Nieuchronna czwarta fala epidemii na jesieni zmusza do refleksji nad tym, kiedy wrócimy do szkoły

Państwo Zdrowie Dołącz do dyskusji (8)
Nieuchronna czwarta fala epidemii na jesieni zmusza do refleksji nad tym, kiedy wrócimy do szkoły

Kiedy wrócimy do szkoły? Odpowiedź na pierwszy rzut oka wydaje się oczywista – rok szkolny zaczyna się 1 września. Niestety, bardzo prawdopodobne, że jesienią uderzy czwarta fala koronawirusa. Tymczasem Polska nie jest na to uderzenie przygotowana. Program szczepień wyraźnie zwolnił, rządzący dopuszczają nawet kolejny lockdown. Wiele jednak zależy od ministra edukacji.

Początek nowego roku szkolnego wypadnie blisko spodziewanego uderzenia czwartej fali koronawirusa

Nowy rok szkolny 2021/2022 rozpocznie się już 1 września – za nieco ponad miesiąc. Niestety, odpowiedź na pytanie „kiedy wrócimy do szkoły?” wcale nie jest taka oczywista. Wszystko przez zbliżającą się czwartą falę koronawirusa.

Eksperci spodziewają się jej uderzenia właśnie jesienią. Tymczasem ambitne plany zaszczepienia 60-70 proc. populacji najprawdopodobniej pozostaną niezrealizowane. Do tej pory zaszczepiło się ok. 47 proc. Polaków. Program szczepień zauważalnie wyhamował. Szczepionki są, za to jest coraz mniej chętnych do zaszczepienia się. W rezultacie rządzący spodziewają się jesienią 10-15 tysięcy nowych zachorowań dziennie w najgorszym wypadku. Czyli najbardziej prawdopodobnym.

W tej sytuacji kolejny lockdown staje się coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem. Warto jednak zauważyć, że mowa na razie raczej o obostrzeniach regionalnych – tam, gdzie współczynnik zaszczepienia jest najmniejszy. Czy w tej sytuacji rządzący zdecydują się na powrót uczniów do szkół? Rozsądek i doświadczenia drugiej fali podpowiadają, by tego nie robić.

Przypomnijmy: zeszłoroczne wakacje były okresem luzowania obostrzeń po pierwszym lockdownie. Rządzący bardzo aktywnie wspierali przy tym krajową turystykę, między innymi za pomocą niezbyt udanego bonu turystycznego. We wrześniu zdecydowali się na powrót uczniów do szkół ze zdalnego nauczania. Już od 18 września mogliśmy zaobserwować skokowy wzrost liczby nowych zakażeń koronawirusem. Szczyt drugiej fali przypadł na listopad.

Także trzecia fala koronawirusa uderzyła po znoszeniu restrykcji w styczniu i w okresie ferii zimowych. Od połowy lutego mogliśmy zaobserwować drastyczny przyrost liczby zachorowań, ze szczytem w kwietniu. Sytuacja teraz wygląda tak naprawdę łudząco podobnie. Znowu mamy wakacyjny okres luzowania obostrzeń, po świecie szerzy się bardziej zaraźliwy indyjski wariant Delta.

Przemysław Czarnek odpowiada na pytanie „kiedy wrócimy do szkoły?”

Odpowiedź na pytanie „kiedy wrócimy do szkoły?” przynosi Polsat News. Po raz kolejny minister edukacji, tym razem jest nim Przemysław Czarnek, zapowiada, że uczniowie wrócą do szkół 1 września. Powtarza również tradycyjną mantrę o dodatkowych środkach bezpieczeństwa. Zaznacza jednak, że jeżeli czwarta fala okaże się równie groźna, co poprzednia, to rząd będzie reagować konkretnymi decyzjami.

Podobnie jak w przypadku poprzednich fal koronawirusa oznacza to zapewne stopniowe przechodzenie na nauczanie hybrydowe i później nauczanie zdalne. Do tej pory proces ten był rozłożony w czasie a sama decyzja spóźniona o około miesiąc. Dzięki temu wirus zyskuje cenny czas na transmisję w cieplarnianych warunkach polskiej szkoły. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy chodzi o same szkoły, czy jak twierdzi minister „ruch okołoszkolny”.

Jedyne co się zmieniło przez ostatnie miesiące, to fakt zaszczepienia niemal połowy populacji. Oczywiście, bardzo łatwo dostrzec różnice pomiędzy poszczególnymi regionami naszego kraju. Lipcowa mapa zaszczepienia wyraźnie pokazuje dwie rzeczy: najlepiej idzie w dużych miastach, najgorzej na ścianie wschodniej. Korelacja bywa niekiedy zdradliwa, jednak w tym przypadku można śmiało postawić tezę, że to elektorat partii rządzącej niespecjalnie się garnie do szczepień.

Strach przed gniewem antyszczepionkowców z własnego zaplecza paraliżuje rządzących i utrudnia racjonalną walkę z pandemią

Trudno się spodziewać, żeby rządzący podejmowali decyzje niepopularne przede wszystkim na własnym zapleczu. To w dużej mierze wiąże ręce rządzącym. Lata tolerancji i niezrozumiałej pobłażliwości wobec ruchów antyszczpionkowych, także we własnych szeregach, utrudniają racjonalną walkę z pandemią.

Chęć uniknięcia otwartego konfliktu z tym środowiskiem powstrzymuje władze przed wprowadzeniem obowiązkowych szczepień na covid-19. Przypomnijmy: taki krok byłby w pełni legalny, do tego nie wymaga nawet uchwalenia w tym celu ustawy. Decyzja o wprowadzeniu obostrzeń wobec niezaszczepionych jest wątpliwa pod względem konstytucyjnoprawnym – dopóki szczepienie pozostaje dobrowolne.

Sam minister Czarnek wyklucza odsuwanie niezaszczepionych nauczycieli od stacjonarnej pracy z dziećmi. Deklaruje, że jest „przeciwnikiem jakiejkolwiek segregacji”. Na szczęście poziom zaszczepienia wśród nauczycieli sięga 70 proc. Nie można też zarzucać Przemysławowi Czarnkowi antyszczepionkowych poglądów. Wyraźnie podkreślał, że szczepionka zwiększa bezpieczeństwo samego zaszczepionego i jego otoczenia.

Wszystko wskazuje na to, że czeka nas powtórzenie tych samych decyzji w ten sam sposób. Można by rzec: tych samych błędów. Rząd nie może podjąć innych decyzji, nawet gdyby chciał. Przed katastrofą uchronić nas może jedynie drastyczne przyspieszenie akcji szczepień.