Przez lata bez zmian – drugi próg podatkowy zbliża się do krajowego minimum
Drugi próg podatkowy w Polsce wynosi obecnie 120 tysięcy złotych rocznie – został podniesiony do tej kwoty w 2022 roku i od tego czasu rządzący milczą na temat jego potencjalnej waloryzacji. A waloryzacja zdecydowanie by się przydała, zwłaszcza w obliczu wciąż rosnącego krajowego minimum.
Czy 120 tysięcy złotych to dużo? Jeszcze kilka lat temu mogło się tak wydawać. Dziś — przy rosnących kosztach utrzymania i niemal corocznych podwyżkach płacy minimalnej — przestaje to być próg dla „bardzo dobrze zarabiających”. W efekcie w drugi próg podatkowy zaczynają wpadać osoby, które absolutnie nie należą do klasy zamożnej, lecz do tej części społeczeństwa, która stara się po prostu żyć trochę lepiej niż najniższym możliwym kosztem.
Paradoks polega na tym, że system nie "karze" już jedynie ludzi wyjątkowo dobrze sytuowanych. On karze… ludzi ambitnych. Tych, którzy uczciwie pracują, którzy zdobywają nowe kwalifikacje, którzy chcą zarabiać więcej niż minimalna krajowa. Bo wystarczy, że w pracy uda się wynegocjować kilka podwyżek albo zmienić stanowisko na lepiej płatne, a pojawia się nagle niespodzianka: wpadnięcie w drugi próg podatkowy, gdzie z dnia na dzień od każdej złotówki oddajemy państwu nie kilkanaście, lecz 32 procent. To właśnie ten moment, w którym człowiek zaczyna zadawać sobie pytanie: „czy naprawdę opłaca mi się bardziej starać?”
Nie zawsze praca popłaca
Nie trzeba być ekonomistą, aby zrozumieć, że taki system demotywuje. Jeśli cięższa praca oznacza proporcjonalnie wyższe opodatkowanie, w efekcie różnica między „zarabiam więcej” a „zarabiam tylko minimalną” staje się coraz mniej odczuwalna. W skrajnych przypadkach prowadzi to do absurdu — ktoś, kto decyduje się podjąć lepiej płatną pracę, realnie dostaje na rękę jedynie nieco więcej niż osoba niewykonująca jej w ogóle. A przecież nie tak powinien działać system podatkowy, który ma być uczciwy, motywujący i wspierający rozwój.
Sprawiedliwość społeczna nie polega na tym, aby wszystkich trzymać na jednym poziomie, tylko na tym, by każdy mógł uczciwie decydować o swojej ścieżce życia, a prawo nie powinno tej decyzji karać, obcinaniem dochodów. Zamrożenie progów podatkowych oznacza w praktyce coraz większe opodatkowanie osób, które próbują iść do przodu — nie dlatego, że są bogaci, ale dlatego, że próbują nadążyć za kosztami życia. To cicha forma podwyżki podatków, dużo mniej spektakularna niż te oficjalne, ale o wiele skuteczniejsza w ograniczaniu motywacji.
Dlatego drugi próg podatkowy powinien być waloryzowany co roku — tak jak płaca minimalna, tak jak emerytury, tak jak inne wskaźniki, które chronią obywateli przed skutkami inflacji i zmian gospodarczych. Nie można udawać, że świat zatrzymał się na poziomie wynagrodzeń sprzed dekady. Próg podatkowy, który stoi w miejscu, podczas gdy płace rosną, przestaje pełnić funkcję podatku progresywnego. Zaczyna być podatkiem represyjnym.
System musi być sprawiedliwy, a drugi próg podatkowy obecnie ze sprawiedliwością nie ma nic wspólnego
Jeśli system ma być sprawiedliwy, musi opierać się na zasadzie: „kto zarabia więcej, ten płaci więcej” — ale dopiero wtedy, gdy rzeczywiście zarabia znacząco więcej. A nie tylko trochę więcej niż minimalną. Bez corocznej waloryzacji progi podatkowe tracą sens i stają się narzędziem obciążania tych, którzy starają się coś w życiu osiągnąć. A państwo, które zniechęca do rozwoju, w dłuższej perspektywie zniechęca również do pracy.
Jeśli próg podatkowy ma być sprawiedliwy, musi rosnąć wraz z wynagrodzeniami. Inaczej automatycznie przesuwa coraz większą część pracowników do grupy „bogaczy”, choć ich realna sytuacja wcale się nie poprawiła. Jak więc powinien wyglądać sensowny, uczciwy próg podatkowy? Najbardziej logiczne jest powiązanie go z wynagrodzeniem minimalnym. Jeśli państwo samo uznaje płacę minimalną za gwarant minimum socjalnego i co roku ją indeksuje, to również próg podatkowy powinien opierać się o ten sam mechanizm. W przeciwnym razie tworzy się absurd: osoba zarabiająca nieco ponad dwukrotność średniej krajowej – w polskich warunkach reprezentująca raczej klasę średnią niż bogatych – jest traktowana przez fiskusa jak ktoś o wysokich dochodach.
W praktyce drugi próg podatkowy powinien wynosić co najmniej 12-krotność rocznej płacy minimalnej pomnożoną przez współczynnik pokazujący, że mówimy o osobie wyraźnie powyżej przeciętnego poziomu życia. Realistyczny i ekonomicznie uzasadniony współczynnik to od 3 do 4 razy płaca minimalna. Tylko wtedy będzie to miało rację bytu, ponieważ jeżeli płaca minimalna rośnie, a próg stoi, to w praktyce podatek rośnie, nawet jeśli nikt oficjalnie go nie podnosi. Powiązanie progu z wynagrodzeniem minimalnym pozwoliłoby temu uniknąć i przywróciło elementarną sprawiedliwość — bo osoba dobrze zarabiająca to nie ta, która ledwie wyszła ponad poziom życia minimalnego, lecz ta, która rzeczywiście osiąga dochody przewyższające standard większości społeczeństwa.