Elektroniczny dowód osobisty i prawo jazdy – podobno (tak przynajmniej informują niektóre media) taką koncepcję wdraża Ministerstwo Cyfryzacji. Nic takiego jednak nie ma miejsca – a przynajmniej nie do końca. I bardzo dobrze!
Lubimy Ministerstwo Cyfryzacji. Kierowany przez minister Annę Streżyńską resort ma na czele szereg sukcesów. Począwszy od elektronicznych wniosków w programie 500 plus, skończywszy na współpracy z bankami przy zakładaniu profili zaufanych ePUAP – o tym wszystkim pisaliśmy na Bezprawniku. Jedyną „wpadką” Ministerstwa w ciągu ostatniego roku wydaje się być rzekomy „wyciek danych z bazy PESEL”, ale to raczej wina mediów goniących za tanią sensacją, a nie samego resortu.
Ale do rzeczy. 21 listopada na konferencji prasowej zaprezentowano mDokumentu – koncepcję dostępu do naszych danych za pośrednictwem specjalnych aplikacji. Co prawda hasła „elektroniczny dowód osobisty” czy „e-prawo jazdy” brzmią kusząco, ale te medialne określenia nie do końca oddają charakter przedstawionej koncepcji. Wbrew powszechnym wyobrażeniom taki e-dowód nie będzie zbiorem naszych danych osobowych zapisanych w pamięci smartfona.
Ministerstwo Cyfryzacji zdecydowało się na umożliwienie funkcjonariuszom i urzędnikom na dostęp do naszych danych online. Koncepcję tę obrazuje ten oto ohydny niezbyt urodziwy schemat:
Wg tej koncepcji, obywatel legitymując się np. w czasie kontroli drogowej będzie musiał najpierw podać policjantowi swój numer PESEL, a następnie na jego telefon (niekoniecznie smartfon) zostanie wysłany kod weryfikacyjny, który – a jakże – trzeba będzie podać funkcjonariuszowi Policji.
„Elektroniczny dowód osobisty” jest efektywny, nie efektowny
Czy będzie to wygodniejsze od „analogowego” wyjęcia z portfela dowodu osobistego i prawa jazdy? To oczywiście okaże się w praktyce. System mDokumenty pozwala natomiast na brak konieczności zabierania ze sobą jakiegokolwiek dokumentu – wystarczy telefon w kieszeni, aby móc – bez przykrych konsekwencji – wsiąść do samochodu. Co ważne, dzięki temu, że dane obywatela nie będą przechowywane na telefonie, odpada niebezpieczeństwo zdobycia danych przez przestępców. Jednocześnie wyeliminowana jest konieczność spełniania jakichkolwiek kryteriów technicznych przez telefon użytkownika. Nawet Nokia 3310 będzie wystarczająca, wszak umożliwia ona odbiór SMS-ów.
Elektroniczny dowód osobisty nie jest zatem może specjalnie efektowny (te SMS-y są takie niedzisiejsze…), ale takie podejście do tematu umożliwi szybkie wdrożenie rozwiązania w polskich realiach. A tymczasem, w maleńkiej Estonii:
Mały może więcej?