Przedsiębiorcy nie mają łatwego życia w naszym kraju. Nieustanne zmiany w zakresie prawa i podatków bardziej przypominają rzucanie kłód pod nogi niż faktyczną pomoc ze strony państwa. No ale skąd ustawodawca ma wiedzieć, na czym polega żywot biznesmena, skoro tylko 6% posłów prowadziło własną firmę?
Niezwykle ciekawych obliczeń dokonała redakcja portalu mambiznes.pl. Skrupulatnie policzyli, ilu posłów ma doświadczenie w prowadzeniu własnego biznesu, zanim otrzymali swoje mandaty. Patrząc na jakość stanowionego prawa, wynik jest łatwy do przewidzenia. Zaledwie 31 parlamentarzystów ma praktykę w prowadzeniu firmy. To raptem 6% z ogólnej liczby 460 posłów. Pewnym paradoksem jest to, że najwięcej z nich to deputowani Prawa i Sprawiedliwości, bo aż 15 z nich. Żaden przedsiębiorca nie zasiada w ławach PSL.
Jeszcze ciekawiej te proporcje rozkładają się wewnątrz poszczególnych partii. Pomimo tego, że procentowo najwięcej przedsiębiorców wywodzi się z PiS, to wewnątrz tej partii jest ich zaledwie 5%. Taki sam odsetek biznesmenów zasiada w ławach ugrupowania Kukiz’15. Nieco lepiej wypada Nowoczesna, która w swoim składzie ma aż 14% posłów z doświadczeniem w biznesie. To 4 osoby spośród 28, która należy do tego klubu parlamentarnego. Najlepiej w całym zestawieniu wypadają deputowani klubu poselskiego Wolni i Solidarni. Klub liczy 6 posłów, a zaledwie jeden jest przedsiębiorcą. Statystyka jest jednak nieubłagana i to wystarczy do tego, aby ten klub wysunął się na prowadzenie z ogólnym wynikiem 17% biznesmenów w składzie.
Ilu posłów to przedsiębiorcy?
W dużej mierze taki wynik może wynikać z tego, że przedsiębiorcy są zbyt pochłonięci codzienną walką o przetrwanie i nie mają czasu na głupoty, czym z pewnością jest polityka. Kiedyś, aby pełnić funkcje państwowe trzeba było mieć odpowiednią pozycję i pieniądze. Tylko to gwarantowało, że polityk będzie miał czas na pełnienie obowiązków. Po drugie, dojście do majątku lub jego utrzymanie i pomnożenie było jednoznacznym dowodem na to, że polityk ma predyspozycje do tego, aby zarządzać tak skomplikowanym organizmem, jakim jest państwo. Dziś posiedzenie sejmu przypomina bardziej cyrk niż poważne dyskusje.
25-latek, którego jedynym doświadczeniem jest noszenie teczki za lokalnym kacykiem to słaby kandydat na reprezentanta narodu. To jedynie maszynka do głosowania, która bezrefleksyjnie wciska taki przycisk, jaki powie mu partyjny bonza. Gdyby taki poseł miał prowadzić firmę, to w kilka tygodni doprowadziłby ją do upadku. A potem byłby zdziwiony, bo przecież przedsiębiorca z założenia ma pieniądze na wszystko. Czy cenzus doświadczenia zawodowego, tak samo jak badania psychiatryczne dla posłów to dobry pomysł? Na pewno lepszy niż zawód – poseł.