Co dokładnie się wydarzyło
Jeszcze na początku miesiąca bitcoin śrubował nowe rekordy cenowe powyżej 120 tys. dolarów, by w ciągu kilkudziesięciu godzin runąć o kilkanaście procent. W piątek 10 października główna kryptowaluta zanurkowała z okolic 122 000 do niemal 102 000 na najniższym punkcie, wymazując w moment wszystkie zyski wypracowane od lata. Ethereum także poleciało w dół, z około 4 800 do 3 400. Tak dramatycznej jednodniowej przeceny branża jeszcze nie widziała, w ciągu 24 godzin zlikwidowane zostały lewarowane pozycje o wartości ponad 19 miliardów dolarów. Według danych Coinglass ponad 1,6 miliona transakcji inwestorów poszło z dymem i w lwiej części były to zakłady na zwyżki (około 87% likwidacji dotyczyło longów). Innymi słowy, spekulanci nastawieni zbyt optymistycznie na dalsze wzrosty zostali zbombardowani lawiną wezwań do uzupełnienia depozytów i przymusowych sprzedaży, co tylko dolało oliwy do ognia.
Spadki nie oszczędziły żadnej z czołowych kryptowalut, a najmocniej ucierpiały mniejsze altcoiny. Indeks śledzący koszyk altcoinów zanurkował aż o 40% w ciągu zaledwie kilku minut. Gwałtowny odpływ kapitału błyskawicznie obnażył wątłą płynność drugoplanowych krypto, okazało się, że wiele pompujących ostatnio kursy tokenów (choćby modnych „AI-tokenów” czy memicznych kryptowalut) stało na glinianych nogach.
Atmosfera na rynku zmieniła się z euforycznej na grobową dosłownie z dnia na dzień. Jeszcze w czwartek wskaźnik Fear & Greed Index sygnalizował chciwość (64/100), a w piątek runął do poziomu strachu (27/100). Atmosfera na rynku przeszła gwałtowną metamorfozę. Jeszcze kilka dni temu wskaźnik Fear & Greed Index oscylował wokół 64, ale obecnie plasuje się w strefie strachu bo blisko 27. Inwestorzy mówią o „krwawej łaźni”, a z rynku zostało zlikwidowanych pozycji o wartości około 19 miliardów dolarów. Bitcoin zanotował jedno z największych jednodniowych tąpnięć w historii, spadając o ponad 14 % z poziomu ~122 500 USD do ok. 104 783 USD. W porównaniu z wydarzeniami z 2020 i upadkiem FTX w 2022, obecna fala likwidacji była kilkukrotnie większa. Te zdarzenia to jeden z najbardziej bolesnych tygodni w dziejach rynku kryptowalut, co naturalnie wywołało falę paniki wśród jego uczestników.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Dlaczego spadki były tak drastyczne
Nagły krach na rynku kryptowalut nie miał jednej przyczyny a był raczej efektem zbiegu kilku silnych czynników, które nałożyły się w jednym momencie i stworzyły idealne warunki do tych spadków. Pierwszy cios przyszedł z Waszyngtonu, gdy Donald Trump zapowiedział wprowadzenie 100-procentowych taryf celnych na import z Chin. Ta decyzja wywołała globalny wstrząs, a inwestorzy w panice zaczęli uciekać od ryzykownych aktywów. W piątkowe popołudnie, gdy płynność na giełdach była już niższa niż zwykle, rynki finansowe zareagowały nerwowo. Kapitał popłynął do bezpieczniejszych aktywów jak złoto, dolary i amerykańskie obligacje, a kryptowaluty od dawna uznawane za inwestycję o najwyższym ryzyku, oberwały najmocniej.
