To jedna z tych historii mojego życia, o których nigdy nie pomyślałbym, że przerodzą się w artykuł na Bezprawniku, gdyby nie ostatnia rozmowa ze znajomymi pt. „Najgłupiej wydane pieniądze w życiu”.
Zaczęło się, tak w ogóle, od dyskusji o szkodliwości youtuberów i niekontrolowanego dostępu młodzieży do tychże. Lord Kruszwil, którego ja zresztą uważam za współczesnego przynajmniej artystę, wzbudzał mieszane uczucia u rodziców kilkuletnich dzieci. Przytaczano nawet anegdotę, że pewnego dnia mama jednego z nich nieświadomie wyszła ze sklepu mając w koszyku wodę mineralną kosztującą 40 złotych za 0,7 litra. Woda z lodowca, Lord Kruszwil czuł tam kawałki lodu! – tłumaczył się wkurzonym rodzicom chłopiec. Przyznam szczerze, że trochę zmieniło to moją optykę na YouTube i potencjalne zagrożenia tego serwisu.
Moment zadumy i refleksji brutalnie przerwał jednak inny znajomy, który swoją historię z gatunku „najgłupiej wydane pieniądze w życiu” zaczął słowami „pewnego dnia miałem godzinę do spotkania w Warszawie”.
Jean Louis David! – wykrzyknąłem, przerywając mu opowieść
Nieco zdumiony spojrzał na mnie, przytaknął z rozbawieniem i kontynuował historię o tym jak w pośpiechu wybrał fryzjera mieszczącego się w piwnicach warszawskich Złotych Tarasów, a następnie wyszedł nie tylko ostrzyżony, ale i ogolony na ponad 200 złotych.
Czytelniczkom Bezprawnika oraz miłośnikom ciężkiej muzyki rockowej tłumaczę – strzyżenie męskie nie jest zajęciem wymagającym wielkiej filozofii. Mężczyznę można ostrzyc albo nieźle, albo bardzo dobrze. Ci fryzjerzy od kompletnych porażek nie utrzymują się na rynku zbyt długo, albo też są na nim obecni od tylu dekad, że ich fuszerka to też pewna forma powszechnie docenianej sztuki.
Strzyżenie męskie ma też jeszcze jedną cechę. Na ogół takie za 25 złotych nie różni się od takiego za 79 złotych. Jakość strzyżenia męskiego jest kwestią znalezionego fryzjera/fryzjerki i jego umiejętności, a nie ceny. Cena to coś co dopłacamy w dużej mierze za lokalizację salonu lub – khe khe khruszwil – jego prestiż.
Jean Louis David – moja historia
Pewnego razu bardzo spieszyłem się na ważny wyjazd, natomiast moja fryzura powoli wołała o pomstę do nieba. Niestety, mój ulubiony warszawski fryzjer przy Placu Grzybowskim poinformował mnie o braku wolnych miejsc i musiałem bardzo szybko znaleźć alternatywę. Padło na pobliski salon Jean Louis David. Przyznam szczerze, że długo gryzłem się ze świadomością konieczności zapłaty nieopłacalnej w mojej ocenie kwoty 79 złotych za strzyżenie męskie i do podjęcia tej decyzji popchnęła mnie w dużej mierze desperacja czasowa.
Jean Louis David nie wyglądał ani trochę lepiej od np. mojego płockiego fryzjera (35 zł), choć na wstępie zaproponowano mi kawę/herbatę – miła odmiana, który w jakiś tam sposób broni definicję salonu fryzjerskiego premium. Dalej jednak nie było już premium, był fryzjerski Ryanair, stałem się ofiarą fryzjerskiej akwizycji.
Do tej pory nie jestem pewien czy obsługująca mnie pani pochodziła z zagranicy, czy też miała wadę wymowy. To oczywiście duży problem, gdy rozmawiamy z chirurgiem, ale nie przeszkadza aż tak w przypadku fryzjera. W każdym razie nie na tyle, by robić pokazówkę i ewakuować się w trakcie wizyty. Kiedy na samym wstępie strzyżenia autorytarnie stwierdziła, że zrobimy kurację czegoś tam, nie spodziewałem się, że to stanowcze oświadczenie – skoro wypowiedziane jak największa oczywistość w dziejach – będzie wiązało się z dodatkowymi kosztami. Wiązało się, o czym dowiedziałem się już w trakcie, gdy przyniesiono mi paragon opiewający nie na 79 złotych, a 134.
Jean Louis David a mieszek włosowy
I to byłby dopiero początek wydatków, gdyby nie intuicja podpowiadająca, że coś w tym salonie fryzjerskim premium i jego modelu zaczyna mi nie pasować. Pani była zdecydowanie zbyt przejęta zdiagnozowanym przez siebie „zapaleniem mieszka włosowego”. Życzę wam, by wasze żony się tak o was martwiły, jak pani fryzjerka o mój mieszek włosowy. Pod koniec wizyty trochę się to wszystko wyjaśniło, gdy pani nalegała na zakup stosownego, doskonałego szamponu dostępnego w Jean Louis David i chyba nawet nieco się żachnęła, kiedy zdecydowałem się uruchomić głęboko magazynowane pokłady asertywności. Swoją drogą mój dermatolog niczego się nie dopatrzył, a wizyta u dermatologa w Polsce też generuje koszty. Ale, powiedzmy, że tego już nie liczymy.
Popytałem trochę w kręgu znajomych, pogadałem i niełatwo było znaleźć kogoś kto miałby dobre zdanie o sieci Jean Louis David. Wśród nielicznych znajomych przewijał się stereotyp o tym, że wychodząc od fryzjera czuli się nieco naciągnięci. Ostrzyżeni, satysfakcjonująco, ale i ogoleni. Na Bezprawniku nie przepadamy za takimi praktykami i mając na uwadze dobro konsumentów z tymi smutnymi wnioskami was zostawiam.