Jawność wynagrodzenia w Polsce to nadal mrzonka- orientacyjne zarobki na poszczególnych stanowiskach możemy poznać zazwyczaj wtedy, gdy dokładnie przestudiujemy raporty płacowe (które, swoją drogą, nie są zbyt miarodajne). Teoretycznie źródłem informacji mogą być też ogłoszenia o pracę- niektórzy rekruterzy już na wstępie podają, ile można zarobić na danym stanowisku. No właśnie. Teoretycznie.
Jawność wynagrodzenia- projekt Nowoczesnej zamieciony pod dywan
Wysokość wynagrodzeń to temat, który zawsze budzi emocje- nawet wtedy, gdy chodzi o inne nacje (gdy tabu płacowe w Szwajcarii zostało złamane, to zarobki Szwajcarów wzbudziły ogromne zainteresowanie). W Polsce jawność wynagrodzeń to nadal mrzonka- nawet, jeśli chodzi o umieszczenie konkretnej kwoty zarobków w ogłoszeniu o pracę. Pracodawcy i rekruterzy skwapliwie unikają tej praktyki. Stosunkowo niewiele firm decyduje się na ujawnienie proponowanego wynagrodzenia. A to rodzi frustrację. I to, wbrew pozorom, po obu stronach.
Nowoczesna złożyła 30 sierpnia 2018 r. projekt, który miałby rozwiązać ten problem. Pracodawcy po prostu byliby obowiązani podawać proponowaną stawkę w ogłoszeniu o pracę, a tym samym jawność wynagrodzenia stałaby się faktem. Na pracodawców, którzy nie dostosowaliby się do nowego prawa, czekałaby kara finansowa. Projekt zyskał spore poparcie wśród społeczeństwa- i to bez względu na poglądy polityczne. Projekt Nowoczesnej został jednak zamieciony pod dywan i nie wygląda na to, by ktokolwiek chciał się nad nim pochylić.
W ogłoszeniach o pracę nie ma stawek, bo to się nie opłaca pracodawcom. A przynajmniej tak im się wydaje
Osobiście uważam, że pomysł Nowoczesnej był jak najbardziej trafiony. Tylko nieliczni pracodawcy decydują się na podanie wysokości wynagrodzenia w ogłoszeniu o pracę. Co w oczywisty sposób utrudnia życie osobom szukającym pracy, a w mniej oczywisty- także samym pracodawcom. Chociaż większość z nich do tej pory na to nie wpadła.
Wśród pracodawców w ogóle pokutuje zresztą przekonanie, że podawanie proponowanej stawki po prostu…nie jest opłacalne. Bo kandydat się zniechęci, bo może uda się kogoś (już podczas samej rozmowy rekrutacyjnej) przekonać do pracy za niższą stawkę. Bo skoro komuś zależy na danej pracy (skoro już pojawił się na rozmowie), to może zaakceptuje zaproponowane warunki. Nawet, jeśli będą odbiegać od początkowych oczekiwań. W końcu lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, prawda? To zresztą ciekawe zagadnienie, jeśli zanalizujemy je pod kątem psychologicznym. Kandydat musiał przecież postarać się i zaangażować pewne zasoby, by dostać się na rozmowę. Czyli- musiał znaleźć ogłoszenie, stworzyć dobre CV, stawić się w siedzibie potencjalnego pracodawcy (często znacznie oddalonej od miejsca zamieszkania), przygotować odpowiedni strój i nastawić się psychicznie na rozmowę rekrutacyjną.
Potem taki kandydat wchodzi na rozmowę, w rekruter/potencjalny pracodawca najpierw go przepytuje, a potem roztacza wizję pracy w świetnym środowisku. Często dopiero na końcu rozmowy pojawia się kwestia stawki. Nierzadko odbiegającej nie tylko od wyobrażeń, ale też pewnych standardów. I co robią niektórzy kandydaci? Zgadzają się na proponowane warunki. Sami przed sobą usprawiedliwiają taką decyzję, tłumacząc sobie, że będą mogli się rozwijać, że szybko awansują, że najwyżej zmienią pracę. Tymczasem po prostu starają się, by ich dotychczasowe wysiłki nie poszły na marne- tego nie lubi przecież nikt.
Pracodawcy często myślą, że zaoszczędzili. Tymczasem robią kłopot i sobie, i pracownikom
Jawność wynagrodzenia tworzy- z punktu widzenia pracodawców- jeszcze jeden problem. Jeśli w ogłoszeniu o pracę znajdzie się wysokość proponowanych zarobków, to potem ciężko się z tej propozycji wycofać. A przecież zawsze może znaleźć się kandydat, który zgodzi się na niższą stawkę, a i tak będzie miał odpowiednie kwalifikacje. Ktoś mógłby powiedzieć w tym momencie- no cóż, wolny rynek.
Tyle, że pracodawcy robią kłopot nie tylko potencjalnym pracownikom (którzy frustrują się na widok kolejnego ogłoszenia bez stawki). To, wbrew pozorom, problem także dla nich. Po pierwsze- dlatego, że coraz więcej osób szukających pracy (lub chcących ją zmienić) po prostu nie odpowiada na takie ogłoszenia. Znają swoją wartość i nie godzą się na takie praktyki; nie chcą też marnować czasu. A przecież istnieje realne prawdopodobieństwo, że po zobaczeniu stawki nadal byliby zainteresowani pracą. Po drugie- jeśli brak stawki w ogłoszeniu jest wynikiem chęci znalezienia kandydata z najmniejszymi wymaganiami, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że…przyjęty pracownik wcale nie będzie spełniał założonych przez pracodawcę warunków. Albo że po krótkim czasie odejdzie do konkurencji, która zaproponuje lepsze warunki. Pozostaje zresztą jeszcze jeden problem. Chodzi o stratę czasu. Na rozmowie rekrutacyjnej nagle może się okazać, że żaden z kandydatów nie jest zainteresowany zaproponowaną stawką. I co wtedy? Kandydat traci czas. Pracodawca- czas i pieniądze, bo organizacja procesu rekrutacyjnego również wymaga pewnych nakładów pieniężnych (choćby poświęcenia innych czynności na rzecz przeprowadzenia rozmów).
I żeby była jasność- nie chodzi wcale o komponowanie stawek i proponowanie wynagrodzeń nieadekwatnych do wymagań danego stanowiska pracy. Tylko czy pracodawca, który wie, że proponuje uczciwą stawkę, musi ukrywać ją do czasu rozmowy rekrutacyjnej?