Na to wszystko nałożyły się niekorzystne warunki makroekonomiczne. Od miesięcy Rezerwa Federalna utrzymywała stopy procentowe na najwyższym poziomie od dwóch dekad, skutecznie studząc apetyt na ryzyko. Rentowności amerykańskich obligacji biły rekordy, a dolar umacniał się do poziomów niewidzianych od początku roku. W takim otoczeniu inwestorzy instytucjonalni zaczęli masowo ograniczać ekspozycję na rynek krypto i część z nich postanowiła po prostu zrealizować zyski. Już od końca września widać było, że z rynku odpływa świeży kapitał, a decyzje Fed i twarda retoryka bankierów centralnych były tylko kolejnym gwoździem do trumny.
Nie bez znaczenia były również odpływy z funduszy ETF opartych o kryptowaluty. Z danych Cointelegraph wynika, że amerykańskie fundusze na Bitcoina i Ethereum odnotowały łączny odpływ około 755 milionów dolarów w ciągu jednego dnia. Zamiast napływu nowych środków pojawiła się fala wycofywania pieniędzy, która uszczupliła płynność rynku i dodatkowo pogłębiła skalę wyprzedaży. Jakby tego było mało, uderzenie dotknęło najmniejszych uczestników rynku czyli altcoiny, które nie mają tak głębokiego rynku jak Bitcoin czy Ether, straciły momentalnie nawet 40 procent wartości, co opisał Bloomberg w relacji z poniedziałku. Gdy zabrakło kupujących, ceny poszybowały w dół jak kamień.
Dalszy bieg wydarzeń przypominał klasyczną reakcję łańcuchową. Spadki uruchomiły automatyczne algorytmy sprzedaży, które likwidowały pozycje lewarowane, co z kolei generowało kolejne zlecenia i pogłębiało spadki. W piątkowy wieczór, przy ograniczonej płynności, wystarczyło kilka dużych ruchów, by rynek zupełnie stracił równowagę. Do gry wkroczyła psychologia i inwestorzy detaliczni, widząc czerwone wykresy, zaczęli panicznie sprzedawać wszystko, by „uratować, co się da”. Strach okazał się silniejszy niż logika, a ceny kryptowalut runęły szybciej, niż ktokolwiek zdążył zareagować. W ciągu kilku godzin rynek, który jeszcze niedawno bił rekordy, pogrążył się w chaosie i po raz kolejny pokazał, jak cienka jest granica między euforią a paniką.
Co będzie dalej?
Po tak głębokim tąpnięciu pytanie, czy to początek dłuższej bessy, czy raczej bolesny, ale oczyszczający reset przed kolejną hossą, brzmi dziś całkiem poważnie. Tak silne zatrzęsienie „spaliło” nadmierną dźwignię i oczyściło rynek z najbardziej spekulacyjnych pozycji. W dniach następujących po krachu bitcoin podniósł się do okolic 114–115 tys. USD, co zbiegło się z odbudową nastrojów i selektywnymi napływami do instrumentów powiązanych z BTC. Jednocześnie warto pamiętać o szerszym tle, na początku października globalne ETF-y na krypto zanotowały rekordowe 5,95 mld USD napływów, co sugeruje, że część dużych inwestorów traktuje spadki jako okazję choć bezpośrednio po krachu widoczne były również znaczne odpływy z amerykańskich spot ETF-ów na BTC i ETH, a następnie umiarkowane napływy dzień później.
Ostrożność na derywatach widać w stawkach finansowania, funding rates na kontraktach perpetual dla BTC/ETH pozostawały lekko ujemne, co odzwierciedla przewagę defensywnego nastawienia po fali likwidacji. Technicznie rynek patrzy na 100 000 USD jako kluczową strefę obrony, poniżej tego pułapu ryzyko pogłębienia trendu spadkowego zdecydowanie rośnie. To wszystko składa się na obraz rynku po „stres-teście”, poturbowany ale żywy, z realną szansą na stabilizację, o ile napięcia geopolityczne nie wzrosną, a warunki monetarne zaczną sprzyjać aktywom ryzyka.