Czy lokatę, w której zysk jest uzależniony od notowań giełdowych konkretnej spółki, możemy w ogóle nazywać "lokatą"?
Tradycyjne lokaty bankowe wyszły już z mody. Nie mam w żadnym wypadku na myśli to, że obniżki stóp procentowych systematycznie podkopują ich opłacalność. Po prostu same banki od dawna starają się nam sprzedać nieco bardziej wymyślne produkty. Ubocznym skutkiem tej kreatywności są coraz bardziej skomplikowane zasady korzystania z konta bankowego, czy właśnie lokaty.
Obecnie typowa lokata bankowa kusząca atrakcyjnym oprocentowaniem składa się z różnych elementów. Mamy na przykład lokatę z udziałami w funduszu obligacyjnym. Możemy dzięki temu zyskać więcej, niż bank jest nam skłonny zaoferować bez wyłożenia naszych pieniędzy na taką inwestycję. Niektóre instytucje idą o krok dalej i proponują lokaty powiązane z typowymi funduszami inwestycyjnymi. W obydwu przypadkach pojawia się element ryzyka. Możemy zarobić tyle, ile sugeruje nam reklama. Równie dobrze możemy zarobić mniej. Istnieje nawet szansa, że coś tam stracimy.
Z podobnego założenia wychodzi kolejna wariacja na ten temat, jaką stanowią lokaty strukturyzowane. Cóż to takiego? Tym razem nasze pieniądze dzielone są na dwie części: bezpieczną oraz inwestycyjną. Ta pierwsza teoretycznie stanowi odpowiednik tradycyjnej lokaty, chociaż w praktyce często sprowadza się do zainwestowania w bezpieczne instrumenty w rodzaju obligacji. Druga część służy zainwestowaniu w jakiś z góry upatrzony instrument rynkowy. Najpopularniejsze obecnie są akcje konkretnej spółki albo koszyka spółek. W grę wchodzą też między innymi kursy walut albo ceny surowców.
Założenie jest takie, że inwestycja zarobi na siebie i przyniesie nam dużo wyższy zysk, niż zrobiłaby to klasyczna lokata terminowa. Jeżeli jednak coś poszłoby nie tak, to część bezpieczna zapewni nam gwarancję, że ewentualne niepowodzenie inwestycji nie zaboli nas tak bardzo.
Lokaty strukturyzowane cechuje to, że z góry wiemy, w co bank chce zainwestować. Siłą rzeczy znamy proporcję ewentualnego koszyka inwestycyjnego, a także w jaki sposób nasze pieniądze zostaną podzielone na część inwestycyjną i bezpieczną.
Z pewnością wielu naszych czytelników dostrzeże, że czegoś w powyższym opisie brakuje. Można by wręcz zaryzykować, że nie ma w nim najważniejszej informacji. Ile pozwolą nam zarobić lokaty strukturyzowane? Teoretycznie mógłbym odpowiedzieć, że nie wiadomo. Byłaby to odpowiedź prawdziwa, bo tak naprawdę nie będziemy z góry wiedzieli, ile wyniesie stopa zwrotu z naszej inwestycji. Na szczęście banki uchylają przed nami rąbka tajemnicy za pomocą dwóch parametrów.
Postawmy sprawę jasno: lokaty strukturyzowane są chyba najbardziej skomplikowanym "produktem lokatopodobnym"
Obecnie lokaty strukturyzowane zawierają często oprocentowanie gwarantowane za okres inwestycji. Niektóre gwarantują po prostu, że nie stracimy. To znaczy: po zakończeniu inwestycji otrzymamy co najmniej tę samą kwotę, jaką wpłaciliśmy. Jeżeli nie uwzględnimy inflacji, to rzeczywiście w najgorszym wypadku wyjdziemy na zero. Inne banki są gotowe zaoferować nam gwarantowane oprocentowanie wynoszące kilka procent. W obydwu przypadkach musimy tylko dotrwać do samego końca inwestycji. Warto wspomnieć, że są także instytucje, które nie gwarantują nam niczego.
Kolejnym elementem, na który warto zwrócić uwagę, jest parametr maksymalnego udziału w zysku. Najczęściej banki z góry określają poziom, którego nasze oprocentowanie nie będzie mogło przekroczyć. Jego wysokość wielokrotnie przewyższa jednak bezpieczne sposoby oszczędzenia. Wynosi zwykle ok. 29-35 proc. Czy rzeczywiście tyle zarobimy? Niekoniecznie.
Realistycznie patrząc, kurs akcji wcale nie musi się zbliżyć do tego poziomu w czasie trwania naszej lokaty. Może się też okazać, że nasz bank stosuje tzw. mechanizm bariery. Jeżeli na przykład kurs wskaźnika, od którego zależy oprocentowanie lokaty strukturyzowanej, osiągnie konkretny poziom, to możemy zapomnieć o udziale w zysku. Otrzymamy jedynie minimalne odsetki.
Dobrym przykładem takiego mechanizmu może być lokata strukturyzowana "Internetowy Gigant I" oferowany przez Bank Millenium. Wskaźnikiem, od którego uzależnione było oprocentowanie, był kurs spółki Alphabet – holding będący właścicielem Google. Bariera wynosiła 150 proc. jego początkowej wartości . Tak się złożyło, że w okresie inwestycji akcje Alphabetu rzeczywiście w pewnym momencie wystrzelił tak bardzo, że bariera została przekroczona. Rezultat? Klienci, którzy ulokowali środki na tej lokacje, otrzymali jedynie gwarantowane odsetki 4,2 proc. Przy czym warto wspomnieć, że wystarczy jednokrotne przekroczenie bariery, a nie relacja pomiędzy kursem na początku i na końcu inwestycji.
Pytanie brzmi: czy lokaty strukturyzowane się w ogóle opłacają? Mogą się opłacić, jeśli okoliczności będą nam sprzyjać. Eksperci sugerują zazwyczaj, że to produkt dla osób, które nie mają nic przeciwko ryzyku inwestycyjnemu, dopóki będą miały realną perspektywę na osiągnięcie większego zysku niż w przypadku lokat terminowych. Ja bym jednak zwrócił uwagę na coś innego. Lokaty strukturyzowane to instrument, który jest dużo bardziej skomplikowany nawet od innych współczesnych produktów "lokat z inwestowaniem". Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że inwestowanie w ten sposób będzie trudniejsze od samodzielnej inwestycji w akcje za pośrednictwem biura maklerskiego.
Jeżeli jednak nie mamy nic przeciwko wnikliwemu przestudiowaniu szczegółów oferty i uważaniu na wiele działających równocześnie mechanizmów, od których uzależniony jest nasz zysk, to możemy zarobić na takiej lokacie. Pod warunkiem oczywiście, że interesujący nas wskaźnik osiągnie później optymalne wyniki – nie za duże, nie za małe.