Czy każdy kurier powinien mieć etat w InPost? Wybitnie infantylny wywiad Gazeta.pl. Aż przykro czytać

Gorące tematy Biznes Firma Państwo Praca Dołącz do dyskusji (1223)
Czy każdy kurier powinien mieć etat w InPost? Wybitnie infantylny wywiad Gazeta.pl. Aż przykro czytać

Jeśli w połowie lektury dość długiego wywiadu scrollujesz stronę do góry, żeby sprawdzić kto – z nazwiska – zadaje te pytania, to znak, że nie jest dobrze. 

Takim wywiadem, który stanął wczoraj na mojej drodze, była opublikowana w portalu Gazeta.pl rozmowa z prezesem InPostu, Rafałem Brzoską. Z wielkim zaskoczeniem przyjąłem, że autorem pytań nie jest jakiś ideowy licealista, który urwał się z wiecu młodzieżówki Partii Razem, a wielkie nazwisko Agory, jedna z większych gwiazd Gazety Wyborczej – Grzegorz Sroczyński.

Cała rozmowa wygląda trochę tak, jak dyskusja syna zadającego ojcu pytania o podstawowe prawidła tego świata: dlaczego w sklepie trzeba płacić, czym są podatki. Ojciec cierpliwie odpowiada, nawet jeśli syn kilkukrotnie odpowiada, że będzie zjadał jabłka w sklepie i nie ma zamiaru oddawać za nie z góry ustalonej kwoty. Odpowiedzi nie docierają, pomimo największych wysiłków i naprawdę wielu prób logicznej argumentacji. Zobaczcie zresztą sami.

Cytaty pochodzą z serwisu „Next” w portalu Gazeta.pl. Wydawcą Gazeta.pl jest Agora S.A. Czym z kolei jest Agora S.A., to proponuję sprawdzić w jeszcze ciepłym tekście Jurka Wilczka pt. Agora jest wszystkim tym, co krytykuje „Gazeta Wyborcza”. Pracownicy wydawcy zaczynają się buntować. W tym kontekście cały wywiad jest jeszcze dziwniejszy, choć i tak jest – co najmniej – specyficzny.

Nie sposób się jednak dziwić, skoro autor wywiadu polskiego przedsiębiorcę potrafi sobie zwizualizować tylko na dwa sposoby: albo bogacza i cwaniaka, albo idiotę, który daje się wyzyskiwać.

Bo część z nich to są bogacze, którzy sobie w ten sposób optymalizują podatki. A druga część została do takiej formy zatrudnienia zmuszona i jest to ordynarne omijanie Kodeksu Pracy.

  • podsumowuje Grzegorz Sroczyński w rozmowie, która dopiero się rozkręca.

Prezes InPostu kontra świat marzeń Grzegorza Sroczyńskiego

Autor wywiadu pomimo kilkukrotnych prób wytłumaczenia, nie jest w stanie zrozumieć, że InPost zatrudnia 2000 etatowych pracowników, jednak kurierzy dostarczający przesyłki nie są pracownikami InPostu, a zewnętrznych firm, z którymi InPost zawiera umowy na dostawę. Mówiąc „nie jest w stanie zrozumieć”, mam naprawdę na myśli „nie jest w stanie zrozumieć”, bo kiedy wydaje się już, że sprawa jest wyjaśniona i zamknięta, temat wraca i wraca.

Swoją drogą, gdyby nawet ktoś wpadł na bzdurny pomysł zatrudnienia tych kurierów w oparciu o niewydajne etaty, prawdopodobnie czytalibyśmy przejmujący reportaż o tym jak gigant zniszczył małe firmy dostawcze, podkupując ich pracowników.

Korzystanie z zewnętrznych firm dostawczych (tak działają wszyscy kurierzy, może poza Pocztą Polską, choć i co do tego nie mam pewności) jest standardową procedurą. Dziennikarz nazywa to „zgrabnym outsourcingiem”. Oczywiście jest to bzdura, jest to fundament obrotu gospodarczego i oby żył jak najdłużej, ponieważ w świecie Grzegorza Sroczyńskiego musiałbym zatrudnić na etat pana, który raz w miesiącu kosi mi trawnik, że już o dostawcy pudełek z dietą nie wspomnę. A pewnie jakiś MaczFit ma go na śmieciówce. I ja mam tę śmieciówkową krew na rękach.

Według świata kreślonego w omawianej rozmowie, jest to z mojej strony kreatywny outsourcing. Nie sposób też zapomnieć, że ten tekst piszę na kupionym na firmę laptopie Apple, wywiad mam otwarty na firmowym smartfonie Apple. W przyszłości też planuję kupić urządzenia Apple. Może nawet w większej ilości. W świecie Grzegorza Sroczyńskiego prawdopodobnie powinno się postawić mi zarzut łamania praw pracowniczych w Chinach.

Abstrahując od absurdów, dziennikarz po prostu nie jest w stanie pogodzić się z faktem, że stosunki gospodarcze są uwarunkowane interesami obu stron, w sposób kompromisowy i najlepszy dla obu uczestników nawiązanego stosunku biznesowego. Grzegorz Sroczyński kompletnie ignorując te fakty przez cały wywiad sprawia wrażenie ideologa, dla którego „świat powinien być taki jak ja chcę, bo to jest fajne i wszyscy się kochają”.

Dużo konkretów na temat Bezpiecznego Listu

Muszę przyznać, że wywiad po pierwsze dobrze się czyta, bo jest to klasyczna – jak to mawiamy na gospodarczej prawicy – „orka”. Nawet moi znajomi lewicowcy troszkę łapią się za głowę dostrzegając dysproporcję argumentów i starcie infantylnego socjalizmu z liberalnym, biznesowym realizmem, który – po prostu – broni się argumentami.

