W Michałowie na Podlasiu powstanie pierwsza w Polsce klasa o profilu disco-polo. Pomysł wójta, który opisuje dziś „Gazeta Wyborcza”, ma przyciągnąć młodzież do ledwo dyszącego gminnego liceum. Profil jest oryginalny i może budzić zdziwienie albo rozbawienie, ale jeśli chwilę się nad tym zastanowić, to taka specjalizacja może dawać ciekawe perspektywy na przyszłość. Szczególnie w dzisiejszych czasach.
Klasa o profilu disco-polo
W tym tekście nie znajdziecie rechotu i pogardliwych uwag wobec muzyki disco-polo. Ja sam nie słucham jej na co dzień, teksty uważam za puste i infantylne, a muzyka (a wraz z nią specyficzna maniera wokalistów) jest dla mnie nie do zniesienia. Ale jeszcze kilka lat temu, gdy pojawił się fenomen zespołu Weekend, do ich hitów bawiliśmy się niejeden raz na imprezach w akademiku. I w pełni szanuję to, że dla niektórych osób muzyka disco-polo jest po prostu czymś przyjemnym, co umila im codzienność. Po prostu „to jest takie polskie„. I nie jest to żadna inwektywa.
Burmistrz Michałowa Marek Nazarko w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zdradza, że sprofilowana „estradowo” klasa powstaje we współpracy z wytwórnią Green Star. To wielki biznes prezesa Jagiellonii Białystok, dla której nagrywają między innymi zespoły Akcent czy Boys. „Dokonano dogłębnej analizy sytuacji demograficznej, kryteriów, jakimi kieruje się młodzież przy wyborze szkoły, oraz sieci i rodzajów szkół na Podlasiu”, tak samorządowiec tłumaczy gazecie to, jak zrodził się ten pomysł. Jego szczegóły ma przedstawić na specjalnej konferencji prasowej jeszcze w tym tygodniu.
Czego uczyć miałaby taka klasa o profilu disco-polo
Chyba wszyscy zdajemy dziś sobie sprawę, jak wielkim biznesem jest dziś w Polsce rynek muzyki disco-polo. Czy tego chcemy czy nie, jest to gatunek uwielbiany przez kilkadziesiąt procent naszego społeczeństwa. Ludzie jeżdżą na festiwale disco-polo, kupują płyty, słuchają tak sprofilowanych stacji radiowych, a – od niedawna – chodzą też do kina na filmy o największych gwiazdach tej muzyki. Dlatego łatwo można z tego wywnioskować, że wejście w tę branżę daje dużą szansę na dobrą, stabilną pracę. I niekoniecznie jako cienko śpiewający wokalista czy tancerz. Branża muzyczna to też dźwiękowcy, managerowie, wydawcy, spece od marketingu i tak dalej, i tak dalej. Praca leży tu na ulicy. Albo – nawiązując do tego jak kiedyś nazywano disco-polo – na chodniku.
A teraz porównajmy tę branżę do słabo płatnej pracy po wielu kierunkach humanistycznych. Czymś bardzo złym jest to, że dziś nauczyciele czy bibliotekarze należą do najgorzej opłacanych zawodów w Polsce (tu sprawdźcie ile zarabia nauczyciel w Polsce). Słabe wejście w rynek pracy mają absolwenci socjologii, politologii, filologii polskiej czy filozofii. To nie nowy problem, w Polsce od lat te zawody są niestety niezbyt perspektywiczne. I dobrze by było, gdyby w końcu kiedyś znalazła się władza, która doceni pięć lat wysiłków również na takich studiach.
Ale dopóki tak się nie stanie, nie patrzmy z rechotem na ustach na rodzące się na Podlasiu pomysły. Cel pracy zawodowej to nie tylko satysfakcja. To też stabilność i możliwość utrzymania rodziny. A jeśli istniejąca w Polsce od dawna branża właśnie przeżywa swoją drugą młodość, to chyba lepiej żeby siedzieli w niej ludzie odpowiednio wyedukowani, prawda?