Zawsze to miło, gdy internetowi guru środowisk spod znaku tzw. medycyny alternatywnej zderzają się z rzeczywistością. Tym razem chodzi o prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by twierdzić, że Jerzy Zięba jest szarlatanem. Sąd stwierdził nawet, że te konkretne słowa „były umiarkowaną i uzasadnioną krytyką wyrażoną w sposób bardzo łagodny”.
Jak nazwać kogoś, kto zarabia pieniądze na kwestionowaniu wiedzy medycznej i sprzedaży własnych „ukrytych terapii”?
Czy znany przedsiębiorca działający w branży tzw. medycyny alternatywnej Jerzy Zięba jest szarlatanem? Teoretycznie moglibyśmy zajrzeć do słownikowej definicji tego słowa. Odkrylibyśmy, że szarlatan to ” człowiek wyzyskujący łatwowierność ludzką, oszust, szalbierz”. Zięba, formalnie magister inżynier specjalizujący się w maszynach górniczych i hutniczych, sławę w Polsce zyskał nie tyle może dzięki propagowaniu naturoterapii i medycyny niekonwencjonalnej, ile na aktywnym krytykowaniu tej zgodnej z wiedzą naukową.
Najsłynniejszym dziełem Jerzego Zięby jest z pewnością książka „Ukryte terapie. Czego lekarz ci nie powie”. Siłą rzeczy nie piszę o nim jako o przedsiębiorcy bez powodu. Dzięki ogromnej popularności w środowisku osób sceptycznych względem prawdziwej medycyny z powodzeniem zarabiał na sprzedaży specyfików, które w najlepszym wypadku moglibyśmy określić mianem suplementów diety albo paraleków. Jego „ukryte terapie” mają pomagać w zapobieganiu różnym przypadłościom, w tym nowotworom czy covid-19. W środowiskach sobie przychylnych określany jest na przykład w taki sposób:
Całkowicie niezależny dziennikarz, publicysta, autor książek. Charyzmatyczny znawca tematów medycznych zabiegający o włączenie metod stosowanych w medycynie komplementarnej do procedur medycyny tradycyjnej, promotor zdrowego trybu życia, ambasador, promotor i twórca formulacji suplementów marki VISANTO.
Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy Jerzy Zięba jest szarlatanem, to mam odpowiedź natury czysto prawnej. Siłą rzeczy publiczne kwestionowanie wiedzy medycznej i zarabianie na tym musiało sprawić, że ktoś w końcu powie „sprawdzam”. Tym razem był to tak naprawdę sam Zięba. Wytoczył on pozew przeciwko Marcelowi Kiełtyce z portalu demagog.org.pl, właśnie za nazwanie go szarlatanem. Teraz mamy prawomocne rozstrzygnięcie Sądu Okręgowego w Warszawie.
Śledząc orzeczenia sądów, możemy dojść do wniosku, że Jerzy Zięba to nie tylko szarlatan, ale i znachor
Jak się łatwo domyślić, sąd nie tylko oddalił pozew. Stwierdził wręcz, że nazwanie Jerzego Zięby szarlatanem było „umiarkowaną i uzasadnioną krytyka wyrażoną w sposób bardzo łagodny”. Piętnowanie i demaskowanie działalności Zięby jest zaś działalnością zgodną z interesem społecznym. Co ciekawe, od rozstrzygnięcia w pierwszej instancji Jerzy Zięba najwyraźniej nie składał apelacji. To właśnie umożliwiło uprawomocnienie się wyroku bez starcia w kolejnej instancji.
Trzeba przyznać, że to nie pierwszy taki przypadek. W 2021 r. Jerzy Zięba pozwał Wydawnictwo Medyczne Termedia. Tym razem chodziło nie tylko o jakże naruszenie jego dóbr osobistych i „podawanie nieprawdziwych informacji”, ale także określenie go mianem „znachora„. Sąd okręgowy uznał powództwo, ale sąd apelacyjny rozniósł wyrok pierwszej instancji w drobny mak. W uzasadnieniu możemy przeczytać dość znajomą konkluzję:
Publikacja prasowa na temat Jerzego Zięby, której dotyczył proces wytoczony wydawnictwu, realizowała prawo obywateli do informacji w takim wymiarze, jaki mogły zapewnić środki społecznego przekazu. Nie spowodowała naruszenia dóbr osobistych Zięby. Zawierała rzeczowe informacje, bez komentarza o wyroku nakazowym, wskazując, że sprawa będzie się toczyła w zwykłym trybie.
Zięba przegrał także podobną sprawę z kontrowersyjnym blogerem Łukaszem Sakowskim. Do puli potwierdzonych przez sąd określeń działalności Zięby możemy dorzucić słowo „antyszczepionkowiec„. Równocześnie w 2023 r. Jerzy Zięba został prawomocnie skazany za znieważanie i zniesławienie poznańskich lekarzy. Stało się to po śmierci 14-miesięcznego dziecka w wyniku zakażenia pneumokokami. Nasz całkowicie niezależny dziennikarz stwierdził wówczas „najchętniej odrąbałbym im te durne lekarskie łby, zawierające […] bezlitosne ‚lekarskie’ mózgi z licencją na zabijanie”.
O sprawie wspominamy dlatego, że wciąż trafiają się w Polsce media, uznają Ziębę za pełnoprawny głos w dyskusji o zdrowiu. Niektórzy nawet tytułują go mianem „doktora” albo wręcz „profesora”. Traktowanie „poważnie” piewców medycyny alternatywnej musi się wreszcie skończyć. Nie ma przy tym znaczenia, jak głośno środowiska antynaukowe będą protestować. W przeciwnym wypadku ucierpi na tym zdrowie i życie Polaków.
Aktualizacja: 26.09.2024 r.
Zgodnie z wymogami ustawy prawo prasowe, redakcja Bezprawnika ma obowiązek opublikować sprostowanie i nie może go jednocześnie komentować. W związku z tym poniżej publikujemy nadesłane do naszej redakcji sprostowanie powstrzymując się od komentarza: