Wydaje się, że nie ma innego wyjścia, by inaczej opanować dynamiczny wzrost zachorowań. To tragedia dla wielu firm. Ale jeśli na szali stawiamy niewydolną opiekę zdrowotną, iluś ludzi, którzy stracą życie, a nie musieliby, to ma to sens. Walia wprowadza lockdown na 17 dni od najbliższego piątku, Irlandia Północna w ubiegły piątek wprowadziła na cztery tygodnie. Za ich przykładem idą Czechy, które od dziś wprowadzają drastyczne ograniczenia.
Wiem, że narażam się na falę krytyki zarówno ze strony przedsiębiorców, jak i dużej części społeczeństwa, o rządzących nie wspominając. Ale jakoś przeżyję. W przeciwieństwie do wielu osób, które zachorują.
Po wiosennym zamknięciu gospodarki praktycznie wszyscy mamy dość. I tego, czego boimy się najbardziej, to kolejnego lockdownu. Rządzący chyba też go się obawiają. Być może dlatego, że budżet państwa na kolejne tak wielkie wydatki nie może sobie pozwolić. Wszelkie bonusy jak 500 plus, trzynastki, czternastki odbijać nam się będą długo czkawką. Państwa zwyczajnie na to nie stać, by wesprzeć Polaków w czasie pandemii.
„Pełzający lockdown” chyba gorszy
Z drugiej strony wydaje się, że bardziej obciążający jest „pełzający” lockdown. Wiele branż od marca nie jest w stanie prowadzić działalności. Przypomina to długotrwałe pastwienie się nad konającym. Może więc krótkotrwale należałoby obciążyć wszystkich konsekwencjami? Przy wzroście zakażeń za chwilę firmy i tak nie będą w stanie pracować w miarę normalnie. Spowodowane to będzie choćby dużą absencją pracowników – zwolnienia lekarskie, kwarantanny, izolacje. Może więc lepiej wszystkim w jednym czasie dać wolne np. na dwa czy trzy tygodnie? Ale warunkiem powinno być to, by po tym okresie wszystko na jakiś czas wróciło do normy, oczywiście z przestrzeganiem zasad sanitarnych. Tak by teraz ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa i dać czas odetchnąć niewydolnej opiece medycznej.
W Walii nawet świątynie zamknięte. Z wyjątkiem ślubów i pogrzebów
– Ograniczona czasowo „zapora ogniowa” ma być krótkim, ostrym szokiem, aby zawrócić zegar, spowolnić wirusa i dać nam więcej czasu. Będzie musiała być ostra i głęboka, aby wywrzeć wpływ, którego potrzebujemy – wyjaśnił premier Walii.
„Zgodnie z ogłoszonymi regulacjami, zamknięte muszą zostać wszystkie sklepy, z wyjątkiem tych, które sprzedają niezbędne artykuły, a także puby, bary, restauracje i miejsca rozrywki. Z wyjątkiem kluczowych pracowników, wszyscy pozostali powinni pracować zdalnie, jeśli to możliwe. Ludzie powinni pozostawać w domach, jeśli wyjście nie jest niezbędne.
Zabronione będą spotkania osób z różnych gospodarstw domowych, zarówno w zamkniętych pomieszczeniach, jak i na otwartych przestrzeniach, choć nadal można będzie się spotykać w ramach „baniek wsparcia”, które mogą tworzyć osoby mieszkające samotnie. Po zwyczajowej tygodniowej przerwie w połowie semestru szkoły podstawowe zostaną otwarte, natomiast do szkół średnich wrócą tylko uczniowie klas siódmych i ósmych. Wszystkie świątynie zostaną zamknięte z wyjątkiem ślubów i pogrzebów” – czytamy w Onecie.
Fundusz pomocowy dla firm ma wynosić 300 mln funtów.
Irlandia Północna na prawie miesiąc „zamarła”
Tu restrykcje obowiązują od 16 października. Wprowadzone zostały na cztery tygodnie. Zamknięte zostały puby, bary, restauracje oraz kawiarnie. Do godziny 23:00 mieszkańcy mogą zamówić jedzenie jedynie z dostawą lub na wynos. Nieczynne są też wszelkiego rodzaju usługi wymagające bliskiego kontaktu między ludźmi, jak fryzjerskie czy kosmetyczne. Siłownie mogą działać jedynie dla indywidualnego klienta. Zakazana jest organizacja wesel. W ślubach i pogrzebach może uczestniczyć maksimum 25 osób. Szkoły nie pracują. Władze zaleciły pracę zdalną i ograniczenie przemieszczania się.
Czechy proszą o pomoc
Rząd od dziś wprowadza wiele dotkliwych restrykcji. Należą do nich między innymi zakaz wychodzenia z domów z wyjątkiem drogi do pracy oraz zakaz kontaktów z innymi ludźmi. Można poruszać się maksymalnie w dwie osoby. Jedynie rodziny wspólnie zamieszkujące mogą przemieszczać się w większej grupie. Można wychodzić do lekarza, do najbliższego sklepu, w ramach pomocy sąsiedzkiej, a także organizować wyjazdy za miasto. Restauracje i bary zostały już wcześniej zamknięte. Mogą jedynie prowadzić sprzedaż na wynos. Czynne są wyłącznie sklepy spożywcze, drogerie, apteki, zakłady optyczne, stacje benzynowe, myjnie samochodowe, pralnie, sklepy z częściami samochodowymi i elektroniką oraz kioski z prasą i tytoniem. Można skorzystać także z usług księgowych. Urzędy mają przejść na pracę zdalną. Przedłużono ważność praw jazdy. W sytuacjach koniecznych można odwiedzić urząd. Dla interesantów mają one bowiem być czynne dwa dni w tygodniu po pięć godzin. Premier zamierza się zwrócić o pomoc do Grupy Wyszehradzkiej oraz do sąsiadujących niemieckich landów. W przyszłym tygodniu ma przylecieć grupa 28 amerykańskich lekarzy.
Czy taki „twardy” lockdown pomógłby Polsce?
Pewności mieć nie możemy. Nie wolno wykluczać wariantu, że kilkunastodniowe wyrzeczenia poszłyby na marne i chwilę po otwarciu gospodarki wrócilibyśmy z fatalnymi statystykami do poziomu, który mamy obecnie. Ale jeśli otwarcie gospodarki byłoby robione z głową, sanepid śledziłby powstające ogniska koronawirusa, być może dalibyśmy radę zredukować pustoszący wpływ epidemii na nasze życie. Tymczasem jeśli nic nie zrobimy, szansa na to, że będzie lepiej, jest niewielka.