Jeszcze nie znamy finalnego kształtu treści dyrektywy. Jak na razie pozostało nam bazować wyłącznie na informacji prasowej Parlamentu Europejskiego, która – cóż – jak wszystko co działo się wokół „ACTA 2” może być dość mocno podporządkowana pewnej grupie wpływów.
Jakkolwiek grupa wpływów może brzmieć zabawnie, ostatnio usłyszałem dość prawdopodobną teorię, że na korytarzach Europarlamentu o dyrektywie nazywanej w Polsce populistycznie „ACTA 2„, zwykło się mawiać „Lex Springer” – od nazwy wydawnictwa, które w Polsce kojarzymy jako Axel Springer.
Osobiście jestem zwolennikiem tego poglądu, który zakłada, że w dużej mierze chodzi o stworzenie prawnych narzędzi do przerzucania pieniędzy z amerykańskich gigantów technologicznych na rzecz europejskich wydawców prasy – po głowach i ze szkodą dla współczesnego internetu. Chodzi też o próbę oligarchizacji mediów i walki z niezależnymi podmiotami, które w ostatniej dekadzie – w dużej mierze za sprawą Google, YouTube i Facebooka – zaczęły być konkurencją dla dużych wydawnictw medialnych i dla telewizji.
Dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym została przyjęta w dość radykalnym kształcie, choć przez jakiś czas wydawało się, że proces może zostać spowolniony, a nawet przystopowany. W konsekwencji znajdą się w niej Artykuł 11 i Artykuł 13, które mogą doprowadzić do medialnego trzęsienia ziemi w otaczającej nas rzeczywistości.
Jakie są możliwe skutki wdrażania dyrektywy? Na ten moment trudno je przewidzieć, potencjalnie istnieją takie, które będą maksymalnie radykalne, jak na przykład całkowite zamknięcie serwisu YouTube, filtry wyrzucające z serwisu praktycznie wszystkie treści nie będące bez cienia podejrzeń autorskim utworem (a cień podejrzeń jest zawsze), koniec udostępniania treści na Facebooku, wyniesienie się z Europy usług pokroju Google News czy wyłączenie komentarzy na większości stron internetowych (nie ukrywam, że po wnikliwej analizie ostatecznej treści dyrektywy oraz sposobu jej wdrażania, rozważam wyłączenie możliwości komentowania artykułów na Bezprawniku).
Parlament Europejski zapowiada, że wcale nie będzie tak źle. Że z obowiązku filtrowania treści zostaną zwolnione niektóre projekty (marne to pocieszenie, bo przecież wszyscy korzystamy z YouTube czy Facebooka), a usługi typu Google News nie mają się czego bać, ponieważ udostępnianie prostych nagłówków czy tekstów na łamach Facebooka nadal będzie legalne i nie będzie stanowiło naruszenia nowego europejskiego prawa autorskiego. Podobnie, wciąż wyłączone będą z ograniczeń GIF-y i memy tworzone w celach humorystycznych – uspokaja komunikat Europarlamentu.
Komunikat może oczywiście uspokajać, choć nadal trwoży niekonsekwencją. Nie jestem do końca przekonany na przykład CZEMU GIF-y czy memy mają być wyłączone z ochrony prawnoautorskiej, skoro już dziś większość z nich rozpowszechniana jest przecież bezprawnie (nie wypełnia ustawowych wymogów prawa cytatu, bo rzadko kiedy ktoś podaje np. źródło czy autora).
Jestem też pełen ciekawości, jak na przykład taki 9Gag ma się nauczyć rozróżniać co już jest naruszeniem prawa autorskiego – co będzie musiał robić w świetle dyrektywy – a co jest „tylko” memem.
Uspokajający ton Parlamentu Europejskiego do mnie zatem nie przemawia, ponieważ po raz kolejny teoria i zapewnienia nie pokrywają się z możliwymi zagrożeniami i praktyką. W moim prywatnym odczuciu twórcy dyrektywy nie są obecnie przygotowani na konfrontację z rzeczywistością, którą stworzy nam w sieci tak ogólnikowa, a zarazem w swojej ogólnikowości rygorystyczna legislacja. Faktem jest natomiast to, że jesteśmy praktycznie o krok od wejścia w życie „ACTA 2”, która trwale może zmienić sposób w jaki korzystamy z internetu zabezpieczając interesy wąskiego grona artystów pod dyktando lobby wielkich wydawnictw medialnych.