Ubiegłoroczne lato upłynęło pod znakiem gry na telefony komórkowe zatytułowanej Pokemon GO. Cyfrowa rewolucja musiała uznać wyższość tradycyjnych zabawek w te wakacje, gdyż niekwestionowanym ich liderem jest gadżet o nazwie fidget spinner.
Za naszych czasów prym wiodło jojo, riki-tiki, tazosy oraz gra w kapsle. Ale chyba jeszcze żadna zabawka nie osiągnęła aż tak społeczno-kulturowego zasięgu, jak właśnie fidget spinner. Podbił serca młodych ludzi pod koniec ostatniego roku szkolnego, z czasem stał się przedmiotem ożywionej debaty internautów (z całego świata), aż wreszcie zainteresowali się nim dorośli.
To niby tylko niezbyt skomplikowana zabawka, ale w praktyce została zaprojektowana ponoć po to, by pomóc w koncentracji dzieciom, które mają z tym poważne kłopoty – z powodu ADHD lub autyzmu. Naukowo tych właściwości ostatecznie nie udowodniono, a opatentowana pierwotnie w 1993 roku zabawka, przeżywa od kilku tygodni nowe życie.
Fidget spinner w sieci Biedronka oraz Lidl
Dyskonty, starając się zapewnić swojej „powrotowo-szkolnej” ofercie dodatkową atrakcyjność, stawiają na hit ostatnich tygodni. I tak oto fidget spinner w ofercie Lidla pojawi się 10 sierpnia w cenie 9,99 złotego, zaś w Biedronce w jeszcze niższej cenie – 7,99 złotego. Z czego wynika różnica? W dużej mierze jest to zasługa producenta tego konkretnego fidget spinnera (Fidget Spinner myPhone Smarty), ponieważ firma już od dłuższego czasu współpracuje z siecią portugalskich sklepów, sprzedając w nich swoją elektronikę (głównie smartfony). Nie dziwi zatem, że dzięki tak owocnej i długoletniej współpracy, udało się uzyskać większe upusty.
Generalnie dyskonty od dłuższego czasu starają się walczyć o swoje dobre imię oferując wysokojakościowe produkty spożywcze i pozaspożywcze. W sieciach Lidl można trafić na odzież bardzo dobrej jakości, Biedronka jest znana z tego, że lubi zaoferować w dobrej cenie jakieś gadżety czy gry na konsole. Znane sieci starają się nawet budować swoją renomę coraz śmielej zapraszając do współpracy znanych projektantów, uchodzących za luksusowych, np. jak przy okazji torebek Wittchen w Lidlu czy kolekcji Macieja Zienia w Biedronce.
Fidget spinner ze względu na swoją cenę czy właściwości za produkt luksusowy raczej nie uchodzi, ale pokazuje też, że wcale nie wygląda to w taki sposób, że dyskonty wrzucają do swoich gazetek akurat to, co zostanie. Model sprzedażowy wydaje się być starannie przemyślany i stosunkowo szybko reagować na rynkowe trendy. Jeśli cały czas jesteście ciekawi o co chodzi z tym całym fidget spinnerem, Biedronka prawdopodobnie da wam jedną z najlepszych okazji, by sprawdzić czy kręcenie naprawdę uzależnia.
Wpis powstał w ramach współpracy komercyjnej z marką myPhone