John Cena znany głównie z tego, że przez lata był jednym z najsławniejszych wrestlerów, znalazł się ostatnio na świeczniku przez swoje przeprosiny skierowanie do Chin. Wszystko dlatego, że najpierw nazwał Tajwan krajem, co nie spodobało się Państwowi Środka, a później gorąco za to przepraszał, co oburzyło wielu na Zachodzie.
John Cena przeprasza Chiny, chociaż nie mówi konkretnie za co
Spore poruszenie w internecie wywołał filmik, w którym John Cena przeprasza Chiny i swoich chińskich fanów. Były wrestler mówi, że bardzo kocha i szanuje ten kraj i nikogo nie miał zamiaru urazić. Czym miał obrazić Państwo Środka? Otóż podczas promocji filmu „Szybcy i Wściekli 9”, stwierdził on, że Tajwan będzie pierwszym krajem, w którym film ten zostanie zaprezentowany. I chociaż nie mówi konkretnie, że chodzi o tę daną wypowiedź, tak wszyscy doskonale rozumieją ten ciąg przyczynowo skutkowy.
John Cena to China after calling Taiwan a country: I love and respect China and Chinese people. I’m very, very sorry about my mistake. I apologise, I apologise, I’m very sorry.
He's promoting Fast and Furious 9pic.twitter.com/y1NpAkGFVj
— Shubhangi Sharma (@ItsShubhangi) May 25, 2021
Nazwanie Tajwanu krajem momentalnie wywołało sporą reakcję w Chinach, gdzie uważa się, że Tajpej jest częścią Państwa Środka i uznawanie go za osobne państwo nie ma prawa bytu. Pekin od dawna próbuje ograniczyć międzynarodową aktywność Tajwanu, dlatego stara się reagować na każdy przejaw, w którym ktoś za granicą mógłby potraktować ten region jako oddzielny od Chin.
Cena za dojście do chińskiego rynku potrafi być spora
I chociaż nie było oficjalnej reakcji Chińskiej Republiki Ludowej, to film, gdzie John Cena przeprasza Chiny, na swój sposób nie może już dziwić. Pekin bowiem wykorzystuje wszystkie sposoby nacisku i także kwestie kina traktuje jako machinę do prowadzenia polityki międzynarodowej.
Rynek chiński jest bowiem ogromny, a tym samym bardzo kuszący dla amerykańskiego kina. Nic więc dziwnego, że każda duża produkcja chciałaby się znaleźć na wielkich ekranach w Państwie Środka. Rząd w Pekinie wiedząc o tym, dopuszcza jedynie 30-40 filmów z zagranicy w jednym roku, wyraźnie wskazując, że to od nich będzie zależeć, na co będą się sprzedawać bilety i kto będzie mógł zarobić więcej na Box Office.
A to sprawia, że producenci stają się coraz bardziej ostrożni. Wiedząc już, że z rynków europejskich czy amerykańskich nie da się już często wyciągnąć zbyt wielkich pieniędzy, chcą zrobić wszystko, by móc znaleźć się na liście tych filmów, które zostaną wpuszczone na chiński rynek. A to sprawia, że chcąc dmuchać na zimne, John Cena woli przeprosić chińskich ziomków jeszcze zanim spotka się to z ostrą reakcją.
Nagranie z przeprosinami to jedno, ale Chiny coraz mocniej ogólnie wpływają na to, jakie w Ameryce nagrywa się filmy. Przede wszystkim nie można w nich przedstawiać Chińczyków w negatywnym świetle. Przekonali się o tym producenci filmu „Czerwony Świt”, w którym w założeniu to właśnie Państwo Środka miało atakować USA, ale po ostrych reakcjach rządu w Pekinie, zmieniono filmowego agresora na Koreę Północną. Na nic to się nie zdało, bo i tak film ten dostał zakaz pokazywania w Chinach.
Normą jest też, że producenci godzą się na ingerencję w samym filmie, wycinając np. sceny w filmie „Bohemian Raphsody” mówiące, że Freddie Mercury był homoseksualistą lub te, które cenzorzy chińscy uznali za godzące w interesy ich kraju w „Skyfall” z Danielem Craigiem w roli Jamesa Bonda. Okazuje się bowiem, że twórcy filmowy bardzo dużo mogą mówić o swoich dziełach jako całości, ale gdy okazuje się, że w grę wchodzą pieniądze i dostęp do rynku chińskiego, to nagle okazuje się, że wycięcie kilku scen nie jest niczym strasznym.
Nikt tak pięknie nie przeprasza, jak James Harden, gdy w grę wchodzi chińska kasa dla NBA
Oczywiście te problemy nie dotyczą tylko świata filmu. Sport też borykał się z kwestią chińskiej cenzury. W 2019 roku, gdy Daryl Morey, sekretarz generalny klubu koszykarskiego z USA, Houston Rockets, napisał tweeta popierającego Hongkong, to w Chinach rozpętała się potężna burza.
Chińscy nadawcy zagrozili, że nie będą transmitować meczów tego klubu, co spowodowało, że przeprosiny składały największe gwiazdy Houston Rockets z Jamesem Hardenem na czele. Pokazuje to absurd, gdzie ktoś inny kaja się i przeprasza za to, że ktoś ma dany pogląd na jakąś sprawę.
Sytuacje takie jak te opisane powyżej pokazują doskonale, jak silna potrafi być presja ekonomiczna, jaką dany kraj potrafi wywoływać na podmioty w innym kraju. Szkoda jednak, że dla dodatkowych rynków zbytu, wielu producentów filmowych czy managerów sportów potrafi dokonywać autocenzury. Blokowanie podstawowych praw, takich jak możliwość nakręcenia filmu takiego jak się chce lub swobodnego wypowiedzenia się w kwestiach politycznych to droga, którą na pewno nie powinno się podążać, zwłaszcza w sytuacji, gdy USA nadal ma aspiracje do wskazywania innym kierunku.
Oczywiście nie jest tak, że wszyscy się temu poddają. Na osłodę pozostaje bowiem np. South Park, który gdy w Chinach zaczęto praktycznie cenzurować wizerunek Kubusia Puchatka, bo za bardzo przypominał niektórym prezydenta Chin, nagrali odcinek, w którym ukazali, że ta fikcyjna postać, została zamknięta w więzieniu w Chinach i torturowana. Oczywiście spotkało się to z ostrą krytyką rządu w Pekinie i cenzurą odcinka. Jednak było to tylko pretekstem, bowiem twórcy tego prześmiewczego serialu od razu wydali oświadczenie, w którym ironicznie stwierdzili, że Xi faktycznie nie wygląda jak Puchatek i oni ogólnie kochają Komunistyczną Partię Chin. Tym samym zagrali na nosie właśnie przedstawicielom innych branż np. z ligi koszykówki, pokazując, że obrona podstawowych wartości, jak wolność wypowiedzi czy sprzeciwienie się cenzurze, powinna obowiązywać zawsze, a nie w zależności od tego, czy państwo, z którego płyną pieniądze się na to zgadza, czy nie.