Przeczytałem właśnie artykuł „Polityki” na temat Jacka Bartosiaka. Jest on w mojej ocenie niezwykle szkodliwy, pełen insynuacji i fałszywych założeń.
Jego autorem jest dziennikarz Tomasz Piątek. Osobiście nie cenię przesadnie twórczości Piątka – miałem okazję przejrzeć, nie wzbudziła mojego zaufania, przywodząc na myśl raczej teorie spiskowe, niż realne odpowiedzi na poszukiwane przeze mnie pytania. A to duża sztuka, bo do bohaterów jego książek już na starcie byłem solidnie uprzedzony. Potrzeba było naprawdę niewiele. I się nie udało.
Cenię i lubię natomiast Jacka Bartosiaka. Może bez przesady, nie skoczyłbym za niego w ogień. Dziwi mnie, że tak często zdaje się ignorować kwestię arsenałów nuklearnych naszych sąsiadów, „bo to zmienia zupełnie zasady gry”. To trochę tak, jakby ignorować Roberta Lewandowskiego ustalając taktykę na mecz z z Polską „bo to zmienia zupełnie zasady gry”.
Połowa jego ostatnich książek powstała też w mojej ocenie na zasadzie „aplikancie, tu są moje filmiki z YouTube’a, spisz co tam mówiłem i lecimy do druku”. Ale – szczerze mówiąc – to są dobre książki. I nawet dobrze się stało, że ktoś nadał im tabloidowy wymiar nagłówkiem „Nadchodzi III Wojna Światowa”, bo dzięki temu na masową skalę się je w Polsce czyta. I budzimy się, dekadę za późno, dowiadując się w jakim świecie przyszło nam żyć.
Bartosiaka cenię za sprawdzalność
Krytycy Jacka Bartosiaka, a tych oczywiście – szczególnie na lewicy – nie brakuje, w swojej polemice z nim często korzystają ze środka artystycznego, który określam mianem tępego rechotu. Gdy Bartosiak kreśli wizje i zagrożenia dla Polski lub świata, oni wyśmiewają je jako oderwane od współczesności. Bo on o jakichś uwarunkowaniach geograficznych, a my mamy Twittera. I dziś w ogóle jest wszystko inaczej. Ale to z grubsza koniec polemicznych tendencji. Jest za to rechot, że haha, skórzana kurtka na zdjęciu. I po debacie.
A potem przychodzi brutalna konfrontacja faktów z rzeczywistością, polityka tweetów oburzenia nie przynosi efektów i – jak na złość – wychodzi na Bartosiaka.
Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z publiczną działalnością popularnego adwokata, był rok 2015. Wydawało mi się, że żyjemy w świecie niezachwianej dominacji Amerykanów, a największym problemem spędzającym sen z powiek jest jakieś ISIS. Wtedy zaczęły mi się otwierać oczy, pod wpływem wykładów Bartosiaka, na to co dzieje się w Chinach. Na to jak wielkie imperium wyrosło nam na wschodzie, jak bardzo przemagnesowuje się polityczne centrum świata i jak wielki jest to problem dla Polski, że nasz jedyny w zasadzie gwarant bezpieczeństwa, teraz o wiele bardziej martwi się tym, co na Pacyfiku.
Tak, Bartosiak mówił wielokrotnie, że będzie wojna na Pacyfiku. No i wojny (jeszcze) nie ma. Ale czy naprawdę można to uznać za pomyłkę? Otóż wszystkie wydarzenia w globalnej polityce ostatnich 5 lat tak naprawdę zmierzały do tego, by ta wojna się wydarzyła lub nie. Ona już teraz się odbywa na szczeblu politycznym, technologicznym i handlowym.
To od Bartosiaka pierwszy raz usłyszałem, że Putin wykorzysta tę sytuację, by rozgrywać Amerykanów – niewykluczone, że przeciwko Polsce. I kilka lat po tych karkołomnych prognozach czytam na łamach Bezprawnika, że Putin w zasadzie stawia USA żądania, które dotyczą naszej niepodległości, a które były nie do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu. Zobaczcie sami: Rosja szantażuje NATO. W zamian za rezygnację z inwazji na Ukrainę domaga się m.in. wycofania się z Polski i państw bałtyckich.
