Nasz system emerytalny jest chory. Postępująca zapaść demograficzna sprawia, że będzie tylko gorzej. Obowiązujący system pseudokapiałowy na dłuższą metę będzie trudny do utrzymania, więc czas najwyższy rozejrzeć się za alternatywami. Emerytura obywatelska w jakimś kształcie wydaje się rozsądnym punktem wyjścia. Problem w tym, że trzeba by zamienić dzisiejsze składki w prawdziwy podatek emerytalny.
Obecny system emerytalny jest nie do utrzymania na dłuższą metę
Sam nie wiem, która z czterech reform rządu Jerzego Buzka była największą pomyłką. Każda z nich obarczona była w końcu własnym unikalnym zestawem błędów, które przyniosły całkiem sporo negatywnych skutków. Na szczęście w 2023 r. musimy się męczyć z jeszcze tylko dwiema: nowym podziałem administracyjnym oraz pseudokapitałowym systemem emerytalnym opartym o trzy filary. Problemy z tym pierwszym nieszczęściem można było rozwiązać odrobiną zapobiegliwości w nazewnictwie. Tymczasem reforma emerytalna z każdym kolejnym rokiem przybliża nas w stronę katastrofy.
Skąd takie czarnowidztwo? Chyba każda osoba zainteresowana sprawami publicznymi zdaje sobie sprawę z tego, że mamy w Polsce zapaść demograficzną. Mamy coraz mniej osób w wieku produkcyjnym i nie zanosi się na poprawę w nadchodzących dekadach. Polacy nie są, najdelikatniej rzecz ujmując, otwarci na masową imigrację, którą można by jakoś zasypać te braki. Uczciwie muszę przyznać, że obawy w tym zakresie rozumiem, nawet jeśli nie w pełni je podzielam. Równocześnie rośnie liczba świadczeniobiorców: emerytów i rencistów.
W tej sytuacji coraz mniejsza grupa Polaków będzie pracować na emerytury coraz większej liczby seniorów. Możliwości są dwie: wyższe składki płacone przez pracowników oraz ciągłe dofinansowanie nieszczelnego systemu przez państwo. Obydwie się ze sobą nie wykluczają.
Problem dodatkowo pogłębia tendencja do obniżania wieku emerytalnego albo wprost, albo przez planowane wprowadzenie emerytur stażowych. Do tego dochodzą świadczenia ekstra w rodzaju trzynastych i czternastych emerytur. Mamy też przejawy rażącej niesprawiedliwości w postaci zróżnicowania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz eksperymenty z drugim i trzecim filarem.
Wydaje się, że obecny system jest nie do utrzymania na dłuższą metę. Za takie trudno byłoby uznać głodowe emerytury na poziomie 18,7 proc. ostatniego wynagrodzenia. Dobrze byłoby więc rozejrzeć się za jakąś alternatywą. Najbardziej oczywistą wydaje się emerytura obywatelska.
A gdyby tak każdemu seniorowi wypłacać świadczenie emerytalne w takiej samej wysokości?
Wbrew pozorom, emerytura obywatelska nie byłaby po prostu odwróceniem reformy rządu Buzka. Koncepcja ta w czystej postaci zakłada, że każdy po osiągnięciu wieku emerytalnego otrzymuje takie same świadczenie w okolicach minimum socjalnego, które wypłaca państwo. W 2023 r. wynosi ono w Polsce 1 681,64 zł dla jednej pełnosprawnej osoby. Trochę mało, prawda? Wciąż jednak jest to kwota nieco wyższa od tzw. minimalnej emerytury, która wynosi dzisiaj 1588,44 zł.
Siłą rzeczy składka na ubezpieczenie emerytalne w takim systemie kompletnie traci sens. Z drugiej strony, skądś trzeba wygospodarować pieniądze na wypłatę świadczeń. Rozwiązanie jest bardzo proste: podatki. Najprościej byłoby przerobić istniejącą składkę na pełnoprawny podatek emerytalny. Nie możemy go nawet włączyć później do podatku PIT, żeby przypadkiem nie stracić dużej części wpływów z powodu istnienia na przykład kwoty wolnej. Potem pozostaje nam trzymać kciuki, by wpływy zbalansowały nam wydatki na emerytury.
Wysiłek pozostaje niebagatelny. Warto bowiem wspomnieć, że do uzbierania na ten cel mielibyśmy jakieś 160 miliardów złotych rocznie, przy założeniu, że liczba polskich emerytów pozostawałaby na poziomie nieco poniżej 8 milionów osób. Trzeba przyznać, że emerytura obywatelska pozwoliłaby nam zaoszczędzić parędziesiąt miliardów złotych względem obecnego systemu.
Są także inne zalety. Rozwiązalibyśmy problem osób wykluczonych z systemu emerytalnego: kobiet, które zrezygnowały z kariery zawodowej, poświęcając się życiu rodzinnemu, oraz osób zatrudnionych w formach, za którymi nie przepada polski ustawodawca.
Emerytura obywatelska w Polsce nie przyniosłaby poprawy sytuacji większości emerytów
Co w zamian? Największym mankamentem emerytur obywatelskich jest inny rodzaj niesprawiedliwości: wkładający więcej do systemu nie otrzymują nic w zamian. Taki stan rzeczy skłaniałby ich do kombinowania, jak by tu obejść nowy system emerytalny i zminimalizować wpłacane na jego rzecz daniny.
Równocześnie drastycznie wzrosłaby rola pozostałych sposobów na utrzymanie się na starość. Bogaci, którzy w trakcie kariery zawodowej zgromadzili spory majątek, jakoś by sobie poradzili. Gorzej z tą biedniejszą częścią społeczeństwa. Tutaj istniałaby poważna presja na kontynuowanie kariery zawodowej po osiągnięciu wieku emerytalnego. Można wręcz zaryzykować tezę, że żeby utrzymać się na sensowny poziomie życia, seniorzy rzeczywiście musieliby pracować aż do śmierci.
Kolejnym sposobem na uniknięcie biedy na starość byłaby inwestycja w fakultatywne filary dzisiejszego systemu emerytalnego, których nie byłoby sensu likwidować. Mowa o IKE/IKZE, odkładaniu w PPK, czy całkowicie prywatnych i niezwiązanych z państwem ubezpieczeniach emerytalnych.
Okazuje się więc, że na dobrą sprawę emerytura obywatelska wiele by w Polsce nie zmieniła. Wciąż dobrze zarabiający mogliby liczyć na spokojną starość, a gorzej sytuowani na głodowe emerytury w praktyce niepozwalające na cokolwiek ponad wegetację. W dalszym ciągu emeryci musieliby polegać na możliwie długiej karierze zawodowej oraz na rozwiązaniach drugiego i trzeciego filaru. Wreszcie: cały czas musielibyśmy dociskać obywateli daninami na rzecz systemu, którego koszty pozostawałyby na porównywalnym poziomie.