki Citroën blisko dekadę temu. A można przypuszczać, że przez 10 lat związanie ludzi z autami tylko przybrało na sile.
Przepalasz kilka tysięcy zł rocznie na dojazdy do pracy i powroty
Załóżmy, że jako pracownik spędzasz na dojeździe do pracy i powrocie z niej około godziny dziennie – pół godziny rano i pół godziny po południu. Chociaż formalnie ten czas nie jest wliczany do wynagrodzenia, w praktyce jest on częścią dnia poświęcanego pracy. Dla uproszczenia przyjmijmy, że godzina pracy jest warta 30 zł. Przy pięciodniowym tygodniu pracy oznacza to 150 zł straty, a w skali miesiąca – około 600. Tyle moglibyśmy zarobić, gdyby czas dojazdu był płatny.
Jeśli przyjmiemy, że pracujemy 10 miesięcy w roku – po odliczeniu urlopu i ewentualnych zwolnień lekarskich – suma „nieopłaconych” godzin dojazdu rocznie wyniesie aż 6 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć zużycie paliwa i samochodu. W perspektywie trzech lat to już ponad 18 tys. zł, czyli całkiem pokaźna kwota, którą przepalamy na rzecz pracodawcy. Z punktu widzenia wartości godzinowej to czas spędzony na obowiązkach związanych z pracą, za który nikt nie ma obowiązku zapłacić.
Można oczywiście odbić piłeczkę i powiedzieć: „jeśli praca ci się nie podoba, to ją zmień”. Tylko że takie podejście sprowadza rozmowę do przerzucania się odpowiedzialnością, zamiast do faktycznego zrozumienia problemu. Bardziej konstruktywne jest spojrzenie na relację pracodawca – pracownik jak na rodzaj współzależności. Firma potrzebuje ludzi umiejących wykonywać swoją pracę rzetelnie, a pracownicy chcą warunków, które pozwolą im poczuć się docenionymi i traktowanymi fair.
Decyzja o partycypowaniu w kosztach dojazdu do pracy zależy od dobrej woli pracodawcy
Pracodawca może wprowadzić w wewnętrznym regulaminie wynagradzania własny kanon zwrotu za dojazdy, np. w formie ryczałtu, przy zachowaniu zasady równego traktowania. Słowo klucz brzmi: może. Prawo mu tego nie nakazuje (inaczej jest w przypadku podróży służbowej).
Pewne grupy zawodowe mają prawo do otrzymania zwrotu na podstawie odgórnych przepisów. Są to np. policjanci. Przysługuje im rekompensata kosztów dojazdu do pracy – w wysokości ceny biletu za przejazd koleją lub autobusem – jeśli policjant zajmuje lokal mieszkalny w miejscowości pobliskiej miejsca pełnienia służby.
Wysokość należności przysługujących pracownikowi zatrudnionemu w państwowej lub samorządowej jednostce sfery budżetowej z tytułu podróży służbowych określa rozporządzenie.
Na raczej bezproblemowy zwrot mogą liczyć również osoby przyjęte na staż lub szkolenie poza miejscem stałego zamieszkania.