Bartosiak jak czerwona pigułka
Uważam, że Jacek Bartosiak niewielką część internautów wyrwał z Matriksa błogiej nieświadomości. To już gigantyczna zasługa, ponieważ takiego myślenia w wolnej Polsce nie było. NATO miało być gwarantem niepodległości Polski, a planu B nie mieliśmy. O ile młoda demokracja miała prawo wykazywać się pewną naiwnością, po tym jak gwarancje dla Ukrainy z 2014 roku zostały solidarnie zignorowane przez światowe mocarstwa, naturalnym wydawała się potrzeba budowania planu B.
Oczywiście nie dla każdego, niektóre ruchy w Polsce nadal wolałyby żeby nie inwestować w armię i technologie obronne, tylko murale na skłotach i zajęcia baletu dla ruchów miejskich.
Natomiast w skandalicznym w mojej ocenie tekście Polityki czytamy wstęp:
Jacek Bartosiak to prawnik i popularny w PiS geopolityk amator
Jaka jest cezura wyznaczająca granicę amatorskiego, a profesjonalnego podejścia do geopolityki – szczególnie w Polsce? Trzeba mieć profesurę z geopolityki czy stopień generała? Gdzie są ci profesjonaliści? Czy możemy dostać od Tomasza Piątka listę geopolityków profesjonalistów z uzasadnieniem kryterium, którym się kierował przy nadawaniu tego typu tytułów?
Odpalam Wikipedię, znajduję tam Tomasza Piątka i czytam. „Urodził się 16 marca 1974 w Pruszkowie. Ukończył lingwistykę na Uniwersytecie w Mediolanie.”. Czyli co, profesjonalny lingwista, ale dziennikarz amator?
Paszkwil Polityki to monolog z domu wariatów
Z artykułu Piątka w polityce dowiadujemy się między innymi całej rozległej teorii spiskowej, w wyniku której Jacek Bartosiak ma być niewiarygodny, bo wynajmuje od lat lokal (na swoją kancelarię – jest adwokatem) od żony faceta, który z kolei jest trochę powiązany z rosyjskim kapitałem. Następnie dostajemy kilka akapitów – w mojej ocenie – bełkotliwych insynuacji, z których generalnie nic nie wynika.
Gdyby prześledzić wszystkie lokale, w których mieszkał Tomasz Piątek (studiował m.in. w Mediolanie) prawdopodobnie dałoby się skonstruować nie mniej naciąganą teorię. Na przykład powiązać go z włoskimi faszystami, choć w Mediolanie trudno, ale damy radę. Mniej więcej taką relację nakreśla artykuł w Polityce, który kwestionuje intencje Bartosiaka, bo wynajmował od kogoś (a więc w domyśle – pewnie jeszcze płacił) lokal w uznanej lokalizacji na kancelarię adwokacką.
Jak się dowiadujemy z tego chaotycznego potoku myśli, Bartosiak nadal pozostaje powiązany z Kremlem. Jak? W 2019 roku zmienił siedzibę kancelarii.
W tym samym budynku, w lokalu nr 2, mieścił się konsulat reżimu Gambii, zaprzyjaźnionego z Kremlem. Również ten drugi lokal stanowił własność Dariusza Nowaka, potem przeszedł na innych Nowaków.
Cała reszta artykułu to szereg innych insynuacji i wyrwanych z kontekstu zdarzeń. Bartosiak kogoś spotkał, z kimś się kolegował. Ten ktoś ośmielił się powiedzieć, że może Polska powinna robić biznesy z Rosją. I wszystko układa nam się w spójną całość.
Moim zdaniem Tomasz Piątek marnuje się w byciu dziennikarzem amatorem, my go powinniśmy zwerbować do kontrwywiadu.
Ja może rozbroję bombę i od razu wyznam: w czasie II Wojny Światowej sowieci wywieźli mojego dziadka na Sybir. Więc sami oceńcie czy z taką siecią rodzinnych powiązań z Rosją wyrażam teraz swoje opinie, czy może jednak jestem w coś uwikłany od pokoleń.
Tomasz Piątek nie zna twórczości Bartosiaka
Tak jak już wspomniałem, debata z Jackiem Bartosiakiem w Polsce z reguły odbywa się na zasadzie „haha, skórzana kurtka”. Tomasz Piątek uderza w bardzo podobne tony, „haha, kancelaria obok konsulatu Gambii”. No dramat. Nic o geopolityce per se, a jedynie próby dyskredytacji jakimiś abstrakcyjnymi sieciami powiązań. Na końcu dowiadujemy się, że Jacka Bartosiaka nie wolno bronić. Jeśli to robimy, nawet w obliczu idiotycznych paszkwili, to jesteśmy fanatykami i hejterami.
