Pewnego dnia na kierunkach związanych z językoznawstwem będą zajęcia z Jarosława Kaczyńskiego. Lider Prawa i Sprawiedliwości jest mistrzem języka insynuacji, za którym nie kryje się żadna konkretna treść. Jak na przykład „gorszy sort Polaków”.
Gorszy sort Polaków, jak na Jarosława Kaczyńskiego, i tak zdawał się być określeniem w miarę konkretnym – zwykle bowiem specjalizuje się on w „pewnych”, „tamtych”, „onych” czy „innych szatanach”. Lider rządzącej partii oraz de facto osoba rządząca dzisiejszą Polską w jednej ze swoich wypowiedzi stwierdził co następuje:
Ten nawyk donoszenia na Polskę za granicę. W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. To jest w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort właśnie w tej chwili jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony
Gorszy sort Polaków
Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego jest oczywiście oburzająca, choć dla polityka typowa. Ma on ogromne szczęście, że jednym z głównych przeciwników politycznych są żenujące w formie i treści ruchy obywatelskie, które z solidnością porównywalną do TVP pracują na wysokie poparcie społeczne partii, której rządy oceniam w wielu aspektach krytycznie (w skrócie: sprawy ustrojowe, polityka międzynarodowa, media publiczne, rozbudowa aparatu socjalnego). „Ironicznie” ustawiano sobie avatary i opisy w postaci „gorszy sort” czy „gorszy sort Polaka”, co w mojej ocenie wywoływało raczej mieszane uczucia. Kilka dni temu przechodziłem koło sklepu spożywczego i pijak niezadowolony brakiem darowizny określił mnie w dość niewybredny sposób. Nie uważam jednak, bym musiał jego wypowiedź nobilitować choćby żartobliwym „c**j” w opisach mojej skromnej osoby na każdym polu internetowej aktywności.
Nie wszyscy jednak poczuli się dumni z bycia nazwanym „gorszym sortem Polaków” przez wątpliwej klasy polityka partii rządzącej. Pani Krystyna Malinowska, z – jakżeby inaczej – ruchu obywatelskiego Obywatele RP, zdecydowała się pozwać Jarosława Kaczyńskiego twierdząc, iż zostały naruszone jej dobra osobiste. Domagała się między innymi finansowego zadośćuczynienia oraz przeprosin w wiodących mediach.
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew, twierdząc, iż wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego miała charakter metaforyczny, ogólny i nie można jej wiązać z konkretnymi osobami. W internecie już pojawiły się pierwsze opinie osób sprzyjających opozycji, w których ocenie sądy boją się władzy.
Obywatele gorszego sortu
Ja zgadzam się z tym, że sądy mają wszelkie prawo bać się władzy, ponieważ wszelkie działania legislacyjne od 2015 roku zmierzają do tego, by niezawiśli sędziowie byli podporządkowani politycznej woli Prawa i Sprawiedliwości, ale w tym wypadku sąd podjął słuszną decyzję.
Choć subiektywnego charakteru postrzegania danej sytuacji nie da się i nie wolno kompletnie wyłączać poza konkretną sprawę, to jednak kluczowe w takich sytuacjach są pewne kryteria obiektywne. Trudno jest mówić o naruszeniu dóbr osobistych, gdy wypowiedź polityka odnosiła się do zbiorowości osób, na dodatek dość mocno nieskonkretyzowanej.
Uważam również, że Obywatele RP, podobnie jak i wspomniany wcześniej KOD, niestety uprawiają pewną formę pieniactwa, politycznego radykalizmu spotykanego głównie w szeregach PiS-u. To z kolei może zrażać elektorat do politycznej opozycji partii rządzącej, a więc uzyskiwać efekt odwrotny do zamierzonego. Podobno planowana jest apelacja, ale jeśli jakimś cudem zostałaby ona uznana, bałbym się, że wolność słowa, wypowiedzi i dyskursu publicznego – choćby fatalnej klasy i w stylu Jarosława Kaczyńskiego – może zostać poważnie zagrożona.