Bobry często nazywane są szkodnikami. Z drugiej strony – to gatunek zagrożony, a przez to chroniony w całej Europie. Minister Jan Krzysztof Ardanowski chce jednak z tym w Polsce skończyć. Jedzenie bobrów ma być legalne. A argumentacja ministra zbija z nóg.
Jedzenie bobrów? Szef resortu rolnictwa chce, by było to u nas legalne. Podobnie jak jedzenie żubrów. Argumenty? Minister ma ich całkiem sporo, choć nie wiadomo ile osób one są w stanie przekonać.
Otóż choć bobry i żubry są gatunkami chronionymi, to w niektórych przypadkach dopuszcza się ich odstrzał. No i co wtedy zrobić z martwą zwierzyną? – Teraz nie wiadomo co z tym bobrem zrobić, nawet jakby się go upolowało – cytuje ministra serwis farmer.pl.
No właśnie. Zdaniem ministra, jak się zabiło już bobra, to może warto by było go po prostu zjeść. Zatem wedle logiki ministra, bobra warto uznać za zwierzę jadalne. Ale jest więcej zaskakujących argumentów za tym, aby jeść bobry.
Jedzenie bobrów. „To afrodyzjak!”
Słowa szefa resortu rolnictwa mogą zaskakiwać. Ale to wcale nie był koniec jego wywodu. Otóż minister stwierdził, że jedzenie bobrów może wzbogacić nasze… życie erotyczne.
A jeszcze jak ludzie sobie przypomną, że płetwa bobra ma – ponoć – właściwości afrodyzjaków, to się może okazać, że i problem bobrów się niedługo skończy – cytuje ministra Ardanowskiego portal farmer.pl.
Boimy się oczywiście myśleć, co Ardanowski ma na myśli, mówiąc, że „problem bobrów niedługo się skończy”. Choć pewnie właściwości płetw bobrów mogą skusić niejedną osobę do skosztowania takiego przysmaku.
Warto zauważyć, że minister nie wypowiedział się szerzej na temat żubrów. A i te zwierzęta, przynajmniej jego zdaniem, powinny zostać uznane za jadalne.
Minister wypowiedział się na temat bobrów i żubrów na konferencji „Rola izb rolniczych w kształtowaniu i realizacji polityki rolnej państwa”, która odbyła się niedawno temu w Sejmie. Znany z ciętego języka minister mówił też o innych sprawach. Na przykład o uboju rytualnym.
Stwierdził na przykład, że taki ubój rytualny powinien utrzymywany na potrzeby „rynku muzułmańskiego”. A że nie podoba się to ekologom? – No to trudno – stwierdził Jan Krzysztof Ardanowski.