Panie Tomaszu, a wie pan czemu gra Wiedźmin 3 ma tak wielu fanatyków? Bo to jest dobra gra. I podobnie jest z twórczością Bartosiaka. Można się z nią zgadzać lub nie, ale prowokuje do myślenia, które w Polsce było nieobecne przez kilkadziesiąt lat. Bo tak nas właśnie wytresowali Rosjanie, których – chcę w to wierzyć – zarówno Tomasz Piątek, jak i Jakub Kralka, darzą równą niechęcią.
I Bartosiak też darzy niechęcią Rosjan
Proszę mi wierzyć. Śledzę jego twórczość od 7 lat, wysłuchałem pewnie z 200 wywiadów, wykładów, wystąpień publicznych. Bo bardzo je lubię. Mówi ciekawie i mądrze. Prowokuje do zmiany sposobu myślenia o świecie. Otwiera na nowe wątki i własne poszukiwania. Przeczytałem kilka książek. To co pisze w swoim artykule Tomasz Piątek:
Twierdzi, że Polska bez pomocy Zachodu może pokonać Rosję. Wzywa do nieufności wobec NATO. Woli sojusze nieistniejące (np. hipotetyczny pakt polsko-szwedzko-rumuńsko-ukraińsko-turecki). Równocześnie proponuje zmniejszenie naszej armii i pozbawienie jej ciężkiego sprzętu.
To jest piramidalna bzdura. Bartosiak nie proponuje alternatyw do NATO, tylko sojusze regionalne, uzupełniające NATO. Bo – umówmy się – ciężko jest współpracować z Portugalią w takich sprawach na co dzień.
Ja nie chcę w tym miejscu dawać sobie ucinać czegokolwiek za Jacka Bartosiaka. Nie znam go prywatnie, może ma kostium z ludzkiej skóry w piwnicy, może jest bardzo zły dla rodziny i nadużywa alkoholu. Może nawet po tym alkoholu wsiada za kierownicę. Ale jest 3:17 w nocy, a ja piszę ten artykuł wzburzony, bo byłem świadkiem wielkiej niesprawiedliwości na łamach Polityki.
Od 2015 roku Jacek Bartosiak zmienia zdanie regularnie. Idiota nazwałby to nawet rzucaniem się. Ja osobiście uważam, że jest to jednak wysoce pożądana elastyczność. Kiedy „odkryłem” Bartosiaka był człowiekiem niezwykle otwartym względem Chin. Nawoływał do wykorzystania szansy, którą stwarza Nowy Jedwabny Szlak i do „odwrócenia skutków dualizmu na Łabie”. Szukał pomysłów i szans dla Polski, opowiadał o ekspansji polskiego biznesu na wschód, do krajów dawnego ZSRR i korzyści płynących z hubu komunikacyjnego w stylu CPK.
Bartosiak a CPK
Swoją drogą potem został szefem CPK, a po kilku dosłownie tygodniach zrezygnował. Nigdy oficjalnie o tym nie mówił, bo w debacie publicznej byłoby to samobójstwo, ale obstawiam, że drugiego dnia w pracy dostał listę kuzynów Jacka Sasina, z którymi ma pracować i po prostu uznał, że – trywialnie mówiąc – chrzani taką robotę. Bo w moim subiektywnym odczuciu Jacek Bartosiak jest patriotą. Takim prawdziwym, z dziada pradziada, którzy marzy o silnej Polsce. Nieuchronna rywalizacja z Rosją jest odbiciem jego poglądów, w które szczerze wierzy i na które szuka rozwiązań. Tylko skrajny ignorant widziałby w nim człowieka grającego dla drużyny Kremla.
W kolejnych latach poglądy Bartosiaka kilkukrotnie ewoluowały. Rzucał się między budowaniem z Polski i jej okolicy wschodniej flanki de facto Stanów Zjednoczonych poprzez regionalne sojusze, a w ostatnim czasie coraz częściej dominującym poglądem o podległości Niemcom, wskazując liczne wady, jak i korzyści takiego rozwiązania. Pokazując dlaczego zmienia się jego optyka na te sprawy, wskazując na konkretne wydarzenia, w wyniku których dane rozwiązanie prawdopodobnie dla przetrwania Polski byłoby optymalne.
