Na stole leży cały pakiet ustaw: od obniżki VAT, przez zerowy PIT dla rodzin z dwojgiem dzieci, po likwidację podatku Belki do 140 tys. zł rocznie. Do tego wizja prostego systemu – jeden przelew, który ogarnie ZUS, składkę zdrowotną i PIT.
Na papierze wygląda to jak wymarzona ulga fiskalna
Niższe podatki mają zwiększyć dochody rozporządzalne, pobudzić konsumpcję i dać oddech firmom. Tyle że historia uczy, że prosty system w teorii często kończy się w starciu z urzędniczą rzeczywistością. A w wypadku Karola Nawrockiego także przede wszystkim z rządem. Jak na ironię - z rządem, który pozycjonuje się jako o wiele bardziej liberalny gospodarczo, a jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie blokował liberalne reformy prezydenta.
Cezary Maciołek z Grupy Progres studzi entuzjazm: owszem, przewidywalność i przejrzystość to złoto w czasach globalnej niepewności, ale to jeszcze nie gwarantuje wzrostu wynagrodzeń czy masowego zatrudniania.
Równolegle prezydent stawia na inwestycje: od Centralnego Portu Komunikacyjnego, przez energetykę jądrową, po lokalne remonty dróg, szkół i sieci kanalizacyjnych. Tzw. Wielka Czwórka Rozwoju ma rozruszać gospodarkę i dać pracę w każdej gminie. Problem? Braki kadrowe w budowlance i energetyce już dziś hamują część projektów, a wahania cen materiałów mogą pogrzebać harmonogramy i budżety.
Na rynku pracy widać też inny, bardziej cichy front - migrację
Nawrocki chce twardo walczyć z nielegalnym napływem, jednocześnie wypowiadając unijny Pakt Migracyjny. Tymczasem badanie Grupy Progres pokazuje, że 55% polskich firm planuje zwiększenie zatrudnienia cudzoziemców, a 70% z nich widzi pilną potrzebę wsparcia ze strony państwa. Przedsiębiorcy chcą szybszych procedur, prostszych przepisów i programów integracyjnych. Bez tego może się okazać, że ambitne plany inwestycyjne rozbiją się o zwykły brak rąk do pracy.
W tle są emeryci – 6,366 mln osób, średnia emerytura już ponad 4189 zł brutto. Prezydent obiecuje coroczną waloryzację co najmniej 150 zł. To polityczny gest bezpieczeństwa dla seniorów, ale i sygnał dla budżetu – każda taka podwyżka to miliardy złotych rocznie.
Nowa kadencja to więc miks nadziei i ryzyk. Podatkowy kontrakt może dać oddech, ale jego skutki będą zależały od realnej egzekucji i kondycji finansów państwa. Inwestycje lokalne mogą stworzyć tysiące miejsc pracy, o ile nie zabraknie pracowników i materiałów. Migracja – zamiast politycznego hasła – stanie się kluczem do realnej konkurencyjności gospodarki.
Jeśli rząd i prezydent pogodzą uproszczone podatki, sensowną politykę migracyjną i sprawną realizację inwestycji, Polska może faktycznie wskoczyć na szybszy tor rozwoju. Jeśli nie – obietnice skończą się kolejnym folderem wyborczym.