Analitycy Banku Pekao przyznają na Twitterze, że jest jedna rzecz, której im brakuje. Chodzi o komentarze pod ogłoszeniami na popularnych programach nieruchomościowych. Co się z nimi stało? Zniknęły. Nie stało się to jednak bez powodu. Zostały zlikwidowane, bo psuły sprzedawcom i pośrednikom interes. Opcja dodawania komentarzy w ogóle zamiera, poza światem social media.
Internauci bardzo chętnie wyraziliby swoje zdanie na temat mikrokawalerek i różnych krętactw w ogłoszeniach
Opinie internautów mają ogromną moc. Dotyczy to nie tylko przepychanek na Twitterze, który upodobała sobie światowa śmietanka polityków i celebrytów. Komentarze i recenzje mają szczególne znaczenie wszędzie tam, gdzie w Internecie ktoś próbuje coś sprzedać. Pozytywne i wiarygodne opinie potrafią przyciągać klientów niczym magnes. Dostatecznie negatywne mogą zaś zatopić budowany z trudem biznes. Nic więc dziwnego, że często pojawia się pokusa, by pozbyć się problemu. Na interesujący przykład wskazali analitycy Banku Pekao, za pomocą swojego konta na Twitterze.
Czy Wam też brakuje możliwości umieszczania komentarzy pod ogłoszeniami na popularnych portalach nieruchomościowych?
Muszę przyznać, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kiedyś istniała taka możliwość. Prawdę mówiąc, przed chwilą upewniłem się, że wciąż mamy takową na Bezprawniku. Skąd to zaskoczenie? Komentarze pod ogłoszeniami wydały mi się raczej kiepskim pomysłem z perspektywy osób i firm próbujących sprzedać mieszkanie. Co więcej, w ciągu ostatnich lat opcja zamieszczania komentarzy znika także w innych zakamarkach Internetu. Tutaj można wskazać choćby na duże portale informacyjne. Niemal wszyscy z niej już zrezygnowali.
Skupmy się jednak najpierw na sprzedaży mieszkań i domów. O tym, dlaczego komentarze pod ogłoszeniami na portalach nieruchomościowych zostały zlikwidowane, możemy przeczytać tuż pod postem Analiz Pekao. Chodzi o komentarze samych Internautów. Pozwolę sobie przytoczyć tych kilka, które pierwsze rzuciły mi się w oczy.
chętnie bym pokomentował te wszystkie „mieszkania kompaktowe”
Mogłyby być dwu lub trzy znakowe jak dla mnie. Zależnie od oferty „XD” lub „XDD”
Chodzi o „ciekawa architektura” i „z potencjałem”?
Potencjalne sh*tstormy byłyby epickie
Znajdą się także osoby, które zwracają uwagę na ryzyko graniczące z pewnością, że komentarze pod ogłoszeniami byłyby świetnym medium do wylewania frustracji i hejtu. Nie są to obawy nieuzasadnione.
Komentarze pod ogłoszeniami na portalach nieruchomościowych zniechęcałyby potencjalnych kupujących
Warto jednak oddzielić kwestię hejtu od niedającego się nijak pogodzić konfliktu pomiędzy sprzedawcami a internautami. Ci pierwsi chcieliby komuś sprzedać mieszkanie. Mowa o dobru naprawdę dużej wartości, którego potencjalni kupujący najczęściej nie nabywają pod wpływem chwili czy impulsu. Zwłaszcza że często muszą najpierw wziąć kredyt hipoteczny, który będą spłacać przez długie lata. Sprzedawcy naprawdę woleliby więc, by przypadkowi ludzie nie wskazywali nabywcom palcem wszelkich możliwych mankamentów ich oferty.
Równocześnie internauci bardzo chętnie piętnują wszystkie zjawiska rynku nieruchomości w Polsce, które im się nie podobają. Dotyczy to na przykład tzw. mikroapartamentów, czytaj: klitek o powierzchni parunastu metrów kwadratowych. Takie mieszkania w świetle obowiązującego prawa w ogóle nie powinny istnieć. Równocześnie jednak potrafią kosztować tyle, ile w społecznej percepcji powinno kosztować normalne mieszkanie.
Można się także spodziewać, że internauci mogliby bez większego trudu wskazywać kupującym to, co sprzedawcy woleli przemilczeć. Wystarczy, że ktoś mieszka w tej samej okolicy. Może w czynie społecznym wspomnieć o problematycznym sąsiedztwie, nieciekawym stanie danego budynku, czy innych detalach, których zazwyczaj nie wpisuje się do treści ogłoszenia. W rezultacie sprzedawca nie ma nawet okazji oczarować klienta. Ten po prostu poszuka sobie innej oferty. Cały proces nie wymaga przy tym od krytycznych internautów ani odrobiny wysiłku.
Wróćmy jednak do hejtu. Komentarze pod ogłoszeniami na portalach nieruchomościowych raczej nie są na niego jakoś szczególnie narażone. Być może rację mają ci internauci, którzy wskazują, że problem dotyczyłby głównie luksusowych nieruchomości niedostępnych dla przeciętnego Kowalskiego? Równocześnie jednak bardzo często „walka z hejtem” stanowi wygodne uzasadnienie cenzury mającej zablokować konstruktywną krytykę. Nie każdy w końcu jest w stanie znieść, gdy inni wytykają mu błędy.