Obserwowałem tę karierę, jak bardzo powoli się rozwijała, jak Bartosiak kisił się po małych salkach w bibliotekach i klubach Ronina. To nie jest wcale „wielki kolega Kaczyńskiego”, jak próbuje sugerować artykuł. To było kilka lat budowania marki w polskich mediach, aż internauci zaczęli na masową skalę dopytywać czemu armia i władza nie widzi jaki kapitał intelektualny i ferment niesie za sobą twórczość Bartosiaka.
Czy Bartosiak mówi, że Polska da sobie sama radę z Rosją? Otóż nie mówi tak
Mówi, że Polska musi być gotowa, by Rosję odstraszać, nawet przy dysproporcji sił. Wskazuje, że Polska nie będzie musiała się mierzyć z całą potęgą Rosji, natomiast pomoc sojuszników z NATO – jeśli nadejdzie – to z opóźnieniem. Powołuje się tu na analizy generałów NATO, które zakładają raczej odbijanie Polski, niż obronę jej granic w pierwszych fazach wojny.
I teraz mamy dwie opcje. Albo Bartosiak ma racje i takie właśnie mamy zagrożenia. Albo Bartosiak opowiada banialuki, jesteśmy super bezpieczni, a w ogóle to Rosja nas nigdy nie zaatakuje. Co jest bardziej antypolskie – analizowanie fikcyjnych scenariuszy i przygotowywanie się do nieprawdopodobnej wojny, czy budowanie złudnego poczucia bezpieczeństwa?
To brak myślenia strategicznego jest prorosyjski, podczas gdy podstawową zaletą działalności Bartosiaka jest właśnie próba rozbudzenia w nas nawyków odpowiedzialnego myślenia o Polsce.
Bartosiak w tekście Polityki jest nazywany geopolitykiem amatorem. A krytykuje go między innymi Tomasz Siemoniak. Czy Tomasz Siemoniak to naprawdę autorytet w sprawach geopolityki? Ministrem obrony został z przypadku, kogoś trzeba było wstawić na miejsce Bogdana Klicha. To partyjny wojownik, a nie ekspert w konkretnej dziedzinie, do końca kariery pewnie będzie jeszcze ministrem cyfryzacji, ministrem spraw wewnętrznych i prezydentem Wrocławia. Radosław Sikorski, to jest zawodnik formatu czy klasy Bartosiaka i rzeczywiście rozmowy tych dwóch panów byłyby interesujące, a przy tym wzbogacające. Podobało mi się też, gdy z Bartosiakiem spierał się – wówczas w lepszej formie – Bartłomiej Sienkiewicz. Nie wiem komu w tych debatach kibicuję, natomiast przyjemnie obserwuje się debaty na takim poziomie. Szkoda, że tak rzadko.
Ja, podobnie jak powinien Tomasz Siemoniak, nie czuję się autorytetem od geopolityki. Lubię posłuchać Bartosiaka, bo mówi mądrze, a jego prognozy czy trendy na przestrzeni lat cechują się duża sprawdzalnością.
Polskie elity są momentami tak samo głupie jak polskie nie-elity
Kilkanaście dni temu Newsweek opublikował absolutnie idiotyczny, wstyd by mi to było drukować, ranking najbardziej wpływowych Polaków (wybierali czytelnicy). Na 5. miejscu Maciej Stuhr, na 9. Sylwia Spurek, na 18. Katarzyna Zillman (wioślarka drużynowa, z jakiegoś powodu zdyskryminowano w rankingu jej koleżanki z drużyny), na 26. miejscu autorka bloga Janina Daily, a Jarosław Kaczyński – uwaga – na miejscu numer 50. I to jest właśnie Polaków podejście do geopolityki Bartosiaka. On mówi, że nie jest super, że zaraz może nas nie być na mapie, a czytelnicy Newsweeka zatykają rękami uszy i krzyczą „nanananana MŁODYYYY STUUUUHR”. Ignorowanie niewygodnej rzeczywistości też powinno mieć swoje granice.
Często narzekamy, że w Polsce nie ma Steve’a Jobsa, Elona Muska i im podobnych wizjonerów. Ale jednocześnie zabijamy każdy ponadprzeciętny sposób myślenia o świecie. Paszkwil Polityki na temat Jacka Bartosiaka, moim zdaniem kompletnie oderwany od rzeczywistości z teoriami spiskowymi godnymi najznamienitszych antyszczepów, doskonale to ilustruje.
Fot. tytułowa: Jacek Bartosiak w Polsat News