Fundacje rodzinne zdaniem resortu finansów są wykorzystywane przez niektórych przedsiębiorców do agresywnej optymalizacji podatkowej. W praktyce oznacza to dokręcenie fiskalnej śruby beneficjentom tych fundacji. Siłą rzeczy przedsiębiorcy, który tworzą je od roku, są wściekli. Tymczasem ja zastanawiam się, jaki jest dzisiaj faktyczny sens tej instytucji, skoro nie chodzi o optymalizację. Być może chodzi o pielęgnowanie dawnych tradycji?
Ministerstwo Finansów chce ukrócić nowy sposób na agresywną optymalizację podatkową
Niemałe wzburzenie wśród przedsiębiorców wywołały plany Ministerstwa Finansów, by mocniej opodatkować fundacje rodzinne. Powód tak drastycznego kroku jest właściwie bardzo łatwy do przewidzenia. Od wejścia w życie przepisów ustawy od fundacji rodzinnej minęło nieco ponad rok. Niektórzy fundatorzy zdaniem ministerstwa wykorzystali nową zabawkę do agresywnej optymalizacji podatkowej. Wszyscy doskonale wiemy, z jaką gorliwością organy podatkowe potrafią zwalczać wszelkie przejawy skutecznej optymalizacji.
W czym dokładnie tkwi problem? Wyjaśniał to w rozmowie z Polską Agencją Prasową wiceminister Jarosław Neneman. Uważa on, że postępowanie wielu fundatorów dalece odbiega od intencji ustawodawcy. Skala występowania wątpliwych praktyk jest zaś dość duża. Mowa o nawet połowie nowoutworzonych fundacji.
Nawet pomysłodawcy fundacji rodzinnych przyznają, że przepisy podatkowe w tym zakresie poszły za daleko. Mamy przykłady ze stron internetowych zajmujących się doradztwem podatkowym, które zachęcają do tworzenia fundacji jako metody na obniżanie podatków. Pojawiły się już opinie, że blisko połowa z utworzonych fundacji została utworzona wyłącznie w celu unikania opodatkowania. Mamy także doniesienia z Krajowej Administracji Skarbowej, że niektóre fundacje są wykorzystywane do bardzo agresywnej optymalizacji podatkowej.
Jakie dokładnie zmiany przygotowuje Ministerstwo Finansów? W grę wchodzi opodatkowanie sprzedaży majątku przez fundacje rodzinne. Podatek zapłacony będzie można co najwyżej odliczyć od podatku CIT należnego przy wypłacie świadczeń dla beneficjentów. Obecnie taka sprzedaż jest zwolniona z podatku. Rezultat? Jak wyjaśnia wiceminister Neneman:
Zaobserwowaliśmy zjawisko wnoszenia majątku do fundacji i następnie szybkiego jego zbywania. Może to oznaczać, że ktoś np. wnosi majątek do fundacji tylko po to, aby dokonać jego nieopodatkowanej sprzedaży i za środki uzyskane z tej transakcji zakupić np. spółkę czy jej udziały, co sprawia, że z jednej strony unika podatku, który byłby należny przy przeprowadzeniu tej operacji poza fundacją, i jednocześnie uzyskuje taki efekt, że nabywa spółkę, z której dywidendy — w ramach fundacji — są nieopodatkowane.
Fundacje rodzinne to w założeniu takie współczesne ordynacje szlacheckie, które okazały się po prostu zbyt dobre
Kolejna postulowana zmiana obejmuje opodatkowanie dochodów fundacji rodzinnych uzyskiwane z umowy na przykład najmu albo dzierżawy. Do tego dochodziłby obowiązek rozwiązania fundacji rodzinnej przez sąd. Wystarczyłoby prowadzenie działalności sprzecznej z przepisami ustawy o fundacji rodzinnej. Wreszcie beneficjentów objęłaby tzw. danina solidarnościowa, a więc de facto trzeci próg podatkowy w podatku PIT. W obecnym stanie prawnym jakoś te dochody umknęły uwadze ustawodawcy.
Jak się łatwo domyślić, przedsiębiorcy, którzy pozakładali fundacje rodzinne, są sceptyczni względem pomysłów Ministerstwa Finansów. Dotyczy to nie tylko tych, którzy rzeczywiście liczyli na szybką i łatwą okazję na optymalizację podatkową. Nie da się w końcu ukryć, że wbrew zapowiedziom wiceministra Nenemana jak najbardziej mamy do czynienia ze zmianą reguły gry w trakcie.
Owszem, możemy uznać tę zmianę za uzasadnioną, albo wręcz konieczną. Trudno jednak nie rozumieć perspektywy przedsiębiorców, którzy teraz skończą wplątani w fundacje rodzinne, które mogą stracić swoją opłacalność. Należy przy tym przypomnieć, że optymalizacja podatkowa sama w sobie nie jest czymś ani nielegalnym, ani nawet nagannym. Ktoś złośliwy mógłby wręcz stwierdzić, że było nie tworzyć wadliwego prawa.
Skoro zaś jesteśmy przy tej kwestii, to nie podarowałbym sobie rozważań nad tym, czy fundacje rodzinne są nam w ogóle do czegoś potrzebne. Poprzedni rząd stworzył znakomite narzędzie do zabezpieczenia majątku przez osoby wyjątkowo zamożne. Tylko skończony naiwniak założyłby, że ci z niego nie skorzystają. Równocześnie trudno jednoznacznie wskazać, jaka to racja przemawia za utworzeniem osobnej instytucji. Wiemy już, że nie jest nią uchylenie podatnikom drzwi do skutecznej optymalizacji.
Prawdę mówiąc, wygląda na to, że fundacje rodzinne powinniśmy nazwać po staropolsku „ordynacjami”. Wtedy chodziło o zabezpieczenie majątku rodu szlacheckiego przed podziałem w wyniku dziedziczenia. Tym razem celem jest zapewnienie płynnej sukcesji przedsiębiorstwa i zapewnienie dochodów rodzinie fundatora. Rozumieć to należy w taki sposób, że fundacje rodzinne mają zabezpieczyć firmę przed zmarnowaniem przez spadkobierców-utracjuszy i wyprzedaniem udziałów komuś z zewnątrz. To całkiem przydatna rzecz i w gruncie rzeczy nawet pożyteczna.