Jak kurier dostanie wylewu i pójdzie na trzy miesiące do szpitala, to co się dzieje? Dzieje się to samo, co z każdą inną osobą pracującą w Polsce. Jest ubezpieczony w NFZ. I szpital go przyjmie. Ale ja mówię o płatnym zwolnieniu chorobowym, które przysługuje na etacie. Za coś w czasie choroby musi żyć.I żyje. Żeby być ubezpieczonym nie trzeba mieć etatu.

Zasadniczym problemem Rafała Brzoski jest to, że nie jest lubiany. Nie było ani jednej jego sesji w Gali, gdy trzyma na rękach właśnie urodzone źrebię, a wraz z TVN-em nie jeździ do Afryki karmić małych murzynków. Nie wiem jaki jest prezes InPostu prywatnie. Może to fajny facet, a może wcale nie taki fajny. Z całą pewnością rozumuje jednak w dokładnie taki sposób jak 95% prezesów największych przedsiębiorstw w Polsce i odróżnia go od nich jedynie otwarte mówienie o swoich poglądach gospodarczo-doktrynalnych obraz brak hipokryzji.

Przez jakiś czas trochę uwierała mnie historia spółki Bezpieczny List. Miałem bowiem pewien dysonans moralno-praktyczny. Z jednej strony, jako prawnik (przypominam – my idziemy do piekła z urzędu), uważam rozwiązanie sprawy Bezpieczny List za majstersztyk. Z tej samej strony, jako przedsiębiorca, pamiętam całą sytuację i mam świadomość, że to była walka o życie całego InPostu.

Wywiad Sroczyńskiego z Brzoską szczegółowo przedstawia jednak okoliczności całej sprawy. Dowiadujemy się między innymi tego, że nasze państwo po raz kolejny w historii próbowało „przekręcić” InPost. I w zasadzie to ono, znów, jest w pełni odpowiedzialne za problemy pracowników Bezpiecznego Listu.

Pod koniec 2015 roku wygraliśmy przetarg publiczny ogłoszony przez agendę państwową Centrum Usług Wspólnych na dostarczanie listów administracji rządowej. Jednym z warunków było zatrudnienie ludzi i trzymanie ich na „stand by”, żeby firma nawet z dnia na dzień mogła zacząć dostarczać te rządowe listy. Wygraliśmy przetarg, powstała spółka Bezpieczny List, zatrudniłem 1200 listonoszy. Przez miesiąc czekaliśmy na podpisanie umowy, nic się nie działo. Odwołanie, sąd, wyrok – nakazujący rządowi podpisanie umowy. Miesiąc za miesiącem, odwołanie za odwołaniem, wyrok za wyrokiem. Łącznie przez półtora roku było CZTERNAŚCIE wygranych spraw sądowych na naszą korzyść. I nic. Nie podpisali tej umowy.

Tyle, że najbardziej nielubiany polski prezes – czego też nie wiedziałem – spłaca teraz tych ludzi ze swojej prywatnej kieszeni. Choć kompletnie nie musi tego robić. Grzegorz Sroczyński – oczywiście – nie rozumie.

Pan po prostu miał to w nosie. „Dlaczego mam być za to odpowiedzialny? Nie jestem we władzach tej spółki” – stwierdził pan w maju 2017 roku w rozmowie z portalem NaTemat. A potem na pytanie, czy jako milioner nie mógłby wyrównać rachunków z listonoszami choćby ze względów wizerunkowych, odpowiedział: „Dziękuję za sugestię. Zapewniam, że mam jeszcze kilka pomysłów na poprawę wizerunku”. No i co? I to właśnie w końcu zrobiłem. Jak tylko udało mi się uratować firmę, wyjść na prostą, to wróciłem po tych, którzy zostali za burtą. Zapłaciłem wszystkie zaległości z własnych środków.

Ale trzy lata trwało zanim pan wrócił do rozumu! No to proszę sobie wziąć 14,5 bańki kredytu i zapłacić za kogoś. Jak pan wykona taki gest proporcjonalnie do swoich wynagrodzeń, to porozmawiamy. Czy pan w ogóle rozumie, co ja zrobiłem?!

Wywiad z Rafałem Brzoską to niezdany egzamin ideologów polskiej myśli socjalistycznej

Jakiś gość zrobił wywiad z jakimś przedsiębiorcą, a Kralka niezdrowo się ekscytuje?

Nie do końca tak to wygląda. Przede wszystkim spierają się w nim dwie wizje świata, które wprawdzie nie mają dziś swojej własnej (istotnej) reprezentacji politycznej, jednak jako ideologie mogą oddziaływać na kształt krajowej debaty. Polska Rafała Brzoski zdominowana jest dziś jednak zdecydowanie mniej kochana przez mainstream, który w dobie populistycznych haseł i masowego rozdawnictwa musi kusić wyborcę światem surrealnym, w którym zaburza się równość stron, równowagę interesów czy zwykłą, logiczną przyzwoitość w biznesie.

Polska Grzegorza Sroczyńskiego zaczyna znajdować odzwierciedlenie w postulatach partii politycznych oraz ma daleko idący romans „intelektualny” (mocne słowo, wiem) z całą radykalną lewicą. Wywiad opublikowany na łamach Gazeta.pl podsumowałem słowami „poezja wieczoru kontra proza poranka”. Gorąco zachęcam do lektury całej rozmowy, która moim zdaniem pokazuje gigantyczne dysproporcje jakościowe pomiędzy ideologią a praktyką. Marzeniami i wyobrażeniami Sroczyńskiego, a realiami i decyzjami Brzoski.