Wielkimi krokami zbliża się noc Sylwestrowa, która nieodłącznie wiąże się z hucznymi wystrzałami i wielkimi imprezami organizowanymi przez miasto. Pomimo tego, że według danych z poprzedniego roku tylko 4% Polaków spędza Sylwestra na rynku miasta lub innej imprezie masowej. Warto wiedzieć jak postępować w przypadku nieoczekiwanego wymknięcia się fajerwerków spod kontroli.
Przepisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych zabraniają uczestnikom wnoszenia na ich teren materiałów pirotechnicznych, imprezy sylwestrowe rządzą się jednak swoimi prawami. Któż z nas nie widział uczestników strzelających w tłumie fajerwerkami? Jakaś cześć z nas była świadkiem albo wręcz ofiarą wypadku z udziałem takich nieodpowiedzialnie wypuszczonych petard. Pół biedy, jeśli efektem tej nieodpowiedzialności była wypalona dziura w ubraniu, gorzej jeżeli doszło do poparzenia jakiejś osoby.
Co robić w takiej sytuacji?
Generalnie, jakiekolwiek zranienie innej osoby przy pomocy sztucznych ogni jest nawet przestępstwem i zwykle takie zdarzenie swój finał znajduje w sądzie. Będąc uczestnikiem imprezy masowej nie zawsze możemy jednak zidentyfikować taką osobę.
Kto odpowiada za fajerwerki?
Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego odpowiedzialność za wystrzeliwane fajerwerki ponoszą organizatorzy imprezy. Nawet jeśli szkoda została wyrządzona przez jednego z uczestników. Nie ma tutaj znaczenia czy impreza spełniała standardy bezpieczeństwa. Obowiązkiem organizatora jest zadbanie o to, aby petardy nie były wnoszone i odpalane na jej terenie.
Co poza imprezą?
Petardy, rzymskie ognie, rakiety, sztuczne ognie, wszystkie materiały pirotechniczne mogą być używane tylko pod nadzorem osoby pełnoletniej i… trzeźwej. Czy to w ogóle możliwe w Sylwestra?
Wymknięcie się fajerwerków spod kontroli może narazić nas na odpowiedzialność, nie tylko karną, ale również cywilną. Jeśli wypuszczona petarda spowoduje jakieś zniszczenia, osoba która ją odpaliła musi liczyć się z konsekwencjami. Nie będzie mieć w takiej sytuacji znaczenia tłumaczenie, że „puszczałem inaczej, ale był wiatr”.
Przy okazji tej hucznej zabawy (w sensie dosłownym i przenośnym) pamiętajmy, że dla wielu zwierząt domowych, a także dziko żyjących, jest to przeżycie porównywalne z bombardowaniem miasta. Może warto z tej okazji poprzestać na zimnych ogniach i zadowolić się satysfakcją, że tego dnia nie tylko nie wypuściliśmy w niebo ¼ wypłaty, ale również, że gdzieś tam, może w nawet w naszym własnym domu, żaden piesek nie chowa się pod dywanem.