Formalnie chodzi o komercyjne „niebieskie ptaszki”, które - zdaniem Komisji - wprowadzają użytkowników w błąd, bo nie potwierdzają realnej tożsamości właścicieli kont. W praktyce to jednak dużo większa historia: starcie Europy z amerykańskimi gigantami technologicznymi, których polityczne ambicje coraz częściej stoją w sprzeczności z europejskim rozumieniem bezpieczeństwa cyfrowego i odpowiedzialności platform.
Sednem sporu między X a Unią Europejską jest to, że Musk po przejęciu Twittera zlikwidował klasyczny system weryfikacji tożsamości i zastąpił go modelem „płać, a dostaniesz znaczek”. Dotąd niebieski tick oznaczał, że platforma potwierdziła, iż za kontem faktycznie stoi dana osoba publiczna, instytucja czy ekspert.
Po zmianach Muska wystarczyło opłacić abonament Premium, podać numer telefonu i wykazać minimalną aktywność. Unia uznała, że to nie jest żadna „weryfikacja”, tylko sprzedaż symbolu zaufania, który miał w oczach użytkowników pełnić funkcję gwarancji autentyczności. I właśnie dlatego Komisja stwierdziła, że X wprowadza Europejczyków w błąd, zwiększa ryzyko podszywania się, oszustw i manipulacji politycznych. To pierwsze w historii Unii działanie wykonane na podstawie Digital Services Act, który ma chronić europejską przestrzeń informacyjną przed chaosem kreowanym przez gigantów technologicznych.
Musk zareagował przewidywalnie - poprzez oburzone reposty i amerykańskie slogany o „atakowaniu wolności słowa”
Retoryka, którą posługuje się od lat: jeśli regulator próbuje uporządkować choć jeden aspekt funkcjonowania jego firmy, natychmiast pojawia się narracja o „cenzurze” i „ucisku innowacji”. Tym razem do chóru dołączyli amerykańscy politycy z Marco Rubio na czele, którzy uznali unijną karę za atak na „amerykański naród”.
To właśnie ten fragment jest najbardziej znamienny - oto miliarder, który kupił globalną platformę komunikacyjną, zachowuje się jak ktoś, kto nie rozumie podstawowych realiów prowadzenia działalności na suwerennych rynkach. A może po prostu nie chce ich rozumieć.
Bo prawda jest taka, że Musk, reagując emocjonalnie i skrajnie defensywnie, daje światu dość czytelną wskazówkę: brakuje mu dojrzałości, którą powinien wykazywać się przedsiębiorca zarządzający kluczową infrastrukturą informacyjną Zachodu.
Miliarder od lat buduje swój mit „geniusza na przekór światu”, ale mit ten coraz bardziej zaczyna przypominać zaciśnięte pięści dziecka, które nie godzi się na żadne zasady. Płacz Muska - metaforyczny, ale i dosłowny, biorąc pod uwagę jego twitterowe wybuchy - wynika z faktu, że Europa nie chce być cyfrowym kołchozem amerykańskich big techów. I słusznie.
Unia Europejska wzbrania się przed modelem, w którym globalne platformy mogą latami drenować europejską sferę informacyjną bez realnej odpowiedzialności.
DSA - pierwszy tak poważny projekt uregulowania największych sieci społecznościowych - nie jest wymierzony w „amerykański naród”, tylko w firmy, które przez lata budowały potęgę na braku kontroli, braku nadzoru i braku przejrzystości.
I to właśnie te trzy braki w ostatnich latach stały się paliwem dla najbardziej agresywnych nurtów politycznych w USA, zwłaszcza dla ruchu MAGA, który coraz bardziej otwarcie traktuje Europę jak geopolitycznego przeciwnika. To, że Musk stał się jednym z głównych przekaźników tego myślenia, nie jest żadną tajemnicą.
Dlatego europejskie działania nie są już tylko kwestią ochrony konsumenta przed fałszywym „niebieskim ptaszkiem”
Są też próbą zatrzymania zjawiska, w którym prywatne platformy Zuckerberga i Muska sącząc swoje algorytmiczne preferencje, wynoszą na powierzchnię i normalizują coraz bardziej wrogą Europie myśl trumpistyczną. To właśnie dlatego Unia musi działać brutalniej i konsekwentniej. Nie z powodu ideologii, ale dlatego, że informacyjna architektura Zachodu pęka, a amerykańscy miliarderzy próbują zrobić z niej swoje prywatne przedłużenie politycznych wojen.
Amerykańscy politycy chcą widzieć w tym „atak na wolność słowa”, ale to wyłącznie kwestia interesów. Tymczasem europejscy regulatorzy wykonali rzecz podstawową - przypomnieli, że na unijnym rynku nie ma świętych krów. Tak jak nie ma geniuszy „ponad prawem”, nawet jeśli jeżdżą Teslą i wysyłają rakiety w kosmos.