Kara śmierci za czary? Zdarza się, aczkolwiek tylko w jednym kraju tępi się „uprawianie magii” tak intensywnie, że można powiedzieć, iż oni chyba naprawdę wierzą w listy z Hogwartu.
Jest jeden kraj na ziemi, który przeraża w równym stopniu co Korea Północna. Niby każdy może tutaj zarobić na własne utrzymanie i w teorii nic ci się nie stanie, jeśli trzymasz się zasad, aczkolwiek te zasady potrafią być naprawdę przerażające.
Weźmy cudzołóstwo: jeśli zbierze się czterech pobożnych mężów i oskarży cię o sypianie z kimś innym niż twój małżonek lub małżonka, zostajesz ukamienowany. Co prawda sąd może zadać pytanie tym czterem osobom, czemu cię podglądały, ale w praktyce to i tak niewiele zmienia.
Jeśli jednak zabijesz kogoś, a potem zapłacisz jego rodzinie, ona zaś przyjmie owe krwawe pieniądze (mające stanowić zabezpieczenie przyszłości krewnych zamordowanego, w szczególności dzieci), nie zostaniesz skazany na śmierć. Z kolei, jeśli jesteś homoseksualistą, lepiej uciekaj. Ateista też nie będzie miał lekko.
Najgorzej jest jednak wtedy, kiedy będziesz miał przy sobie kilka wisiorków, a ktoś uzna, że to magiczne talizmany i skaże cię na śmierć. Albo po prostu „zaczniesz uprawiać czary” i też zostaniesz wysłany przed sąd, który odbierze ci życie.
Kara śmierci za czary
Arabia Saudyjska w pewien sposób pokazuje, że pieniądze mogą kupić absolutnie wszystko. Można być bowiem – jeśli chodzi o karę śmierci – wyjątkowo bezwzględnym, fanatycznym, dorzucać się do ISIS, wspierać niewolnictwo, traktować kobiety gorzej niż zwierzęta, a i tak wszyscy będą cię kochać, bo masz petrodolary.
Taka konstatacja może być dla nas lekko przerażająca, biorąc pod uwagę, ile razy widzimy kanclerz Niemiec czy prezydenta USA w towarzystwie tego czy tamtego książątka. To samo książątko pozwala na to, by w jego kraju panowała mentalność średniowieczna. Ba, ochoczo tę mentalność wspiera.
Najgorsze jest to, że w dłuższej perspektywie nic z tym nie zrobimy, bo praktycznie każdy chce dobrze żyć z Arabią Saudyjską, wyjąwszy może mniejsze partie polityczne. Być może jednak zmiana powinna tam przyjść z dołu, a powolne reformy odmienić kraj. Na razie grzmi głównie Amnesty International.