Z danych GUS za 2023 rok wynika, że emeryci i renciści stanowią łącznie 24,7 proc. mieszkańców naszego kraju. Starzenie się społeczeństwa w połączeniu z realnym kryzysem demograficznym oznacza dla Polski zbliżającą się katastrofę. Będzie brakować pracowników, wszystkie systemy zabezpieczenia społecznego zaczną trzeszczeć. Błaganie Polaków o dzietność niewiele już pomoże, trzeba myśleć o poważniejszych zmianach.
Emeryci i renciści stanowiący coraz większy odsetek stanowią ogromne wyzwanie dla państwa, gospodarki i społeczeństwa
Kryzys demograficzny w Polsce powoli zaczyna przechodzić ze sfery zagrożenia na przyszłość w stronę realnego problemu, z którym borykamy się już w teraźniejszości. Dane Głównego Urzędu Statystycznego za zeszły rok są alarmujące. Emeryci i renciści razem to już przeszło 9,3 miliona mieszkańców naszego kraju. Stanowią tym samym 24,7 proc. ludności Polski. Liczba rencistów może i maleje, za to emerytów jest coraz więcej.
Konsekwencje takiego stanu rzeczy są naprawdę poważne. Zaczynamy powoli dostrzegać niekorzystne zjawiska, które od dawna możemy zaobserwować w bogatszych państwach szeroko rozumianego zachodu. Problem w tym, że Polska nie wydaje się dobrze przygotowana na zderzenie z rzeczywistością.
Emeryci i renciści sami w sobie nie są niczym złym. Wręcz przeciwnie: to bardzo dobrze, że coraz więcej osób w Polsce dożywa sędziwego wieku, albo przynajmniej może cieszyć się wsparciem systemu ubezpieczeń społecznych po utracie zdolności do pracy. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak ten system jest skonstruowany.
Jego fundamentem są składki odprowadzane przez ubezpieczonych w wieku produkcyjnym. Dopiero później możemy liczyć różne dodatki w rodzaju PPK, IKE/IKZE czy wciąż istniejących OFE. Istnieją także bezpośrednie dopłaty z budżetu w postaci trzynastej i czternastej emerytury. Im większy odsetek Polaków stanowią emeryci i renciści, tym w teorii więcej jest beneficjentów systemu. Mniej jest zaś osób, które odprowadzają na niego składki.
Nie oznacza to oczywiście, że pewnego dnia ZUS się posypie pod ciężarem wypłacanych emerytur i ogłosi bankructwo. Po prostu powinniśmy się przyzwyczaić do perspektywy coraz mniejszej średniej wysokości świadczenia w relacji do ostatniego wynagrodzenia. Nie wspominając nawet o tradycyjnie zawyżanych średnich krajowych. Innymi słowy: czekają nas głodowe emerytury. Dotyczy to zwłaszcza osób unikających jak ognia dobrowolnej partycypacji w dodatkowych sposobach oszczędzania.
Polacy od lat robią niemalże wszystko, by kryzys demograficzny zaszkodził im jak najmocniej
Siłą rzeczy rosnący odsetek osób nieaktywnych zawodowo powinien niepokoić przedsiębiorców. Polska dopiero zaczyna odchodzić od kraju taniej siły roboczej. Sukcesy na tym polu mamy dość ograniczone. Rozwijająca się gospodarka potrzebuje pracowników. Emeryci i renciści co do zasady nie pracują, a nawet jeśli, to nie są w stanie wykonywać każdej dostępnej pracy.
Tym samym mamy do wyboru trzy drogi. Pierwszą jest spowolnienie gospodarcze a drugą migracja. Tą trzecią będzie upatrywanie wybawienia w postępującej automatyzacji pracy. Byłbym jednak sceptyczny, znając niechęć pracodawców do nowinek w rodzaju pracy zdalnej oraz niedoskonałości dostępnej technologii sztucznej inteligencji.
Kolejnym problemem jest ochrona zdrowia. Pamiętacie, jak butni politycy któregoś z poprzednich rządów na postulaty medyków grożących emigracją odpowiadali „To niech jadą”? Przynajmniej część z nich skorzystała z „dobrej rady”. Do tego należy dorzucić ograniczone tempo kształcenia lekarzy, z którym borykamy się właściwie od upadku PRL-u. Starzejące się społeczeństwo wymaga większych nakładów na opiekę zdrowotną, bo ludzie starzy chorują przecież częściej. Trzeba także zadbać o rozwój opieki geriatrycznej.
Przykłady wyzwań można by właściwie mnożyć. Dlaczego twierdzę, że Polska jest na nie słabo przygotowana? Obecnie pod każdym względem zawodzimy. Podejście Polaków do emerytur można sprowadzić do zajeżdżania się przez cały okres kariery zawodowej, by móc ją skończyć tak szybko, jak to tylko możliwe. Podniesienie czy nawet zrównanie wieku emerytalnego stało się niemalże bluźnierstwem. Równocześnie państwo na wszelkie sposoby rzuca kłody pod nogi osobom, które chciałyby pracować na emeryturze. Imigranci? Mowy nie ma. Opieka zdrowotna? Obecnie scena polityczna walczy o obniżenie składki zdrowotnej przedsiębiorcom.
Nie ma się co oszukiwać, że utyskiwanie na młodzież niechcącą mieć dzieci w czymkolwiek teraz pomoże. Błagania o dzietność również nie przyniosą żadnego rezultatu. To, dlaczego młode Polki i młodzi Polacy nie chcą się rozmnażać w Polsce to zresztą materiał na osobny felieton.
Całe dekady bronienia jak niepodległości własnych przywilejów sprawiły, że jest już za późno na uniknięcie katastrofy. Próby jej złagodzenia będą bolesne – tym bardziej, im później się za nie weźmiemy. Za jakąś dekadę zobaczymy, czy Polak okaże się mądry po szkodzie.