Cisza wyborcza potrwa jeszcze przez 12 godzin, ale niezależnie od osiągniętych przez poszczególne partie rezultatów przyglądamy się jakie są warunki objęcia władzy przez potencjalnych zwycięzców.
Zwycięzcą wyborów do Sejmu jest partia, która uzyska w nich najwięcej mandatów. To dość istotne, ponieważ liczba mandatów nie zawsze odpowiada procentowi zdobytych głosów, co boleśnie odczuwają małe partie. Swoją rolę w tej materii odgrywa ordynacja wyborcza, która określa sposób tworzenia okręgów wyborczych – nierównych pod względem liczby obywateli oraz metodę liczenia głosów. W Polsce stosowana jest faworyzująca duże ugrupowania metoda D’Hondta, preferowana też w Hiszpanii, Danii, Portugalii, Czechach, Holandii Brazylii, Izraelu czy na Węgrzech, ale i na przykład chwilami w czasach II RP.
„Wybory wygrywa ten, kto liczy głosy”
Przez krótki czas w Polsce eksperymentowano z konkurencyjną metodą Sainte-Laguë, kiedy to AWS starał się osłabić wynik koalicji SLD-UP w wyborach parlamentarnych 2001. Skutecznie, lewica uzyskała wówczas 216 mandatów, choć przy metodzie D’Hondta zdobyłaby ich aż 240. W 2002 powrócono do obowiązującego dziś rozwiązania, natomiast w pewnym sensie pokazało to niedoskonałość ustrojową pozwalającą na tak łatwe manipulowanie wynikami wyborów poprzez dokonywanie zmian w ordynacji.
Niektóre partie w rozmowach z dziennikarzami próbują zakłamywać definicję zwycięzcy wyborców przez mówienie, że zwycięzcą jest ten, kto obejmie władzę. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy – wybory wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej mandatów. Prawdą jest natomiast, że samo zwycięstwo w wyborach nie musi zagwarantować sprawowania władzy, a już na pewno nie sprawowania władzy w sposób bezproblemowy.
Premiera wybiera Prezydent
Trudno mówić o tradycji czy zasadzie, jednak w przeszłości zwykle premierem zostawał lider partii, która wygrała wybory. Dużym zaskoczeniem było, gdy w 1997 roku Marian Krzaklewski (dziś w zasadzie zapomniana postać na scenie politycznej, co pokazuje, że warto być premierem z punktu widzenia historii i polityki) desygnował do tej roli Jerzego Buzka. Podobna sytuacja miała miejsce po wyborach w 2005 roku.
Premiera wraz z Radą Ministrów desygnuje Prezydent, który (poza drobnymi wyjątkami wynikającymi z zakazu łączenia funkcji państwowych) nie jest w żaden sposób ograniczony w tej roli. Technicznie rzecz ujmując Prezydent Andrzej Duda może powołać na stanowisko premiera nawet Roberta Lewandowskiego. Art. 154 ust. 1 Konstytucji RP stanowi:
Prezydent Rzeczypospolitej desygnuje Prezesa Rady Ministrów, który proponuje skład Rady Ministrów. Prezydent Rzeczypospolitej powołuje Prezesa Rady Ministrów wraz z pozostałymi członkami Rady Ministrów w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu lub przyjęcia dymisji poprzedniej Rady Ministrów i odbiera przysięgę od członków nowo powołanej Rady Ministrów.
W praktyce prezydenci wybierając swojego kandydata na premiera zwykle starają się brać pod uwagę, czy taki kandydat spotka się z aprobatą Sejmu. Z tego też względu niezwykle istotne jest to, co z wypiekami śledzimy pod pojęciami takimi jak…
Koalicja i opozycja
Dla Rady Ministrów niezwykle istotne jest to, żeby dla najbardziej komfortowej możliwości sprawowania swojej władzy mieć również sprzyjający sobie Sejm. W przeciwnym wypadku mówimy o tzw. rządzie mniejszościowym. Taka sytuacja w polskim parlamentaryzmie miała miejsce kilka razy, choć najbardziej znanym przykładem był chyba rząd Marka Belki, który starał się dotrwać do planowanych wyborów w 2005 roku. Rząd mniejszościowy ma bardzo ograniczone pole manewru, dlatego też taka sytuacja raczej nie służy państwu.
Rząd mniejszościowy to taki rząd, który nie ma poparcia więcej niż połowy posłów w Sejmie. Z tego też względu jest niezwykle istotne, by w ramach Sejmu udało się zawiązać koalicję lub uzyskać wynik wyborczy pozwalający na samodzielne rządzenie. Koalicja to porozumienie dwóch lub większej liczby partii pozwalająca na uzyskanie ponad 50% głosów w Sejmie. Siłą rzeczy taki układ zawsze wymaga pewnych kompromisów wynikających z różnic w programach partii, czasami nawet utrzymywanie przez lata jawnie szkodliwych dla państwa, ale wynikających z wąskich potrzeb koalicjanta rozwiązań prawnych. Koalicje mają do siebie także to, że stosunkowo łatwo się rozpadają i wielokrotnie taka sytuacja była przyczyną kryzysów politycznych III RP.
Może się zdarzyć tak, że w skład koalicji w ogóle nie wejdzie partia, która wygra wybory, ponieważ pozostałe partie porozumieją się między sobą i uzyskają parlamentarną większość. W takiej sytuacji w trudnej sytuacji znajdzie się Prezydent Andrzej Duda, ponieważ generalnie tradycją polskiego parlamentaryzmu było do tej pory powierzanie misji tworzenia rządu ludziom związanym ze zwycięską partią. Z punktu widzenia prawnego zwycięzcy wyborów wciąż jednak mogą się ograniczyć jedynie do roli opozycji.
Premiera wybiera Sejm
Jeżeli kandydat prezydencki nie uzyska wotum zaufania w Sejmie lub też Prezydent w ogóle nie zdecyduje się na desygnowanie Prezesa Rady Ministrów, tym razem to Sejm wybiera swojego kandydat an urząd premiera czyniąc to bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Prezydent musi dostosować się w tej materii do woli parlamentarzystów.
Jeżeli jednak Sejmowi nie uda się znaleźć konsensusu, Prezydent może raz jeszcze powołać Prezesa Rady Ministrów (tzw. „druga tura rezerwowa”). Jednakże i w tym wypadku decyzja ta musi spotkać się z wotum zaufania ze strony posłów, choć tym razem wystarczy już zwykła, a nie bezwzględna większość głosów. Art. 155 ust. 2 Konstytucji RP wyjaśnia jasno, że:
W razie nieudzielenia Radzie Ministrów wotum zaufania w trybie określonym w ust. 1, Prezydent Rzeczypospolitej skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory.
A nas czekają kolejne wybory i zapewne drobny kryzys polityczny w państwie. Natomiast nie należy się obawiać – wszystko odbędzie się w majestacie prawa, co będzie najlepszym dowodem na to, że przynajmniej w tym wypadku Państwo działa nie tylko teoretycznie.