W 2015 roku, w ramach dużej nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego, regulującego między innymi postępowanie egzekucyjne, wprowadzono rozdział regulujący tzw. elektroniczne licytacje ruchomości. Ustawodawca przewidział, że wdrożenie przepisów wymaga czasu, dlatego przepisy te weszły w życie dopiero rok temu. Obecnie mamy już 2018 rok, ale systemu elektronicznych licytacji wciąż nie ma. Ma on jednak, jak wynika z zapowiedzi Krajowej Rady Komorniczej, być gotowy już w ciagu pół roku. Istnieje zatem szansa, że na jesieni będzie można wziąć udział w elektronicznych licytacjach rzeczy dłużników.
Elektroniczne licytacje ruchomości - jak to będzie działać?
Krajowa Rada Komornicza, na której barki ustawodawca nałożył obowiązek uruchomienia systemu obsługującego komornicze e-liytacje, ma już prototyp serwisu. Można się z nim zapoznać pod tym adresem. Wygląda on całkiem zgrabnie i prezentuje podstawowe możliwości serwisu, w tym wpłatę wadium na poczet licytacji, dokonywanie postąpień, zapoznanie się ze zdjęciami zajętych ruchomości. Mówiąc krótko, oferuje takie same możliwości jak każdy inny serwis aukcyjny.
Z tą różnicą, że do udziału w aukcjach konieczna będzie rejestracja z podaniem numeru PESEL oraz numeru i serii dokumentu tożsamości. Wynika to z treści rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie sposobu przeprowadzenia licytacji elektronicznej ruchomości w sądowym postępowaniu egzekucyjnym. Dodatkowo będzie można podać adres poczty elektronicznej lub numer telefonu komórkowego, dzięki czemu będzie można otrzymywać powiadomienia.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Z punktu widzenia licytanta taki sposób przeprowadzania licytacji z pewnością jest wygodny - nie ma bowiem konieczności pojawiania się osobiście w kancelarii komornika lub innym miejscu przeprowadzania licytacji. Ale w takim razie co z wylicytowanymi ruchomościami po wygraniu przetargu? W przypadku aukcji na Allegro możemy mieć pewność (no, prawie), że sprzedawca niezwłocznie je do nas wyśle. Rzeczy wylicytowane u komornika należy jednak odebrać samemu - tylko skąd?
E-licytacja = odebranie rzeczy dłużnikowi przed licytacją
Ustawodawca przewidział w tym celu bardzo proste pod względem treści przepisu prawa, ale w praktyce uciążliwe rozwiązanie:
Mówiąc krótko: jeśli wierzyciel będzie chciał, aby komornik sądowy zajęte ruchomości sprzedał w drodze e-licytacji, konieczne będzie fizyczne odebranie rzeczy dłużnikowi. O ile w przypadku drobnych, ale wartościowych rzeczy (smartfonów, komputerów) można sobie wyobrazić, że komornicy będą takie rzeczy przechowywali w swoich kancelariach - a więc bezkosztowo - o tyle w przypadku dużych urządzeń czy np. samochodów oznacza to generowanie kolejnych kosztów, finalnie ponoszonych przez dłużników. W przypadku bezskutecznej egzekucji zaś koszty pokrywa wierzyciel. Skoro odebranie dozoru będzie obligiem, to koszty takie powstaną prawie zawsze. Nie wspominając o dodatkowej uciążliwości dla dłużnika, jakim będzie pozbawienie go władztwa nad rzeczą na długo przed licytacją.
Tymczasem cytowany wyżej przepis jest jasny: dłużnik nie będzie mógł być dozorcą takich rzeczy. Można sobie wyobrazić sytuację, w której najpierw komornik zajmie rzecz i pozostawi je dłużnikowi w dozorze (tak to wygląda co do zasady), następnie wierzyciel złoży wniosek o e-licytację, komornik będzie musiał je dłużnikowi odebrać (ustawy komornicze 2018 mówią, że musi to zrobić osobiście komornik, nie asesor czy aplikant), a po licytacji wydać nabywcy lub dłużnikowi, gdy nikt nie przystąpi do licytacji.
Pytanie zatem, czy elektroniczne licytacje ruchomości rzeczywiście ułatwią postępowanie egzekucyjne. A może raczej będą stanowić namiastkę nowoczesności, która de facto generuje kolejne problemy? Obowiązek odbioru ruchomości będzie z pewnością przedmiotem wielu kontrowersji. Obawiam się, że już niedługo fałszywe sformułowanie „komornik zabrał” będzie słyszane częściej niż kiedykolwiek.