Nowy apel do RPO. Tym razem chodzi o hałas powodowany przez zwierzęta
Hałasy w sąsiedztwie potrafią być naprawdę dokuczliwe. Doskonale wie o tym każda osoba, która musiała się męczyć z przedłużającym się remontem za ścianą. Niekiedy źródłem hałasu są sami domownicy. Czasem winowajcą są zwierzęta domowe. Co można z takim hałasem zrobić? W skrajnych przypadkach możemy wystąpić do sądu cywilnego z powództwem o powstrzymanie się od immisji sąsiedzkich w rozumieniu art. 144 kodeksu cywilnego. Teoretycznie w grę wchodzi powództwo o ochronę dóbr osobistych, które może się okazać skuteczne. Jeżeli jednak nie mamy do czynienia ze skrajnością, to w obecnym stanie prawnym musimy dzielnie taki hałas znosić.
Rzecznikowi Praw Obywatelskich taki stan rzeczy się nie podoba. Organ ten niedawno otrzymał pismo od obywatela, który doszedł do wniosku, że obowiązujące przepisy są nieskuteczne. Postuluje więc wprowadzenie "mechanizmów umożliwiających ochronę przed hałasem powodowanym przez utrzymywane na terenach zurbanizowanych zwierzęta domowe". Jak właściwie miałoby to działać? Odpowiedź na tak postawione pytanie znajdziemy w piśmie, które Biuro RPO przekazało do Ministerstwa Klimatu i Środowiska:
Powołując się na przykłady z innych państw, postuluje wprowadzenie regulacji wprost zobowiązującej osoby utrzymujące zwierzęta domowe do zapewnienia im opieki w sposób niepowodujący nadmiernego hałasu i lub długotrwałego zakłócania spokoju otoczenia.
Nie da się ukryć, że naszemu "sygnaliście" chodzi o rozwiązanie co najmniej administracyjne, albo wręcz karne. Właściciela hałasującego psa – dziwnym zbiegiem okoliczności autorowi pisma do RPO chodzi przede wszystkim o psy – trzeba zmusić, by jakoś uciszył swojego zwierzaka. Osiągnięcie takiego rezultatu za pomocą prawa cywilnego byłoby długie, żmudne, drogie i niepewne. Tym samym nie powinno nas dziwić, że ignoruje przywołany wyżej art. 144 k.c. Na przeszkodzie stoi jednak brak podstawy prawnej władczego uciszania szczekających psów przez państwowy aparat przymusu. Jak możemy przeczytać w dalej piśmie:
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Wobec ugruntowanego już w orzecznictwie sądów administracyjnych stanowiska, że stanowiony przez rady gmin regulamin utrzymania czystości i porządku nie może formułować obowiązków odnoszących się utrzymywania zwierząt domowych na nieruchomościach prywatnych (por. m.in. wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 9 września 2025 r., sygn. III OSK 1227/22 i orzeczenia przywołane w jego uzasadnieniu), wykluczone wydaje się ustanowienie oczekiwanych przez zainteresowanego norm na poziomie lokalnym i ich egzekwowanie w oparciu o art. 10 ust. 2a ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.
Czy w tym konkretnym przypadku interwencja jest uzasadniona?
Załóżmy, że rzeczywiście Ministerstwo Klimatu i Środowiska przygotuje przepisy, które sprawią, że hałas zwierząt domowych wejdzie do kompetencji gmin. Te przepisy uchwali Sejm, Senat nie wniesie żadnych poprawek, a prezydent nie dojdzie akurat do całkiem uzasadnionego wniosku, że pięknoduchy znowu postanowiły się przyczepić do polskich rolników. Pytanie brzmi: co może pójść nie tak?
Cierpki ton opisu całej sprawy nie wziął się znikąd. Mam mocne przypuszczenie, że autor pisma do RPO to przykład pieniacza gotowego uprzykrzać życie sąsiadom, bo coś mu akurat nie pasuje. Z pewnością wielu z nas pamięta przypadek zamknięcia boiska w Puławach w wyniku pozwu pewnego nadwrażliwego na hałas małżeństwa, który z jakiegoś powodu postanowił uwzględnić Sąd Okręgowy w Lublinie. Wydaje mi się, że mamy do czynienia z podobnym przypadkiem. Pies sąsiada szczeka, bo taka jest jego natura. Być może źle znosi rozłąkę z właścicielem, być może zbytnio się ekscytuje w trakcie zabawy. Ściany w danym budynku są dość cienkie. Naszego pieniacza szlag jasny trafia. Łatwo sobie wyobrazić, że próby wzywania policji, by podjęły interwencje w związku z art. 51 kodeksu wykroczeń, nie przyniosły żadnego większego rezultatu.
Obywatele mają prawo pisać pisma do organów władzy z przedstawieniem swojej sprawy. Rzecznik Praw Obywatelskich jest właśnie tym organem, który powinien interweniować, jeśli dzieje się nam jakaś krzywda ze strony państwa, albo gdy prawo jest dziurawe. Powinniśmy się jednak zastanowić nad tym, czy w tym konkretnym przypadku interwencja jest uzasadniona i czy spełnienie sugestii RPO rzeczywiście przyniosłoby Polakom coś dobrego.
Kiedy autor pierwotnego pisma sugeruje, by można było zobowiązać właściciela psa do "zapewnienia mu opieki w sposób niepowodujący nadmiernego hałasu i lub długotrwałego zakłócania spokoju otoczenia", nasuwa mi się od razu ważne pytanie. "Niby jak?". Owszem, można zobowiązać właściciela psa do podjęcia wszelkich rozsądnych działań, by jakoś oduczyć psa częstego szczekania z powodu lęku separacyjnego. Przykładem może być praca z psim behawiorystą. Oczywiście mielibyśmy do czynienia z narażeniem takiej osoby na niemałe koszty przy braku gwarancji sukcesu. Na szczęście w Polsce podcinanie psom strun głosowych jest zakazane. W przeciwnym wypadku moglibyśmy sobie wyobrazić pieniaczy domagających się w majestacie prawa okaleczania zwierząt właśnie w ten sposób.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że hałas zwierząt domowych nie jest czymś, co da się skutecznie ograniczyć za pomocą przymusu państwowego albo samorządowego. Nawet gdyby było to możliwe, to i tak nie powinniśmy tego robić. Powodem są aż nazbyt często występujące w Polsce osoby, które wykorzystują prawo do uprzykrzania życia sąsiadom. Zamiast dawać im kolejną broń do ręki, powinniśmy tak konstruować przepisy, by ograniczać im pole manewru. Lokalny pieniacz jest w końcu dużo większą uciążliwością dla lokalnej społeczności niż szczekający pies albo długi remont.